Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 18 из 67

Kiedy człowiek nie umie podjąć decyzji, najlepsze, co może zrobić, to umyć się, napić, przebrać w świeże ubranie i wygodnie usiąść. Tak też zrobiłem. Zegar wskazywał za kwadrans pierwszą w nocy Wypaliłem cygaro i uruchomiłem telesens.

Lena Ray nie odbierała.

Ale z ciebie dureń. Jak ma odebrać, skoro przebywa w świecie pod fałszywą tożsamością, w dodatku w towarzystwie O'Neila? Musisz poczekać do rana.

Punktualnie o ósmej wystukałem numer. Gdy rozświetlił się ekran, poszarzała na twarzy.

–Dzień dobry, dzwonię w sprawie…

–Wiem, w jakiej sprawie pan dzwoni – przerwała. – On już wie?

–Najpierw postanowiłem porozmawiać z panią.

Jej surowe rysy jakby zmiękły.

–Naprawdę? To bardzo… ładnie z pana strony.

–Czy zechce się pani ze mną spotkać?

Pub „Iron Joker" nadawał się do rozmów idealnie: loże ukryte wśród listowia i lekki, nienachalny jazz tworzyły atmosferę dla intymnych zwierzeń. Pa

–Wiedziałam, w jakim celu pana wynajął. Dlatego byłam taka oschła.

–Ale po co to wszystko?

Przechyliła głowę w bok. Na jej twarzy zagościł wyraz rezygnacji i zmęczenia.

–Kocham go od dawna – westchnęła. – Ale jestem nieśmiała, a on… to chodząca twierdza. Czasem myślę, że został politykiem, żeby skompensować chroniczny lęk przed ludźmi. Dowiedziałam się, że odwiedza Plażę, odnalazłam go i… uwiodłam – uśmiechnęła się do wspomnień. – Kiedy zaproponował ślub, byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Ale gdy chciał poznać moją prawdziwą tożsamość… przestraszyłam się.

–Czego?

–Odrzucenia. Odrzucenia, nie rozumie pan? Pracujemy razem od trzech lat i nigdy nigdy nie wykazał inicjatywy… Jak mogłam liczyć, że spodoba mu się prawdziwa Lara?

Siorbnąłem z filiżanki. Muzykę mieli niezłą, ale kawę lurowatą.

–Niech mi pani teraz powie, co mam zrobić. Wzruszyła ramionami. Wypuściła dym i pokręciła głową. Po bladym policzku spłynęła łza.

Wróciłem do domu. Spacerowałem w tę i z powrotem, zmarnowałem kilka cygar i pół butelki dobrej brandy Delikatność materii powodowała, że nie potrafiłem odnaleźć właściwego tropu. Lara to Lena, Lena kocha Roberta. Robert kocha Larę. A Lara to Lena. Psiakość. Teoria „Jeżeli a = b i b = c, to a = c", mimo że matematycznie spójna, w odniesieniu do ludzi nie musiała się sprawdzać. Robert chce się żenić. Tam i tu. Lena pragnie za niego wyjść. W obu miejscach. Więc co za problem? Potrząsnąłem głową. Taki, że skoro nie zwrócił na nią uwagi, pewnie nie jest w jego typie. Ale gdyby się dowiedział? Może by przejrzał na oczy?

Gdyby kilka dni wcześniej ktoś powiedział, że przyjmę rolę swata, wyśmiałbym go. Teraz mogłem się śmiać z samego siebie.

Tak czy owak musiałem się z nim spotkać. Gdy wchodziłem do gabinetu, odprowadzał mnie kamie

–Jesteś! Jakże się cieszę! – O'Neil zaprezentował znajomy promie

–Poczekaj – uprzedził gestem. – Najpierw się napiję. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszył? Skinąłem głową.

–Leno – odezwał się do telesensu – to, co zwykle. A dla Torkila… – spojrzał pytająco.

–To samo.

–Dobry wybór – wyszczerzył zęby – nikt nie przygotowuje takich drinków jak Lena.

Za chwilę wniosła tacę. Wykorzystałem moment, by przyjrzeć się jego postawie. Nie byłem pewien… Kiedy wyszła, sięgnął po szklankę. Poszedłem w jego ślady.

–Posłuchaj Robercie, sprawa nie jest prosta… – Nie udało się?

–Udało, tyle że, zaraz ci wyjaśnię…

–Enpecka?

–Nie…

–Pedał! Wiedziałem, że to facet!

–Też nie…

–Kobieta? Żywa?

–Tak, ale…

–Nie chce się przyznać? Dlaczego? Paskudna? Połamana? Pryszczata?

–Nic takiego…



Wypił haust. – Powiesz mi?

Westchnąłem i również się napiłem.

