Страница 70 из 70
Prawie nic nie czuła, kiedy ją zszywał. Przytuliła niemowlę do siebie. Zaczęła płakać. Już dawno tak nie płakała. Położna ścierała pot z jej czoła.
– Niech pani nie płacze. Już po wszystkim. Ma pani zdrowego synka. Ma dużą głowę, to porozrywał panią trochę, ale za to będzie mądry! Młody lekarz, cały czas zakładając jej szwy, powiedział:
– Niech pani zanotuje. Godzina narodzin czwarta zero osiem rano. Po szyciu da pani coś mocnego na spanie i przepchnie do czternastki. Do karmienia dopiero jutro późnym popołudniem.
Obudziła się, słysząc głosy. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest. Podniosła głowę. Przy łóżku siedzieli rodzice i mąż. Czuła potworny ból w kroczu. Uśmiechali się do niej. Podniosła się na łóżku, poprawiła włosy.
– Gdzie on jest? – zapytała.
– Później przyniosą ci go do karmienia – odpowiedziała matka. Mąż podniósł się i podał jej bukiet czerwonych goździków. Pocałował ją w policzek.
– Marcin waży ponad cztery i pół kilo. Ja też byłem taki duży przy urodzeniu.
Wyprostowała się. Szpitalna koszula rozsunęła się, ukazując nabrzmiałe od pokarmu piersi.
– On będzie miał na imię Jakub – powiedziała cicho. Mąż spojrzał na jej rodziców, jak gdyby szukając poparcia.
– Rozmawialiśmy o tym i wydawało mi się, że uzgodniliśmy, że on będzie miał na imię Marcin.
– Tak, rozmawialiśmy o tym, ale nic nie ustaliliśmy. Marcin to tylko jedno z imion, które rozważaliśmy.
– Ja sądziłem, że to już ustalone. Dałem dzisiaj rano wydrukować zawiadomienia. To kosztuje tysiąc złotych. Nie będę nic teraz zmieniał. Już za późno.
– O co ci chodzi? – zdziwiła się matka. – Marcin to teraz bardzo modne imię.
Nie mogła tego słuchać. Zsunęła nogi i usiadła na łóżku. Wsunęła stopy w kapcie. Mimo potwornego bólu podeszła powoli do szafki z ubraniami przy umywalce. Z płaszcza wyjęła portmonetkę z pieniędzmi. Zaczęła odliczać banknoty. Brakujące do tysiąca uzupełniła bilonem. Wróciła do łóżka. W nogach, tam gdzie siedział mąż, położyła pieniądze i powiedziała:
– Tutaj jest twój tysiąc złotych. Mój syn będzie miał na imię Jakub. Słyszałeś?! Jakub!
– O co ci chodzi, nie histeryzuj – włączyła się matka.
– Czy moglibyście teraz wyjść i zostawić mnie samą? Wszyscy.
Wstali. Słyszała, jak jej matka mówi do męża coś o szoku poporodowym.
Nie płakała już więcej. Położyła się. Była bardzo spokojna. Niemal radosna. Patrzyła na goździki leżące na pościeli. Przecież nie znosi goździków! Dlaczego on tego nie wie?!
Z półsnu wyrwała ją pielęgniarka.
– Chce pani karmić? – zapytała, trzymając w dłoniach becik, z którego wystawała główka jej synka.
– Tak. Chcę. Bardzo.
Podniosła się i usiadła na łóżku. Odsłoniła pierś. Wzięła z namaszczeniem becik z dzieckiem. Otworzyło szeroko oczy. Powiedziała, uśmiechając się do niego:
– Jakubku, tęskniłam za tobą. Niemowie zaczęło płakać, przestraszone.
Epilog
Mężczyzna przyjechał na dworzec Berlin ZOO dobrze przed północą. Pociąg do Drezna przejeżdża przez stację Berlin Lichtenberg dokładnie o 4.06. Miał dużo czasu. Wziął taksówkę do hotelu Mercure. W barze zamówił butelkę czerwonego wina.
Zawsze lubił Natalie Cole. Za imię. I za to, że opowiada niezwykłe historie, śpiewając. Słuchając jej, miało się przeżycia, a przeżycia są najważniejsze. Tylko dla przeżyć warto żyć. I dla tego, aby mocje komuś potem opowiedzieć.
Była za kwadrans czwarta. Zapłacił. Podszedł do recepcji.
– Mogłaby mi pani zamówić taksówkę? Do dworca Berlin Lichtenberg.
Dzisiaj spotka wszystkich, których kocha.
Prawie wszystkich.