Страница 96 из 114
— Jak myślisz? — zapytał Igor. — Co to może być?
— Nie wiem. Zupełnie nie wiem. Widziałam kiedyś, jeszcze na Ziemi, w muzeum, starodawne płyty gramofonowe. Te krążki są do nich podobne. Geolog mrugnął zachęcająco.
— Jesteś chyba bliska prawdy.
— Czyżby to były także… płyty.gramofonowe? Igor pokręcił przecząco głową.
— Na tych płytkach istotnie dokonano zapisu. Tylko że nie mechanicznego ani magnetycznego, lecz chemicznego.
— To może uda nam się usłyszeć głos Urpian? Czy próbowałeś przekodować cyfrowo zapis? — spytała Zina podchodząc do ojca.
— Tak. Ale na razie bez rezultatu. W ogóle wydaje się wątpliwe, aby to był zapis dźwięków.
— A może jest to pismo istot, które zamieszkiwały to podziemne miasto?
— Właśnie o tym myślę… — odrzekł Igor z wahaniem. Zina wróciła tymczasem do analizatora.
— Mam już wynik! — zawołała odrywając wystającą z aparatu taśmę. — Zgadliśmy! Zewnętrzna skorupa kulki zrobiona jest z platyny.
— A dalej? — zapytał Igor podchodząc do aparatu.
— Druga warstwa to chyba jakiś spiek ceramiczny. Skład dość zawiły. A w środku? — zastanawiała się.
Geolog wyjął z jej rąk kartkę, przyglądając się wydrukowanym cyfrom.
— Interesujące… — mruknął. — Druga warstwa jest na pewno ceramiczna, ale jądro?
— Ależ to chyba popiół! — zawołała nagle Zina.
— Słusznie. To jest popiół pochodzenia organicznego — stwierdził geolog. Zapanowała cisza. Stojąca przy stoliku Suzy położyła z powrotem trzymaną w ręku płytkę.
— Nie znajdziemy ICH chyba ani żywych, ani umarłych — powiedziała cicho. Igor w milczeniu skinął głową.
— Co przez to rozumiesz? — zapytała Zoja.
— Tamta studnia to… mauzoleum.
— Każda z tych kulek byłaby więc miniaturową urną?
— Chodźmy obejrzeć zdjęcia — przerwał Igor sięgając po leżącą na stole kamerę. Wyciągnął pospiesznie kryształ i wsunął w gniazdo fotolektora.
Zina sięgnęła do przycisku i na ekranie zaczęły migotać widoki jakichś korytarzy i sal, pełnych maszyn, zamarzłych krzewów i traw. Potem zwolniła tempo; ujrzeli jakieś zdemolowane eksplozją urządzenia, wreszcie cienką warstwę zielonkawej, oleistej cieczy.
Naraz w centrum ekranu pojawił się czarny posąg. Obracał się pozornie wokół osi, rosnąc szybko.
— Czekaj! — Igor chwycił córkę za rękę dając jej znak, by zatrzymała projekcję. Podszedł do szafki i wyjął stamtąd duże zdjęcie.
Cztery głowy pochyliły się nad błyszczącą kartką. Widoczna była na niej jakaś płaskorzeźba. W otoczeniu geometrycznie stylizowanych liści czy kwiatów widniała nieduża, wyryta jakby kilkoma uderzeniami dłuta, ptasia twarz. Podobieństwo z głową posągu było uderzające.
— Jedź dalej!
Posąg znikł. Po chwili na krótko ukazał się drugi.
Niespodziewanie centrum ekranu zajął duży, foremny pięciokąt.
— To jednak obraz… — powiedziała Zina zatrzymując projekcję. Istotnie to, co widziano na ekranie, nie stanowiło już zagmatwanego zespołu plam, jakie oglądali w korytarzach mauzoleum. Obraz co prawda nie był czysty — kontury przedmiotów zamazane, a przede wszystkim nieco przypominał kolorowy negatyw — barwy były jednakże soczyste i bez zbytniego wysiłku wyobraźni uczeni mogli domyślić się, co ów obraz przedstawia.
Na pierwszym planie widniała jakby wysoka wieża, zbudowana z prostokątnych płyt, obok mniejsza, o okrągłych, ciemnych otworach. Wokół tych budowli krzewiła się bujnie żółta rośli
— Dlaczego gołym okiem nic nie mogliśmy rozróżnić? — wyszeptała Zoja. Igor zastanawiał się dłuższą chwilę.
— Częściowo da się to wytłumaczyć i
— Ale tamten obraz był zupełnie zamazany.
— Zamazany, mówisz?
Zina znów włączyła aparaturę. Obraz na ekranie sczerniał, zamigotał i naraz pojawiła się szeroka równina, porośnięta pojedynczymi krzewami. Niebo było tu jasnozielone. Biegła przez nie długa, rozszerzająca się ku dołowi, czerwona smuga. — Przecież to jest zdjęcie tego samego pięciokąta!
