Страница 44 из 78
Gamay ostrożnie zanurzyła pudełko w wiaderku i technik zabrał je.
– Jesteś genialny.
– Kiedy usłyszysz, co jeszcze wymyśliłem, możesz zmienić zdanie.
Wyłożył swój plan.
– Warto spróbować – przyznał Atwood i włączył swoje radio. Po chwili na ekranie znów ukazał się basen na śródokręciu. ROV jeszcze raz poszedł pod wodę. Powtórzono całą poprzednią operację.
Gu
Gu
– To tyle, jeśli chodzi o genialne pomysły – podsumował Austin.
Gu
– Dlaczego szczotka tego nie bierze? – zdziwiła się Gamay.
– Można odłupać następny kawał? – zapytał Austin, zwracając się do kapitana.
Atwood wzruszył ramionami.
– Ta stara łajba ciekawi mnie tak samo, jak was. Nie zwracajcie uwagi na wgniecenia w naszej zabawce.
Zmieszał się, przypomniawszy sobie, że obok siedzi zastępca szefa NUMA. Ale Gu
Austin wpatrzył się w napis, oświetlony silnymi reflektorami ROV-u, i pokręcił głową.
– Nie jestem dobry w rosyjskim, ale to chyba “Odessa Star”.
– Mówi ci to coś? – zapytał Atwood. – Słyszałeś kiedyś o tym statku?
– Nie – odrzekł Austin. – Ale znam kogoś, kto na pewno słyszał.
22
Waszyngton
Julian Perlmutter spędził większość dnia na tropieniu dwukadłubowego pancernika z czasów wojny domowej dla Instytutu Smithsoniańskiego i zachciało mu się jeść. W gruncie rzeczy Perlmutter zawsze był głodny. Normalny człowiek zadowoliłby się kanapką z wędliną. Ale nie on. Przyzwyczaił się do niemieckiej kuchni, więc przygotował sobie golonkę z kapustą i wyciągnął Rieslinga Kabinett ze swojej piwnicy z czterema tysiącami butelek wina. Jadł srebrnymi sztućcami na porcelanie z francuskiego liniowca “Normandie”. Był w siódmym niebie. Nastroju nie zepsuł mu nawet telefon o brzmieniu dzwonu okrętowego.
Perlmutter wytarł usta i gęstą siwą brodę serwetką z monogramem i sięgnął pulchną dłonią po słuchawkę.
– Tu Julian Perlmutter – powiedział grzecznie. – Proszę się streszczać.
– Przepraszam, musiałem wybrać zły numer – usłyszał głos w słuchawce. – Dżentelmen, z którym chciałem się połączyć, nigdy nie odebrałby telefonu w tak uprzejmy sposób.
– Aha! – ryknął Perlmutter, jakby chciał zagłuszyć odrzutowiec ponaddźwiękowy. – Istotnie masz za co przepraszać, Kurt! No więc co z tym imamem?
– Nie znam nikogo o takim imieniu. Pytałeś w biurze osób zaginionych w Stambule?
– Nie baw się ze mną w kotka i myszkę, ty impertynencki smarkaczu! – zagrzmiał Perlmutter. – Doskonale wiesz, o co chodzi. To ważna sprawa. Obiecałeś mi oryginalny przepis na imam bajildi. W luźnym tłumaczeniu “obezwładniający imam”, bo pewien stary facet wpadł w zachwyt po spróbowaniu tego przysmaku. Zapomniałeś, co?
Austin dbał o tusze Perlmutlera. Podczas podróży po świecie wyszukiwał dla niego oryginalne przepisy różnych potraw.
– Oczywiście, że nie. Cały czas przekonuję jednego z najlepszych szefów kuchni w Stambule, żeby zdradził mi tę tajemnicę. Jak tylko dostanę przepis, natychmiast ci wyślę. Nie pozwolę, żebyś schudł.
Perlmutter zarechotał z głębi prawie dwustukilogramowego cielska.
– Bez obaw. Ciągle jesteś w Turcji?
– W pobliżu. Na statku NUMA na Morzu Czarnym.
– Jeszcze masz wakacje?
– Skończyły się. Wróciłem do pracy i potrzebuję pomocy. Mógłbyś dogrzebać się czegoś o starym frachtowcu “Odessa Star”? Zatonął na Morzu Czarnym, ale nie wiem kiedy. Na razie tylko tyle potrafię powiedzieć.
