Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 104 из 106

– Kto tam? – odezwał się męski głos.

– Obsługa – odparł Berrington.

– Niczego nie potrzebujemy, dziękuję.

– Przepraszam, ale musimy sprawdzić pańską łazienkę.

– Proszę przyjść później.

– Chodzi o awarię.

– Teraz jestem zajęty. Przyjdźcie za godzinę.

Berrington zmierzył wzrokiem ochroniarza.

– Dasz radę wyważyć te drzwi? – zapytał.

Facet wydawał się uszczęśliwiony, ale potem obejrzał się i zrobił niewyraźną minę. Berrington obejrzał się także i zobaczył parę staruszków, którzy wyszli z windy, trzymając w rękach torby na zakupy i ruszyli powoli korytarzem w ich stronę. Razem z ochroniarzem czekali cierpliwie, aż ich miną. Para zatrzymała się przed pokojem osiemset trzydzieści. Mąż odłożył zakupy, szukał przez chwilę klucza w kieszeni, a potem nie mógł trafić nim w zamek. W końcu zniknęli w pokoju.

Ochroniarz kopnął w drzwi.

Framuga zatrzeszczała i pojawiły się na niej pęknięcia, ale drzwi nie ustąpiły. Z wewnątrz dobiegł ich odgłos szybkich kroków.

Ochroniarz kopnął ponownie i tym razem drzwi otworzyły się na oścież.

Wbiegli obaj do środka i zatrzymali się jak wryci na widok starszego czarnego faceta, który celował do nich z wielkiego zabytkowego pistoletu.

– Podnieście ręce, zamknijcie te cholerne drzwi i kładźcie się twarzą do podłogi, albo was obu zastrzelę – powiedział. – Po tym, jak się tu włamaliście, żaden sąd w Baltimore nie skaże mnie, jeśli was zabiję.

Berrington podniósł ręce do góry.

Z łóżka poderwała się nagle jakaś postać. Berrington zdążył zobaczyć, że to Harvey, ze związanymi rękoma i ustami zakneblowanymi jakąś szmatą. Mężczyzna obrócił broń w jego stronę.

– Nie! – krzyknął Berrington, przerażony, że zabije mu syna.

Mężczyzna zareagował o ułamek sekundy za późno. Związane ręce Harveya wytrąciły mu pistolet z dłoni. Ochroniarz skoczył do przodu, podniósł go z dywanu i wyprostowując się, wziął na muszkę faceta.

Berrington odetchnął z ulgą.

Mężczyzna uniósł powoli ręce do góry.

Ochroniarz chwycił słuchawkę telefonu.

– Proszę przysłać ochronę do pokoju osiemset dwadzieścia jeden – powiedział. – Jest tutaj mężczyzna z bronią.

Berrington rozejrzał się dookoła. W pokoju nie było Jea

Jea

W małym przedpokoju siedziały przy stolikach z listami gości dwie kobiety. Obok stał, gawędząc z nimi, strażnik hotelowy. Najwyraźniej nikt nie miał tu prawa wejść bez zaproszenia, ale Jea

– Hej – zawołał na nią.

Obróciła się w progu.

– Tam w środku mają mnóstwo kawy i napojów.

– To herbata jaśminowa, na specjalne zamówienie.

– Dla kogo?





Nie miała czasu, żeby się długo zastanawiać.

– Dla senatora Prousta – odparła, modląc się, żeby był w środku.

– W porządku, możesz wejść.

Uśmiechnęła się ponownie do strażnika, otworzyła drzwi i weszła do sali konferencyjnej.

Na podium siedziało za stołem trzech mężczyzn w garniturach. Przed nimi piętrzyła się sterta dokumentów. Jeden z mężczyzn wygłaszał oficjalne przemówienie. Publiczność składała się z około czterdziestu osób, z notebookami, miniaturowymi magnetofonami i lekkimi kamerami telewizyjnymi.

