Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 8 из 101



– Co dalej?

– Krytycznej nocy żaden z sąsiadów ani na klatce, ani w ogóle w całej kamienicy nie widział, o której ofiara wróciła do domu. Także nikt nie zwrócił uwagi, czy ktoś Wicherka odwiedzał. Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział. Nie mamy żadnego świadka, który mógłby coś wnieść – pozbawiony intonacji głos, brak emocji, wzrok wbity w notatki. Ogólne wrażenie: zainteresowanie sprawą sprowadzone do mechanicznej wyliczanki. – Drzwi wejściowe nie noszą śladów włamania, w mieszkaniu brak śladów walki. W ogóle nie dało się stwierdzić śladów obecności kogoś i

– Ofiara to Bartosz Wicherek, mężczyzna, rasy białej, lat trzydzieści dwa – Krzeptowski pły

Zapadło milczenie. Po chwili odezwał się Smotrycz, mocno skupiony, świetnie zorganizowany i logiczny. Jak maszyny, z którymi przestawał na co dzień.

– W mieszkaniu znajdował się pecet wyposażony w najmocniejszy z dostępnych na rynku procesorów, osiem gigabajtów pamięci RAM i dwa terabajty miejsca na twardym dysku – nawet dla Tyszkiewicza, z informatycznymi nowinkami zaprzyjaźnionego wyłącznie w użytkowym zakresie, brzmiało to imponująco. – Na komputerze zainstalowanych jest szereg profesjonalnych, specjalistycznych aplikacji, związanych, tak mi się na razie wydaje, z wykonywanym zawodem. Zawartość poczty elektronicznej ma w zdecydowanej większości związek z pracą. Prywatne e-maile tylko do i od niejakiej Patrycji – zajrzał do notesu – Winiarskiej. Poza tym...

– No? – zachęcił go Tyszkiewicz, dolewając nieco mleka do kawy. Nie mógł rozstrzygnąć, która wersja jest gorsza: z mlekiem czy bez. – Chyba przyniosę własną, pomyślał. Albo zacznę słodzić.

– Jest jeden folder. Zamknięty i na razie nie mogę go otworzyć. Mam też podejrzenia, że zawartość została zaszyfrowana. Co najciekawsze, wydaje mi się, że plik jest tak skonstruowany, że w razie nieautoryzowanego otwarcia uwalnia aplikację, która rozpoczyna nieodwołalny i błyskawiczny proces formatowania dysku. Krótko mówiąc, jeżeli coś pójdzie nie tak, utracimy wszystkie dane.

– Sprawdziłeś jego komputer służbowy? – zapytał Tyszkiewicz.

– Jeszcze nie. Mam go u siebie, ale na razie stoi i czeka. Obejrzałem tylko. Ma również dość mocne zabezpieczenia. Uznałem, że ważniejszy jest komputer domowy i ten zaszyfrowany plik. Chociaż, jeżeli pytasz mnie o zdanie, sądzę, że w obu tych maszynkach nie ma nic, co nam pomoże.

Znowu zapadła cisza.

– Podsumujmy więc – powiedział spokojnie nadkomisarz. – Mamy naukowca, meteorologa. Spokojnego. Miał nudne i uporządkowane życie zawodowe, o życiu prywatnym nie wspominając. Sprowadzało się do pracy w domu. Szefowie go chwalą, współpracownicy lubią i cenią. Facet nie miał żadnego majątku, bo trudno nazwać majątkiem czterdziestometrową klitę w zrujnowanej kamienicy, gdzie nie przejdziesz korytarzem bez dania w mordę jakiemuś sikającemu żulowi. Stan konta: tysiąc sześćset złotych. Zgadza się?

Pytanie miało w sobie pewien haczyk, co wszyscy obecni wyczuli, ale zgodnie kiwnęli głowami. Nawet komisarz Tolak.

– Gość był biedny i nie zajmował się żadną strategiczną dziedziną nauki. Nie miał nic, co warto by mu ukraść, i nie zajmował się niczym, dla czego warto by go zabić. A jednak zginął od ciosu nożem zadanego przez zawodowca, bo zgadzam się z Jadwigą: to mógł być zawodowiec, ponieważ nie zostawił po sobie żadnych śladów i umiał się maskować dostatecznie dobrze, by go nikt nie zauważył, a nawet jeżeli – nie zapamiętał. Wszyscy zatem zgadzacie się, że jesteśmy w dupie, koleżanki i koledzy. Pracujemy prawie drugą dobę i nie mamy nic, z czym mógłbym pójść do szefa.

Tyszkiewicz omiótł spojrzeniem zebranych. Wszyscy milczeli. Całe szczęście komisarz Tolak nie pozwolił sobie na jakikolwiek gest, który można by opacznie zinterpretować. Prawdę mówiąc, nie wykonał najmniejszego ruchu.



– Może jest coś takiego – powiedziała Zuza

– Jeśli był zakochany, dlaczego pozwalał, żeby bzykali ją i

– Zapytaj jakiegoś faceta, nie mnie – warknięcie. Zuza

– O matko! – Jadwiga westchnęła głośno i skrzywiła się.

– Okej. Miał trudne pożycie małżeńskie – Tyszkiewicz za wszelką cenę nie chciał dopuścić do dyskusji światopoglądowej. Ale może rzeczywiście to był jakiś trop. – Mamy dwóch facetów: tego z okresu małżeństwa, balowicza i hulakę, nawet jeżeli nie z własnej woli, oraz rozwodnika, skupionego na pracy mola książkowego. Dwóch różnych ludzi, tak na moje oko. Co dla nas z tego wynika?

– To chyba dość proste – Zuza

– Ludzie mówią różne rzeczy w takich sytuacjach – zauważył Krzeptowski.

– Siostra twierdzi, że był śmiertelnie poważny. I nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało.

– Masz zeznanie? – zapytał Tyszkiewicz.

– Mam – Zuza

– Okej – Tyszkiewicz machnął ręką. Na tym etapie, czterdzieści minut przed spotkaniem z szefem, nie będzie zagłębiał się w lekturze protokołów. Wszyscy rozumieli, o co chodzi. Potem się będzie tłumaczył przed prokuratorem. – Na razie mamy cień poszlaki, i to nie na temat. Bo to Wicherek miał powód, aby zabić. A nie odwrotnie. Chyba że zdradził się byłej żonie ze swoimi planami i ona wykonała uderzenie uprzedzające, w swoiście pojętej samoobronie. Albo wynajęła kogoś.