Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 3 из 101



Pły

Strzał.

Głowa drugiego strażnika opadła.

W tym momencie kilka metrów nad dziedzińcem gromko eksplodował pocisk kasetowy. Strzelec energicznie poderwał się na nogi i zaczął biec. Po przebyciu mniej więcej połowy dystansu zatrzymał się, wycelował pomiędzy masywne, drewniano-stalowe odrzwia i nacisnął spust granatnika. Czterdziestomilimetrowy granat uderzył precyzyjnie, z siłą wystarczającą do wyrwania prawego skrzydła z zawiasów. Huk detonacji nie przebrzmiał jeszcze, gdy eksplodowała następna mina moździerzowa.

Strzelec ruszył dalej. Biegnąc niespiesznie, liczył coraz bliższe wybuchy. Zdawał sobie sprawę, że z każdym krokiem staje się coraz lepiej widoczny na tle rozprzestrzeniającego się pożaru i blasku eksplozji. Musiał jednak podjąć ryzyko. Zadanie obejmowało wejście na teren rezydencji, koordynator nalegał bowiem, aby strzelec osobiście potwierdził skuteczność wykonania zamachu.

Skończyła się pierwsza seria ładunków. Nastąpiła krótka przerwa, robot sięgnął do następnej skrzynki i zaczął wysyłać do celu pociski odłamkowo-burzące z opóźnionym zapalnikiem, których parametry lotu zostały zaprogramowane nieco odmie

Eksplozja zniszczyła kawał muru tuż obok bramy. Podmuch wyrwał pół ciężarówki cegieł i kawałków tynku i wyrzucił je w górę, przy okazji obalając strzelca, pozbawiając tchu i ogłuszając.

Na swoje szczęście uniknął opadających cegieł. Powrót do pełnej świadomości zajął mu dłuższą chwilę. Po następnej podniósł się, obolały i kulejący.

Cholerna elektronika, pomyślał. Można sobie było darować wywalanie bramy. Ze stoickim spokojem oczekiwał następnych eksplozji. Wyszedł z założenia, że jeżeli urządzenia sterujące pociskami zadziałają prawidłowo, nie ma się czego obawiać, pozostałości muru osłonią go. Jeżeli nie – nawet najszybsza ucieczka nie na wiele się zda, jako że nie sposób przewidzieć rozmiarów błędu, a zatem i określić miejsc trafień.

Trzy ostatnie pociski, oddzielone piętnastosekundowymi interwałami, precyzyjnie trafiły w cel.

Strzelec odetchnął z ulgą. Minął martwego strażnika, po czym ostrożnie zajrzał przez zrujnowaną bramę w głąb dziedzińca. Zamknięta wysokim murem przestrzeń mogłaby służyć za scenografię woje

Okazała, utrzymana w modernistycznym stylu willa stała się właściwie płonącą ruiną. Dach, rozerwany eksplozjami, runął. Frontowa ściana, złożona w większości z ogromnych rozległych przeszkleń, wyleciała na zewnątrz, ukazując zamieniony w wulkan szalejących płomieni hol wejściowy. Pożar szybko się rozprzestrzeniał, po chwili z głośnym hukiem wybuchła instalacja gazowa.

Ciała.

Leżące na eleganckiej granitowej kostce dziedzińca wykręcone, porozrywane postacie, zastygłe w najdzikszych piruetach. Rozbite o samochody głowy, poodcinane kończyny. Eleganckie garnitury zamienione w brudne i zakrwawione szmaty.

Roztapiający się od żaru płonącego budynku śnieg barwił się na różowo. Cisza przerywana była jedynie hukiem płomieni.

Strzelec ostrożnie przekroczył linię bramy. Zauważył ruch. Ze środka willi, z miejsca, w którym kiedyś zapewne znajdowały się drzwi wejściowe, wyskoczył czarno odziany człowiek. Odzież płonęła w kilku miejscach, facet był w szoku i najprawdopodobniej nie stanowił żadnego zagrożenia. Pomimo tego strzelec podniósł karabin i oddał krótką serię.

Ochroniarz upadł na ziemię.



Strzał. Drugi. Trzeci.

