Страница 94 из 101
– Zejdę z tobą. Dobrze nam zrobi kubek gorącej herbaty.
– Gdzie Smotrycz?
– Śpi w sąsiednim pokoju.
Inspekcja budynku zajęła Zuza
Zuza
Nie wiedzieli, że gdyby fizjonomia któregoś z nich była podobna do portretów pamięciowych porywaczy Zosi, sporządzonych przez ekipę Bondaruka, lub pary zabójców, zarejestrowanych przez kamerę w jej dawnym mieszkaniu, żadna ostrożność by ich nie uratowała.
Ale te twarze były całkowicie anonimowe.
Zuza
Odnalazła plecak i pistolet maszynowy. Cztery pełne magazynki i pięćdziesiąt naboi luzem. Broń strażników: glock z trzema magazynkami i śrutowa strzelba mossberg z pokaźnym zapasem naboi.
To było więcej niż trzeba.
Z wdzięcznością przyjęła od Heleny duży kubek gorącej herbaty. Gorący płyn smakował jak nigdy; po chwili dreszcze nieco się zmniejszyły. Poczuła się naprawdę lepiej, choć daleko było do dawnej formy.
Wiedziona impulsem podeszła do Heleny i pocałowała ją. Z wielką, od dawna nieodczuwaną radością poczuła, że pocałunek został odwzajemniony. Może nawet z jeszcze większą namiętnością. Brak oświetlenia wyłączył wzrok, ale sprzyjał wzmocnieniu wszystkich pozostałych zmysłów.
– Chodź – mruknęła Helena, złapała Zuza
Rozebrały się w gorączkowym pośpiechu. Zimno dawało się we znaki, szybko więc zniknęły pod grubą warstwą koców.
3.
Śmiech.
Niezbyt głośny, żaden tam rechot, po prostu zdrowy, przepojony autentyczną wesołością chichocik zaprawiony solidną domieszką ulgi i odprężenia. Helena kilka razy słyszała śmiejącą się Zuza
– To głupie – Zuza
– Te chichoty? Trochę. Mam nadzieję, że nie dotyczą mnie – Helena też się uśmiechnęła. Ciało śpiewało z radości; dawno się tak nie czuła.
– Nie. Pomyślałam sobie, że moja matka, gdyby mogła nas w tej chwili zobaczyć, powiedziałaby, że wszystkie pretensje, jakie zgłaszała przez całe swoje i moje życie, były uzasadnione. A Zosia, taka jaka się urodziła, jest karą za takie zachowanie.
– Poważnie? Tak myśli?
– Myślała. Nie żyje.
Helenie wydało się, że się przesłyszała. Zuza
– Co ty mówisz? – wykrztusiła w końcu. – Umarła?
– Została zastrzelona podczas porwania Zosi.
Helena uwierzyła. Tu nie było miejsca na zmyślone bajeczki.
– Mój Boże, tak mi przykro – powiedziała po dłuższej chwili. – Wyobrażam sobie, co musisz czuć.
– Nie sądzę. Sama sobie tego nie wyobrażam. Nie wiem, co czuję. Chociaż nie, wiem. Ulgę.
– Ulgę?
– Presja. Przez całe dorosłe życie. A nawet część dzieciństwa, odkąd matka zorientowała się, że… no wiesz.
– Że nie będziesz miała chłopaka?
– Stawała na głowie, żeby to zmienić – Zuza
– Żartujesz.
– Przeciwnie. Nie mówię ci nawet połowy. Wzbudzała we mnie nieusta
– Zgwałcono? – zapytała Helena ostrożnie. Gdy kiedyś odwiedziła Zuza
Teraz najwidoczniej pękł do końca.
– Miałam siedemnaście lat. Wracaliśmy z kina. Mieliśmy iść do niego i myślę, że byłam zdecydowana pójść na całość. Nie myślałam wtedy o matce. Myślałam o swoim życiu, że jak już się zdecyduję, może stanie się łatwiejsze. Normalne.
– Jest normalne.
– Nie. Uwierz mi. Moje życie nie jest normalne pod żadnym względem.
Helena podniosła się na łokciu. Zuza
– Było ich trzech, zwykłe osiedlowe łebki, jeden chodził do mojej szkoły i próbował się kiedyś przystawiać. Pogoniłam go. Zaatakowali nas zupełnie bez powodu, no może gdybym się inaczej zachowywała, nie doszłoby do tego. Ale nie spodobało im się moje spojrzenie albo że, trzymam tego mojego niedoszłego chłopaka za rękę, albo po prostu byli nagrzani i mieli ochotę narozrabiać. Chłopaka pobili do nieprzytomności, a mnie zgwałcili. Po kolei, wszyscy trzej. Na koniec pocięli nożem. Niewiele pamiętam, szczerze mówiąc.
Helena nie mogła wykonać najmniejszego gestu. Zwykłe, banalne słowa, wypowiadane w takim miejscu i w takich okolicznościach, miały ciężar stutonowego walca. Przygniatały. Obezwładniały.
– Leżałam przez kilka tygodni w szpitalu. Mój niedoszły chłopak prawie pół roku. Nigdy nie odzyskał pełnej sprawności, lekarze musieli mu wyciąć jedną nerkę, a lewe kolano na zawsze pozostanie sztywne. Ja, paradoksalnie, byłam w lepszym stanie. Fizycznie doszłam do siebie całkiem szybko. Tyle że wkrótce po wyjściu ze szpitala okazało się, że jestem w ciąży.
– Zosia.
– Owszem. Matka oszalała ze zgryzoty, miała wyrzuty sumienia, że to przez nią, a żeby było śmieszniej, jednocześnie zaczęła mną gardzić. Tak przynajmniej sądzę. Może traktowała gwałt jako karę za moje zachowanie.
– Niemożliwe – Helena usiadła. Koc spadł, odkrywając ramiona i piersi. Nie czuła zimna.
– Żądała, abym usunęła ciążę, podpadałam pod ustawę, to byłoby nawet zgodne z prawem – Zuza