–Właśnie się zastanawiam. – Oparłem łokcie o kolana. – To miła kobieta…

–Rozmawiałeś z nią?

–Tak…

–Ty możesz, a ja nie? To bezsens! Wynajmę i

–Robert, zastanów się. Nie uszanujesz woli kobiety, z którą chcesz się żenić?

Zamilkł. Spojrzał z wyrzutem.

–To po co przyjeżdżałeś? Mogłeś mi wszystko powiedzieć przez telesens.

–Sam sobie zadaję to pytanie… Może po prostu miałem nadzieję, że sprawa sama się rozwiąże… – ugryzłem się w język.

–Jak sama? Co ty mówisz? Co się miało samo…, – urwał, jakby się zakrztusił własnymi zębami. Patrzył szeroko otwartymi oczami i trwał w bezruchu kilkanaście sekund.

Jasny gwint, pomyślałem, najwyższy czas! Co to za mężczyzna, który potrzebuje pomagiera, by poradzić sobie z kobietą? Bierz jaja w garść i sam sobie organizuj życie!

–Chyba pójdę – odezwałem się. – Zadzwoń.

Kiwnął głową. Miałem wrażenie, że drżał.

Kiedy wyszedłem z gabinetu, pa

–Nic mu nie powiedziałem – szepnąłem. – Prawie nic. Zresztą – machnąłem ręką zniecierpliwiony – idźcie oboje do diabła.

Po południu odezwał się telesens. Gdy odebrałem połączenie, ujrzałem Lenę siedzącą Robertowi na kolanach.

–Jesteś geniuszem, Torkilu – odezwał się lekko podchmielony senator. – A ja jestem palantem.

–Nie mów tak o sobie – powiedziała pieszczotliwie Lena i dziobnęła go palcem w nos.

–Niewielu jest ludzi, którzy potrafią coś powiedzieć, nic nie mówiąc, a jednocześnie zastymulować. Obudziłeś we mnie mężczyznę!

–Ach, mój ty mężczyzno! – przyszła pani O'Neil przytuliła się do senatora.

Opanowałem zaskoczenie.

–Bardzo się cieszę. Szczerze mówiąc…

–Nie przypuszczałeś, że ja też podkochuję się w Lenie? Teraz dopiero to zrozumiałem. Jasne jak słońce. Od dawna ją kochałem, a że nie potrafiłem uczucia okazać, przeniosłem je w i

–A że na świecie nie ma przypadków – wszedłem im w słowo – miłość i tak odnalazła właściwą osobę. – Otóż to.

–Dziękuję, panie Torkilu – odezwała się Lena. – Gdyby nie pan, nie wiadomo, ile by to jeszcze trwało. – Gdzie bierzecie ślub?

–I tu, i tu. – Robert popił z butelki. – Jest nas teraz czwórka. Trzeba towarzystwo jakoś pożenić…

Sam się zdziwiłem, jak łatwo odtworzyłem w pamięci ten kod. Po kilku godzinach poszukiwań mój skaner zlokalizował go na plaży, niedaleko ultrahotelu. Gdy zobaczyłem, jak przechadza się wśród plażowiczów, serce zabiło mi żywiej. Tajemnicza female version 345.00012.

Nie dała się długo przepraszać.

–Miałem kilka spraw do załatwienia, ale teraz jestem do twojej dyspozycji – tłumaczyłem.

–Rozumiem – spojrzała uważnie. – Cieszę się, że wróciłeś.

Słowo honoru, że mówiła szczerze.

6. Granica rzeczywistości

Obudziłem się z dziwnym uczuciem, że zapomniałem o czymś bardzo ważnym. W mieszkaniu pana wał upał. Nurzałem się we własnym pocie. Zerknąłem na aurometr: dwadzieścia dziewięć stopni Celsjusza wraz z wilgotnością bliską stu procent bynajmniej nie odpowiadały moim preferencjom. Sięgnąłem po pilota, wycelowałem w radiator i wcisnąłem guzik przywracający domyślne parametry Niestety mignął holonapis informujący o uszkodzeniu urządzenia, a potem jeszcze sugestia „asysty specjalistycznego serwisu". Zacisnąłem zęby.

W którejś szufladzie biurka powinien być kontroler otwierający okna. Odnalazł się zakurzony pod kilkoma warstwami nieprzydatnych przedmiotów, zalegających tam niczym geologiczne pokłady nagromadzone w przeszłym życiu. Wycelowałem w szklane tafle i nacisnąłem strzałkę w dół. Nic się nie stało. Cholera, może odwrotnie. Więc strzałką skierowaną do góry Szyba ani drgnęła. Przełknąłem przekleństwo. Odkleiłem pidżamę od pleców i cisnąłem na podłogę. Szybka lustracja manipulatora: strzałka w górę, strzałka w dół, blokada, timer, programator