– Z wytropieniem go nie powi
Zapisał kilka słów Austina.
– Zrobię, co się da – obiecał. – Choć mogę osłabnąć z głodu. Chyba że dostanę przepis na pewną turecką potrawę.
Austin zapewnił Perlmuttera, że załatwi sprawę i rozłączył się. Miał wyrzuty sumienia, że zapomniał o prośbie przyjaciela. Odwrócił się do Atwooda.
– Czy ktoś w naszej kuchni zna się na tureckim żarciu?
Kiedy Austin próbował zdobyć przepis na imam, tysiące kilometrów dalej Perlmutter uśmiechał się z zadowoleniem w swoim domu przerobionym z wozowni. Spodobało mu się wyzwanie rzucone przez Austina. Smithsonian będzie musiał zaczekać, choć sprawa tajemniczego dwukadłubowego pancernika jest intrygująca. Rozejrzał się po stosach książek, zajmujących każdy centymetr kwadratowy wielkiego salonu, sypialni i gabinetu. Choć mieszkanie wyglądało jak koszmarny sen bibliotekarza, była w nim największa kolekcja historycznej literatury morskiej, jaką kiedykolwiek zgromadzono.
Perlmutter przeczytał każdą ze swoich książek przynajmniej dwa razy. Jego encyklopedyczny umysł wchłonął niezliczoną ilość faktów. Wszystkie były połączone jak w Internecie z odpowiednimi adresami. Mógł wyciągnąć jakąś książkę z zakurzonej sterty, przesunąć palcem po grzbiecie i przypomnieć sobie całą jej treść.
Zmarszczył brwi w zamyśleniu. Coś mu świtało, czaiło się w jakimś ciemnym zakamarku umysłu poza granicą świadomości. Był pewien, że słyszał już kiedyś o “Odessa Star”. Zaczął się przekopywać przez książki i periodyki, mamrocząc pod nosem. Cholera, nie może sobie przypomnieć. Chyba to oznaka starości. Po godzinie zrezygnował. Wyjął wizytówkę z kolekcji telefonów i zadzwonił do Londynu.
– Biblioteka Guildhall – odpowiedział głos mówiący z angielskim akcentem.
Perlmutter przedstawił się i poprosił o rozmowę z osobą, z którą współpracował. Jak wiele instytucji brytyjskich, Biblioteka Guildhall istniała od stuleci. Założono ją w 1423 roku. Słynęła na całym świecie ze zbiorów historycznych sięgających jedenastego wieku. Miała też największą w Zjednoczonym Królestwie kolekcję książek o winach i potrawach. Fakt ten nie uszedł uwadze Perlmuttera. Ale głównie interesowało go bogate archiwum marynistyczne, z którego często korzystał w swoich poszukiwaniach. Angielskie tradycje morskie, kolonialne i handlowe oraz zasięg imperium brytyjskiego sprawiły, że w zbiorach biblioteki były informacje o wszystkich krajach z dostępem do morza.
Do telefonu podeszła Elizabeth Bosworth, sympatyczna młoda kobieta.
– Julian! Miło, że cię znów słyszę.
– Dzięki, Elizabeth. Co u ciebie? Wszystko dobrze?
– Tak, dziękuję. Mam masę pracy. Indeksuję umowy z właścicielami statków zarejestrowanych w koloniach od początku osiemnastego wieku.
– Nie przeszkadzam?
– Oczywiście, że nie! Taka robota bywa czasami nudna. W czym mogę pomóc?
– Szukam informacji o starym frachtowcu “Odessa Star”. Może mogłabyś zadrzeć do akt Lloyda?
Biblioteka Guildhall przechowywała kartoteki wszystkich statków z rejestru tego gigantycznego międzynarodowego ubezpieczyciela morskiego. Firma Lloyd powstała w Londynie w 1811 roku i stworzyła system “wywiadu i nadzoru” we wszystkich głównych portach świata. Na przełomie wieków miała sieć ponad czterystu agentów i pięciuset subagentów, rozproszonych po całej kuli ziemskiej. Ich raporty o katastrofach morskich, armatorach i rejsach statków, zgromadzone w archiwach biblioteki, udostępniano historykom takim jak Perlmutter.