Страница 15 из 67
–Cheat ma ograniczony zasięg i jest włączany w określonych momentach?
–Krótkich momentach. – Uśmiechnął się. – Jesteś jego gwardią przyboczną?
–Zgadza się.
–Więc resztę pozostaw mnie.
–Wlatuję. Pozostańcie na miejscach. – Luksusowy statek Bruna wpłynął w paszczękę pierwszej faktorii chipów.
Upłynął równo miesiąc od mojego wcielenia do korpusu Adelheima: trzydzieści dni jałowych dociekań, poszukiwań i komputerowych testów Normana. W końcu doszliśmy do wniosku, że cheat musi być uruchamiany w trakcie inspekcji. Problem polegał na tym, że Bruno zakazał zbliżania się do fabryk. Złamanie tabu wiązało się z najsurowszą karą: zestrzeleniem i wykluczeniem z grona uprzywilejowanych. Zagadka przypominała kwadraturę koła. Ochrona liczyła dwudziestu zabijaków. Przedarcie się do śluzy było niemożliwością.
Odezwał się monitor komunikacyjny Ten, który łączył mnie z rzeczywistością… Widok Harry'ego na tle gabinetu był bardziej nierealny niż otaczający mnie kosmos.
–Koleś – szepnął konfidencjonalnie. – On coś kombinuje. Mam odczyty z tego plantu…
–Ale co ja mam robić?
–Nie wiem. To, co widzę, nie jest jeszcze dowodem. Musiałbyś się dostać w obszar oddziaływania. Wtedy otrzymałbym pełne dane.
Parsknąłem.
–Zdaje się, że doskonale o tym wie, bo lot do wrót równa się samobójstwu.
–Psiakrew… Może ich namówisz? – Do rewolucji? Zgłupiałeś? Patrzył z podziwem i zazdrością.
–Ale się ustawił. Sprawa nie do złamania.
–No, chyba że poprzez inspekcję jego prywatnego apartamentu…
–Realnego? – A jakiego?
–Wejść do komputera? – potrząsnął blond kudłami – To byłoby najprostsze. – Energicznie wydmuchnął dym. – Psiakrew, wleć tam, bo mnie szlag trafi! – Sorry pal, nie da rady.
–Przecież nie zginiesz! To gra!
–Co z tego? Zestrzelą mnie w kilka chwil…
–Ale może podlecisz wystarczająco blisko, żeby złapać sygnał. Wystarczy część sekundy…
–A jak nie podlecę? Spalę się i po sprawie. Przygryzł paznokieć.
–Nienawidzę takich sytuacji. Zerknąłem na monitor.
–Co on tak długo siedzi? Poczekaj… – wytłumiłem kontakt i połączyłem się z dowódcą skrzydła.
–Torkil do Totha. Czy szef zawsze tak marudzi? Zarośnięta gęba w złotym kasku zdawała się lekko poruszona.
–Nigdy. Dziwne… Nadarzała się okazja. – Może coś mu się stało? Sprawdzę.
–Stać! Jest rozkaz! Ruszysz, to zestrzelimy!
–Człowieku, a jak zasłabł? Chcesz za to odpowiadać? A jeśli umrze? Wiesz, co powiem policji, jak się okaże, że przez twój głupi upór nie zdążyliśmy udzielić mu pierwszej pomocy?
W tym momencie rozległ się alarm. W każdej grze zaimplementowany jest program uruchamiający specjalny sygnał na wypadek osłabienia funkcji życiowych gracza. Znacznik wskazywał wnętrze fabryki.
–Leć! – wrzasnął Harry.
Ruszyłem na pełnym ciągu. Stalowe wrota zbliżyły się z niebezpieczną prędkością. Wszedłem w ciasny wiraż i z fasonem wśliznąłem się do wnętrza faktorii.
–Brawo, piracie! Mam! Mam ten program!
–Szef ra
Naprawdę mają tu paranoję. Jak mu, głupku, chcesz pomóc? Masaż serca zrobić?
–Mam jego adres! Wychodź! Wychodź! – krzyczał Norman.
–Zaczekaj…
Zwolniłem i zatrzymałem się przy limuzynie Bruna. Zajrzałem do kabiny. Za szklaną kopułą dostrzegłem znajome łoże, a przy nim trzy piękne dziewczyny pochylające się nad nieruchomym ciałem.
