Страница 13 из 101
Kasprowy… Wspomnienia sprzed roku przemknęły przez głowę Jakuba niczym wicher. Odgonił je, nie miał czasu o tym myśleć.
Wdrapali się na drugie piętro, Krzeptowski wstukał kod dostępu i znaleźli się w biurze zespołu. Smotrycz siedział samotnie przy największym biurku, zawłaszczając dla swoich potrzeb dwie trzecie przydzielonych zasobów komputerowych.
– Co jest? – Jakub powiesił kurtkę na wieszaku, ale szybko się zorientował, że poniosła go brawura. W pokoju było nie więcej niż dwanaście stopni. Smotrycz zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi.
– Mam sporo różnych niusów. Same złe. Które chcecie najpierw?
– Te złe. Mów, jesteśmy uodpornieni.
– Wątpię.
Krzeptowski zaczął trzaskać czajnikiem i kubkami. Tak czy siak gorąca kawa, czy raczej to, co ją udawało, nie mogła zaszkodzić.
– Zacznę od początku, chociaż najfajniejsze jest na końcu i w zasadzie to, co jest na początku, jest w świetle tego, co na końcu, zupełnie nieistotne.
– Logiczne. Acz nieco niejasne – zauważył pogodnie Tyszkiewicz. Pomimo braku postępów śledztwa i wieści przekazanych mu podczas spotkania z szefami był w świetnym humorze. Jeszcze przez minutę.
– Twardy dysk prywatnego komputera Wicherka został sformatowany.
– Nie dało się…?
– Nie dało się. Miałem najlepszy program do odczytu danych i do otwierania zaszyfrowanych i zamkniętych hasłami plików. Delikatny jak muśnięcie motyla. Nie poradził sobie. Najpierw całą treść dysku skopiowałem, oprócz najważniejszego folderu, bo ten się nie dawał skopiować. Potem zacząłem otwierać ten folder. Dysk się sformatował, więc folder straciłem. Po drugie, ze skrzynki e-mailowej Wicherka, o dwudziestej trzeciej zero sześć dwudziestego pierwszego grudnia, ktoś wysłał e-maila. Z kolejnym wirusem, profilowanym. Wirus ten zniszczył bliźniaczy folder, tak samo zresztą oznaczony, na komputerze służbowym Wicherka. Potem tego e-maila skasował. Służbowy komputer nam także nic nie powie, bo nie ma na nim niczego ciekawego, z wyjątkiem może paru pikantnych wiadomości do byłej żony. Mogę wam pokazać wydruki, jeśli jesteście ciekawi.
– Jak cholera. Mów dalej – warknął Tyszkiewicz. Już się nie uśmiechał. Był pełen złych przeczuć.
– Na szczęście, albo nieszczęście, Wicherek był zapobiegliwy i zrobił kopię na pendrive’ie, który ukrył w mieszkaniu. I tego pendrive’a znalazła Jadwiga.
– Super.
– Nie sądzę. Odczytałem treść folderu. Był zamknięty hasłem, ale dość prostym – zamilkł, jakby zastanawiając się, jak im przekazać najnowsze wieści.
– No dajze spokój, mów chopie, bo na serce umzemy – zawołał Krzeptowski, aż echo poszło po turniach.
– W zasadzie powi
– No mówże, do cholery. Bo ci przykopie.
– Służę waszmości. Tylko żeby potem nie było na mnie – zaczerpnął tchu, po czym machnął ręką w kierunku okna. – Widzicie to tam? Zimno, nie? Wiatr i mróz, i w ogóle. Zima. No więc, chłopaki, to jest dopiero maleńka przygrywka, preludium zaledwie. Jesteśmy na plaży Copacabana. Według pana Wicherka jutro, najpóźniej pojutrze weźmiemy udział w pasjonującym widowisku typu światło i dźwięk, polegającym na tym, że syberyjskie mrozy przyjdą do nas z wizytą, po czym pomnożą się przez dwa. Jeszcze mocniej sypnie śniegiem – to jest między i
Zamilkł. Choć pomieszczenie było małe, Jakubowi wydawało się, że jakieś echo powtarza ostatnią frazę wypowiedzianą przez Smotrycza. Informacja była na razie zbyt przytłaczająca, aby ogarnąć konsekwencje.