Jea

Caren Beamish

Total Communications!

Jea

Mężczyźni mieli przed sobą tabliczki z nazwiskami. Jea

„Genetico jest nie tylko firmą, która osiągnęła wybitne sukcesy w dziedzinie biotechnologii…” – oznajmił nudnym tonem.

Jea

– Chciałabym złożyć bardzo szczególne oświadczenie – powiedziała Jea

Steve siedział wściekły i zrozpaczony na podłodze. Lewą rękę miał przykutą kajdankami do rury odpływowej umywalki. Berrington zdemaskował go na kilka sekund przed konferencją prasową. Teraz szukał pewnie Jea

Na górze rura przymocowana była do otworu odpływowego. Potem wyginała się dwa razy, tworząc syfon i znikała w ścianie. Steve wykręcił całe ciało, oparł stopę o rurę, a potem z całej siły ją kopnął. Instalacja zatrzęsła się. Kopnął ponownie. W miejscu, w którym rura wchodziła w ścianę, zaczynał się kruszyć tynk. Kopnął jeszcze kilka razy. Tynk odpadał, ale rura nie chciała pęknąć.

Sfrustrowany przyjrzał się połączeniu rury z otworem odpływowym. Może tu będzie łatwiej. Złapał rurę oburącz i energicznie potrząsnął. Umywalka ponownie zadygotała, lecz nic nie pękło.

Spojrzał na syfon. Tuż nad nim znajdował się karbowany pierścień. Wiedział, że hydraulicy odkręcają go, kiedy chcą oczyścić syfon, ale używają w tym celu specjalnego narzędzia. Objął lewą dłonią pierścień, ścisnął go najmocniej, jak potrafił, i próbował obrócić, ale palce ześlizgnęły mu się z metalu i otarł sobie boleśnie skórę.

Postukał w spód umywalki. Była zrobiona z jakiegoś sztucznego marmuru, na pierwszy rzut oka całkiem solidnego. Ponownie spojrzał na miejsce, w którym rura wchodziła w otwór odpływowy. Gdyby udało mu się rozwalić to połączenie, mógł zgiąć rurę i z łatwością wysunąć z niej obręcz kajdanek. Zmienił pozycję, cofnął stopę i zaczął znowu kopać w rurę.

– Dwadzieścia trzy lata temu Genetico przeprowadziło bezprawnie nieodpowiedzialne eksperymenty na ośmiu nie podejrzewających niczego Amerykankach – oznajmiła Jea

Poszukała wzrokiem Steve'a, ale nie było go wśród publiczności. Miał tutaj być; stanowił naoczny dowód!

– To prywatne spotkanie – wtrąciła drżącym głosem Caren Beamish. – Proszę stąd natychmiast wyjść.

Jea

– Udały się do kliniki Genetico w Filadelfii, aby poddać się kuracji hormonalnej na bezpłodność, i tam bez ich zgody wszczepiono im embriony pochodzące od zupełnie obcych osób – dodała, nie kryjąc gniewu.

Zgromadzeni dzie

– Prestona Barcka, cieszącego się opinią odpowiedzialnego naukowca – kontynuowała, podnosząc głos – tak bardzo zafascynowała nowatorska idea klonowania, że podzielił embrion siedem razy, tworząc osiem identycznych kopii i wszczepił je ośmiu nieświadomym niczego kobietom.

Spostrzegła siedzącą z tyłu Mish Delaware, która obserwowała ją z lekko rozbawionym wyrazem twarzy. Ale Berringtona nie było na sali. To ją jednocześnie dziwiło i niepokoiło.

Na podium Preston Barek podniósł się z krzesła.

– Bardzo państwa za to przepraszam – oznajmił. – Uprzedzano nas, że może dojść do tego rodzaju zakłóceń.

– Przez dwadzieścia trzy lata nikt nie wiedział, co się stało – brnęła dalej Jea