Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 54 из 70

Była zagadkowa. Frapowała go. Od pierwszej chwili. Umiała słu­chać, była bezpośrednia, miała fotograficzną pamięć. Bywała senty­mentalna, nieśmiała i zawstydzona, aby za chwilę być wyuzdana do granic wulgarności. W ciągu paru sekund mogła przejść od analitycznej rozmowy o zasadach funkcjonowania giełdy w Londynie – jako gościa z «represjonowanej i komunistycznej» Polski zawsze go to interesowa­ło – do prowadzonej szeptem rozmowy o tym, dlaczego płacze, słucha­jąc «Aidy» Verdiego. Potrafiła także prawdziwie płakać przy stoliku w restauracji, gdy już mu to opowiedziała. Pamięta, jak kelnerzy pa­trzyli na niego z nienawiścią, podejrzewając, że zrobił jej jakąś potwor­ną krzywdę.

Była niedostępna. Podobała mu się, ale nie na tyle, by chciał zanie­dbać swoją genetykę i «zainwestować» czas, aby zdobywać ją i spraw­dzać, jak bardzo niedostępna była naprawdę. Pogodził się z tym, że Je

Tego dnia miał imieniny. Chociaż nie wszystkie kalendarze wymie­niają imię Jakub tego dnia, obchodził swoje imieniny właśnie 30 kwiet­nia. Tak jak chciała jego matka. Ponieważ był środek tygodnia, zapro­sił wszystkich na przyjęcie do siebie w najbliższą sobotę. Zbliżała się północ, a on ciągle jeszcze pracował w swoim biurze. Nagle usłyszał ci­chutkie pukanie.

Je

Zupełnie i

Miała na sobie obcisłe jasnofioletowe spodnie zwężane do dołu i jasnoróżową rozpinaną koszulową bluzkę wpuszczoną w spodnie. Nie włożyła stanika, co przy jej piersiach wyraźnie było widać przez mate­riał bluzki. Włosy miała upięte w kok związany fantazyjnie jedwabną chusteczką w kolorze spodni. Załzawione, błyszczące oczy zaznaczyła lekko fioletowym kolorem i podkreśliła wargi szminką w tym samym kolorze. Kontury warg obrysowała i

– Myślisz, że Szopen też obchodził swoje imieniny? Nigdzie nie mogłam się tego dowiedzieć. Chciałam zdążyć przed północą z życze­niami. Zdążyłam. Jest dopiero za osiem dwunasta.

Zbliżyła się do niego, podniosła na palce i musnęła jego usta swoimi wargami. Przytuliła się do niego. Postanowił, że zapyta ją, jaka to firma tak genialnie miesza jaśmin z wanilią w jej perfumach. Pachniała do­kładnie tak samo jak pierwszego dnia, gdy ją poznał.

Widząc, że stoi, nie wiedząc, co zrobić z rękami, odsunęła się i pa­trząc mu w oczy, podała małego żółtego pluszowego tygrysa, który miał na brzuchu wyszyty czarną nicią napis po angielsku Get physical. Powiedziała:

– To imieninowy prezent dla ciebie. A teraz przestań już wreszcie pracować. Zapraszam na drinka do mnie. Obiecuję, że nie będę ci robić egzaminu z Szopena.

Uśmiechnął się, zaskoczony, myśląc cały czas, czy Get physical na pewno znaczy, że mają zacząć dotykać. Chciał, aby to właśnie znaczy­ło. Wyglądała dziś niezwykle. Kobieco, tajemniczo, tak bardzo inaczej niż zwykle. Ten zapach, ten głos, te biodra. I ten tygrysek. Postanowił, że zacznie się od teraz uczyć angielskich idiomów.

Chciał iść z nią natychmiast, ale przypomniał sobie, że musi za­mknąć program, który uruchomił, gdy ona zapukała do drzwi jego biu­ra, i wyłączyć komputer. Pocałował wewnętrzną stronę jej prawej dło­ni i wrócił do swojego biurka. Gdy wprowadzał komendy z klawiatury, nagle poczuł, że stanęła za nim, dotknęła jego głowy swoimi piersiami, nachyliła się nad nim i zaczęła delikatnie oddychać za jego uszami. Za­trzymał dłonie na klawiaturze. Nie wiedział, co zrobić. To znaczy wie­dział, ale nie mógł się zdecydować, jak zacząć. Sytuacja była dziwna. On siedział nieruchomo, jak sparaliżowany, z dłońmi na klawiaturze, a ona stała za nim i całowała jego włosy. W pewnym momencie odsu­nęła się na chwilę. Nie poruszył się. Usłyszał szelest tkaniny i za chwi­lę różowa koszula przykryła jego dłonie znieruchomiałe na klawiaturze komputera. Odwrócił powoli krzesło obrotowe, na którym siedział. Od­sunęła się, aby zrobić mu miejsce. Jej piersi znalazły się dokładnie na wysokości jego oczu. Weszła między jego rozsunięte kolana i powoli podsunęła piersi do ust. Były większe, niż sobie wyobrażał. Zaczął je delikatnie ssać.

W pewnym momencie wstał i przytulił ją do siebie. Drżał. Zawsze drżał w takich momentach. Tak jak i

– Chodźmy już do mnie – wyszeptała.