–Wychodzę.
W Dream Space grę można zapisać wyłącznie na lądowiskach. Błyskawicznie przyziemiłem, wydałem dyspozycję sejwu i wylogowałem się. Pasek rewitalizacji pełzł niewiarygodnie wolno. Ledwo poczułem życie w prawdziwym ciele, zerwałem kask, wypiąłem nanowtyczkę i podniosłem się z łoża. Harry czekał z gotowym ubraniem.
Pasek od spodni dopinałem w samochodzie. Mój blond przyjaciel prowadził jak pijany. Dookoła kołysały się pojazdy, trąbiąc i oślepiając nas reflektorami. Nad Warsaw City zalegał półmrok.
–Która godzina? – spytałem. – Czwarta rano.
Drzwi wejściowe do apartamentu Bruna nie wyglądały dobrze ani przed, ani po wyłamaniu przez Harryego Normana, z zawodu programisty, w wolnych chwilach wandala amatora. W środku panował zaduch i bałagan. Tak wyobrażałem sobie meliny. Przedarliśmy się przez niezidentyfikowane graty w korytarzu, potknęliśmy się o puste kartony po płynach infuzyjnych i dotarliśmy do dużego pokoju, którego centralną część zajmowało łoże.
Spoczywało na nim nieruchome ciało starca. – Bruno… – wyszeptałem.
Kontrolki sygnalizowały ustanie funkcji życiowych przed trzydziestoma siedmioma minutami. Ściągnąłem z siwej głowy hełm. Otwarte, wyschnięte oczy patrzyły w niezmierzoną dal. Głos Harry'ego wyrwał mnie z osłupienia.
–Dzwoń na policję, ja zajmę się komputerem. – A gdzie tu jest telesens…
Zjawili się za pół godziny. Obejrzeli, zapisali, pocmokali, a potem spojrzeli na nas jak na morderców. – Skąd pan zna denata? – zapytał wyższy.
–Z gry…
–Doprawdy? – odezwał się niższy. – Więc jak pan tu trafił?
–Zasłabł w trakcie… – Sprawdzimy…
Harry oderwał się od monitora.
–Mam! – krzyknął. – Niech panowie ustalą jego personalia! Datę! Datę urodzenia!
Wyższy funkcjonariusz wyglądał na urażonego. – Co pan mi tu… my lepiej wiemy…
–Daj spokój, Tex – uspokoił go niższy. – Sprawdź, Mężczyzna pokręcił głową i zerknął w notes. Wystukał instrukcje.
–Bronisław Adamski, urodzony w 2155 roku… Co? – spojrzał na ciało. – On ma… czterdzieści lat? Wygląda na dziewięćdziesiąt!
–Otóż to. – Norman westchnął. – Masz swojego cheata, Torkil. Przyspieszał czas. W obrębie faktorii. Dlatego jego fabryki produkowały więcej niż i
Leciałem w nieznanym kierunku, wpatrywałem się w przepastny kosmos i wspominałem wydarzenia, które miały miejsce po wizycie w mieszkaniu Adelheima. Dla policji wyjaśnienia mojego przyjaciela były zbyt skomplikowane. Zanim oczyszczono nas z podejrzeń, upłynął miesiąc drobiazgowych ekspertyz, analiz i eksperymentów. W końcu naukowcy potwierdzili słowa Harry'ego: Bruno, implementując swój program, przypadkowo odkrył wpływ gierczanych impulsów na temporalne tory metaboliczne żywych organizmów. Świat dowiedział się, że gry nie tylko udają czas, symulując dnie i noce, lecz poprzez wytworzenie doskonałej iluzji rzeczywistości generują go w nieuchwytny sposób Twórca cheatu, decydując się na akcelerację, skazał się na przyspieszone starzenie. Fenomenem zajęło się kilku jajogłowych, zapowiadając rewolucyjne publikacje. Zanim ich dzieła ujrzały światło dzie
Ominąłem niewielką planetoidę i ponownie zanurzyłem się w przeszłości. W głowie dudnił jego głos: „Czas to pieniądz!", „Dlaczego miałbym marnować ce