— Przesuń dalej — polecił Igor.
Znów ukazały się jakieś budowle, tylko liczniejsze i bardziej zwarte. Zza wyniosłej wieży wyglądał fragment białego krążka, podobnego do tarczy Proximy lub Sel.
Gdy Zina znów włączyła aparat, obraz zniknął i tylko czarny pięciokąt widniał w centrum ekranu.
— Czy to już wszystko? — zapytał geolog.
— Mam jeszcze tylko kilka ujęć ukośnych.
Tym razem obrazy okazały się bardzo niewyraźne i migocące.
— Czy mogłybyście w przybliżeniu określić, gdzie na tym piętrze, za którymi ścianami przebiega studnia-mauzoleum? — zwrócił się Igor do Suzy. — Chciałbym koniecznie tam się dostać.
— Sądzę, że nietrudno będzie odnaleźć jakiś korytarz przechodzący w pobliżu. Czy chcesz poprowadzić Dżdżownicę?
— To zależy od tego, czy dostęp do spiralnego korytarza będzie łatwy czy trudny.
Po dwóch godzinach znaleziono w głębi bocznego korytarza dogodne miejsce dla przebicia otworu do podziemnego grobowca. Pomiar ultradźwiękowy grubości ściany wykazał, że ma ona na odcinku paru metrów grubość nie większą niż 20 centymetrów. O tym, że po przeciwnej stronie znajduje się kręty korytarz, mówiły cienie kulek na ekranie.
Zina i Suzy zajęły się wycięciem kwadratowego otworu, tak aby można było wsunąć się do wnętrza mauzoleum. Zazwyczaj bardzo rozmowna Zina była tym razem milcząca i zamyślona. Tajemnica znikających obrazów nie dawała jej spokoju. Po głowie snuły się różne hipotezy.
Gdy wreszcie otwór był gotowy, przeczołgała się na drugą stronę i klęknąwszy na posadzce, poczęła z uwagą badać jeden z pięciokątów rozmieszczonych co parę metrów wzdłuż korytarza. Suzy pozostała jeszcze po drugiej Stronie otworu, czekając na Igora i Zoję, którzy wrócili do statku, by zawiadomić bazę o ostatnich odkryciach. Zjawili się zresztą wkrótce i po naradzie postanowiono, że Igor z Zina pozostaną w pobliżu otworu, Suzy z Zoją zaś wyruszą w dół, na spotkanie Renego i Włada.
Spiralny korytarz nie różnił się od tego, który już widzieli na sto pięćdziesiątym piętrze. Tylko posągi miały mniej kubistyczny kształt.
Zoja i Suzy szły szybkim krokiem, z rzadka zatrzymując się przy ciekawszej rzeźbie czy kompozycji zdobniczej. Tempo nadawała Suzy, która chciała jak najprędzej znów zobaczyć Włada.
325
Korytarz zdawał się nie kończyć. Już wyraźnie odczuwały wzrost temperatury w miarę głębokości. Wreszcie po blisko dwóch godzinach marszu wyjęły z plecaków skafandry, gdyż gorąco stawało się nie do zniesienia. Według obliczeń Suzy, znajdowały się na głębokości dwudziestego piętra.
— Przecież korytarz nie może biec w nieskończoność — denerwowała się fizyczka.
— Spróbuj wejść na tę ścianę tak jak Zina — zaproponowała Zoja. — Może uda się nawiązać z nimi łączność przez radio.
Po krótkiej chwili Suzy była już na szczycie i przechyliwszy się ku wnętrzu studni, zaczęła nawoływać:
— Wład! Renę! Wład! Halo! Halo! Odpowiedziało jej milczenie.
Głęboko w dole majaczyło w niebieskawej poświacie dno szybu. Suzy zawołała jeszcze kilkakrotnie, po czym zeskoczyła z trzymetrowej ściany wprost na posadzkę.
— Co ty robisz? — zganiła ją Zoja. — Możesz nogi połamać. Tu jest za duże ciążenie! To nie Sel albo nawet Tema.
— Chodźmy już dalej — przerwała niespokojnie Suzy zakładając plecak. — Pozostało nam chyba nie więcej niż 300 metrów szybu.
— A więc około trzech kilometrów korytarza.
Znów ruszyły w dół. Suzy coraz bardziej przyspieszała kroku, raz po raz spoglądając na zegarek. Zoja liczyła w myślach mijane posągi.
Po blisko półgodzi
Nieoczekiwanie korytarz przybrał położenie poziome i ukazała się wielka, czarna płyta, zamykająca dalszą drogę. Suzy i Zoja podeszły do przegrody pokrytej pionowymi kolumnami jakichś znaczków. Nigdzie wokół nie było widać żadnego przejścia.