– Prognoza pogody? – w końcu udało mu się sformułować pytanie. Spojrzał bezradnie na Krzeptowskiego, jakby łudząc się, że się przesłyszał i komisarz wyprowadzi go z błędu. – Mówimy o prognozie pogody?
– Raczej przepowiedni apokalipsy – rzeczowym tonem odparł Smotrycz.
Milczenie. Zimno. Bulgot elektrycznego czajnika.
– Jaki zasięg ma mieć ta zima? – Krzeptowski przejął pałeczkę. Zawsze miał większą od Jakuba zdolność racjonalizowania faktów.
– Diabli wiedzą. Połowę Europy obejmie na pewno. On nazywa to nowym zlodowaceniem.
– Ciekawe. Podał przyczyny?
– Podał. Wskutek ocieplenia…
– Oszalałeś?
– Nie ja. To świat oszalał. Wskutek ocieplenia zwaliło się do morza trochę lodu na Antarktydzie. Od tego lodu oziębi się – czy raczej już się oziębił – ciepły prąd Golfstrom, coś jakby kaloryfer Europy. Jak wyłączy się kaloryfer, nastąpią mrozy. Tyle zrozumiałem. W tym raporcie jest sporo liczb i wykresów, jak dla mnie mogłyby być pisane po chińsku. Ale sens chyba złapałem prawidłowo.
– Słyszałem o tej teorii. Jakiś Angol kiedyś na to wpadł – mruknął Krzeptowski.
– No więc to nie są nieznane sprawy. Nie wyskoczyły nagle. Ja też słyszałem o jakimś raporcie przygotowanym dla Pentagonu, gdzie jeden ze scenariuszy przewidywał taką możliwość. Dlaczego nikt o tym nie mówi? Dlaczego nie trąbią o tym media? Wszystkie instytuty meteo są głuche i ślepe? – Tyszkiewicz bronił się przed złymi wieściami. Szukał luk i nielogiczności. Świat za oknem podpowiadał, że nadaremnie.
– Polityka – wzruszył ramionami Smotrycz. – Pokaż mi szefa państwa, który wychodzi przed kamery i oznajmia, że od jutra czy pojutrza będzie nocą siedemdziesiąt stopni mrozu, a w dzień, jak się ociepli i słoneczko przyświeci, tylko pięćdziesiąt pięć. Że napada trzy metry śniegu przez pierwszy tydzień. Że będzie wicher, który zniszczy wszystko na swojej drodze. Widzisz takiego? Przecież by się bał, że przegra następne wybory…
– Pieprzenie – Krzeptowski skrzywił się z niesmakiem. – Może i polityków takich nie ma. Ale naukowcy powi
– Nikt nie miał na tyle odwagi, aby stawiać sprawy kategorycznie – powiedział Smotrycz. Na razie jeszcze analizował wszystko na, nomen omen, zimno, jak naukowiec ustosunkowujący się do odkrycia i
– Może się mylić. Najczęściej prognozy pogody są nic niewarte.
– To nie jest prognoza. To przepowiednia. Na razie sprawdza się co do joty. Do siódmego miejsca po przecinku.
Rozmowa znowu utknęła. Tyszkiewicz poczuł się kompletnie wyczerpany.
– A te konsekwencje? – zapytał po dłuższej chwili Krzeptowski, chociaż przecież nie musiał pytać. Konsekwencje można łatwo przewidzieć.
– Kilka metrów zlodowaciałego śniegu spowoduje paraliż komunikacyjny. Stanie lotnictwo – chyba nawet już stoi, słyszałem w radiu komunikat, że loty zawieszono, ze względu na wiatr – kolej, samochody, wszystko, co chcecie. Będą wysiadać elektrociepłownie, elektrownie i gazociągi, co spowoduje brak ciepłej wody. I zimnej zresztą też. I ogrzewania. I światła. Wszystko pozamarza na kamień. Brak wody i ogrzewania spowoduje, że ludzie będą padać jak muchy.
– Kurczę, to jakiś absurd – wybuchnął Tyszkiewicz. – Przecież, jeśli wierzyć raportowi, za tydzień nie będzie tego państwa i połowy obywateli.
– E tam, zaraz połowy – Smotrycz konsekwentnie trwał przy ironicznym spojrzeniu na rzeczywistość. – Może dwudziestu procent. Wicherek pisze o dwudziestu procentach.