Prawie biegła, ciągnąc go poprzez oświetlone tylko zielonymi lam­pami oznakowań wyjść awaryjnych korytarze jego instytutu. Musiała czuć, że on drży cały czas. W pewnym momencie zwolniła, wzięła go za obie ręce i wciągnęła do ciemnej sali wykładowej. Całując cały czas, pchała go tak długo, aż oparła o ścianę przy drzwiach wejściowych. Uklękła przed nim. Trzymał obie dłonie na jej głowie, gdy ona to robi­ła. Oparty o ścianę poddawał się jej ruchom, przyciskając i zwalniając plecami znajdujący się za nim wyłącznik światła. Kolumny jarzenió­wek podwieszonych do sufitu ogromnej sali z hałasem zapalały się i ga­sły na przemian. W momentach, gdy rozbłyskało światło, widział ją klęczącą przed nim. Ten widok potęgował jeszcze bardziej jego pod­niecenie. Ale już nie drżał. Było mu cudownie.

To nie mogło jednak trwać długo. Nie był na to w ogóle przygoto­wany. Poza tym niepokoiły go – nie umiał nie myśleć o tym – dwie rzeczy. To, że za chwilę, tak bardzo przedwcześnie, bo chciał, aby to trwalo znacznie dłużej, będzie ejakulował, a także to, że nie wie, czy wolno mu przekroczyć aż tak odległą granicę intymności i ejakulować w jej ustach. Nie uzgodnili przecież tego!

Je

– Eljot, już nie masz imienin. Ale to nic. Ciągle chcę, żebyś przy­szedł do mnie. Teraz nawet bardziej niż wczoraj przed kilkoma minuta­mi. Chcę, abyśmy teraz zrobili coś dla mnie. Zrobimy, prawda?

Odsunęła się, zapięła jeden guzik swojej bluzki, wzięła go za rękę i ciągnąc za sobą, wybiegła z sali. Biegł za nią z zamkniętymi oczyma przez ciemny labirynt korytarzy i myślał, że pierwsze, co zrobi, to zapa­li papierosa. Wciągnie głęboko dym, zamknie oczy i pomyśli, jak było cudownie. Bez papierosa «zaraz po» seks jest jak «niedokończony». Po­za tym ten papieros będzie szczególny, ponieważ będzie to także papie­ros na «zaraz przed». Po chwili stanęli przed drzwiami jej pokoju we wschodniej części campusu. Nie zapalili światła. Nie miał już ochoty na papierosa. Chciał jak najszybciej być w niej.

Zasnęli, wyczerpani, gdy zaczynało świtać.

W laboratorium pojawił się tego dnia dopiero około południa. Se­kretarka wykrzyknęła z radości, gdy go zobaczyła.

– Szukamy pana od kilku godzin. – powiedziała. – Chcieliśmy na­wet zawiadomić policję. Odkąd pan przyjechał z Polski, był pan tutaj zawsze przed siódmą rano. Zaraz zadzwonię do profesora, że się pan odnalazł. Tak bardzo martwiliśmy się o pana. Jak to dobrze, że nic się panu nie stało – dodała z wyraźną ulgą.

Było mu trochę nieswojo, że narobił aż takiego zamieszania. Nie mógł jednak przewidzieć scenariusza tej nocy. Poza tym – pomyślał, uśmiechając się do siebie – stało się przecież. I to aż sześć niezapo­mnianych razy, nie licząc zdarzenia w sali wykładowej.

Nad zdarzeniem w sali wykładowej nie przeszedł tak zupełnie do porządku dzie

– Martwisz się, co się stało z twoją spermą? Eljot, popatrz na to tak. Sperma składa się leukocytów, fruktozy, elektrolitów, kwasu cytryno­wego, węglowodanów i aminokwasów. Ma tylko od pięciu do czter­dziestu kalorii i nie powoduje próchnicy. Ma zawsze stałą temperaturę twojego ciała. Poza tym jest zawsze świeża, bo stara obumiera. Jest w zasadzie bez smaku... Gdybyś pił sok ananasowy i nie palił tyle, by­łaby słodka. Poza tym z powodu tych pięćdziesięciu do trzystu milio­nów plemników, które zawiera, uważana jest za eliksir życia. Przynaj­mniej w kulturach Wschodu. To wyszło od Hindusów. Wiem to nie tylko z książek. Mój ostatni nauczyciel muzyki, jeszcze na Wyspie, za­nim przyjechałam tutaj, do Dublina, był Hindusem. Oni z seksu zrobili sztukę. Ta sztuka to tantra. Dla tantry miłość fizyczna to sakrament. W tantrze nie kopuluje się. W tantrze Lingam, czyli świetliste berło al­bo po angielsku penis, wypełnia Joni, czyli świętą przestrzeń kobiety, czyli po angielsku waginę. Twoje inicjały, «JL», to inicjały tantry. Już przez samo to obiecywałeś od początku rozkosz.

Uśmiechnęła się, pochyliła nad nim i zaczęła całować jego oczy. Po chwili opowiadała dalej:

– Czy wiesz, że symbolem hinduskiego boga Sziwy jest śliczny, ży­lasty, pulsujący penis i że na większości obrazów Sziwa medytuje z piękną ostrokątną erekcją? Poza tym tak cenił swoją spermę jako źró­dło nieśmiertelności, że według wierzeń Hindusów, potrafił przez setki lat doprowadzać do bezgranicznej ekstazy swoją żonę Parvati nigdy, ani razu, przy tym nie ejakulując. To głównie dlatego mniej boscy hin­duscy jogini po akcie płciowym natychmiast wysysają swoją spermę z pochwy partnerki. Uważają, że w ten sposób ratują swoją witalność.