Kule przeleciały tak blisko głowy strzelca, że poczuł ruch powietrza. Jedna rozerwała kominiarkę na wysokości skroni. Ostrzał, o czym poinformowały strzelca trzy nikłe błyski widoczne w półmroku, pochodził z oddalonego o dwadzieścia kroków bmw ochrony.

Upadł w bok, przeturlał się i otworzył ogień. Celowanie w takich warunkach bywa niedokładne, ale mimo trudnych warunków przynajmniej pół serii, krzesząc błyski rykoszetów, weszło w cel. Tamten przestał strzelać.

Strzelec turlał się dalej, aż skrył się za obszerną tują, szczęśliwym trafem niezniszczoną przez moździerzowy atak. Klnąc pod nosem, zmienił magazynek i wycelował – tym razem dokładnie – w bmw. Szyby były wybite, w środku panowała ciemność. Agent, o ile przeżył serię, raczej nie zdążył opuścić auta; strzelec miał w polu widzenia wszystkie drzwi.

Bmw było opancerzone, więc ostrzał z karabinka szturmowego kalibru 5,56 nie mógł wyrządzić ukrytemu we wnętrzu agentowi specjalnej krzywdy, o ile ten nie wystawi głowy i nie ukaże się w którymś z wybitych okien. Na to strzelec nie mógł liczyć. Ochroniarz, nawet ra

I to właśnie była szansa...

Strzelec przestawił M-4 na trzystrzałowe serie, poderwał się i strzelając z biodra, zygzakiem pobiegł w stronę bmw. Gdy od celu dzieliło go nie więcej niż pięć kroków, skończyła się amunicja, o czym poinformowało głośne szczęknięcie opadającej w pustkę iglicy. Strzelec zaklął i zaczął mocować się z magazynkiem. Agent, wciśnięty w przestrzeń pomiędzy przednim a tylnym fotelem, właśnie na to liczył. Wyprostował się gwałtownie, uniósł broń...

...i padł z przestrzeloną głową.

Strzelec podszedł do auta, spojrzał na martwego ochroniarza – dwa strzały w głowę z reguły powodują zgon – schował glocka do kieszeni i po raz ostatni omiótł wzrokiem pobojowisko. Leżący na dziedzińcu ludzie nie dawali znaku życia. Z dwunastu zakontraktowanych VIP-ów miał w polu widzenia dziesięciu. Dwóch pozostałych spaliło się w jednym z vanów.

Dom płonął coraz gwałtowniej. Strzelec uznał, że zadanie zostało wykonane. Po raz ostatni spojrzał na swoje dzieło i opuścił teren rezydencji. Tym razem biegł szybko, najszybciej jak się dało, miarowymi susami przesadzał przestrzeń pomiędzy rezydencją a lasem.

Gdy zagłębił się między drzewa, oddychał zupełnie swobodnie. Ponownie wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Wstukał numer i ostatni, trzeci esemes poleciał w eter. Po kilku sekundach dobiegł go odgłos silnej eksplozji. Ładunek C4 połączony z dwoma kanistrami benzyny zniszczył szopę, moździerz, skrzynie po amunicji, a także przemysłowego robota, bezużytecznego już mechanicznego mordercę.

Strzelec zasiadł za kierownicą, ukrytego wcześniej nissana pathfindera, niespełna cztery minuty po opuszczeniu terenu rezydencji. Po pięciu minutach szybkiej jazdy był już pewien, że żaden pościg nie zdoła go dogonić.

Śnieg padał coraz mocniej.

4.

Dwie godziny później strzelec włączył komputer. Wiatraczek chłodzący procesor zaszumiał cicho. Duży, ciekłokrystaliczny ekran rozjarzył się zimnym blaskiem. Strzelec otworzył pocztę i w ciągu pięciu minut napisał krótki, rzeczowy raport. Zgodnie z oczekiwaniami po następnych pięciu minutach otrzymał odpowiedź od koordynatora.

Dzięki skomplikowanemu systemowi połączonych ze sobą kont na różnych serwerach niemal niemożliwe było wyśledzenie korespondujących ze sobą komputerów, a treść wiadomości była zaszyfrowana.