Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 27 из 54

– Zaraz – powiedziałam ostrożnie. – A jeśli okaże się, że ona, ta przyjaciółka z Krakowa, jakimś niezwykłym przypadkiem poznała mordercę i mówiła mu o tym? I od niej zbrodniarz wiedział…? To co?

– To co…?! – przestraszyła się Jadzia.

– No właśnie. Wcale nie musi tak być, ale jeśli…? Ona w najlepszej wierze i nawet nic jej do głowy nie przyjdzie, a on skorzystał i kropnął babę…? I właśnie jego szukają?

Jadzia milczała długą chwilę.

– To nie wiem. Ja rozumiem, co pani mówi, ja czytam kryminały, po polsku. Po angielsku trudno mi idzie, ale też. To właśnie chciałam, żeby pani zdecydowała, bo przecież, w razie czego, wszystko można załatwić jakoś tak… ukradkiem. Nie?

Znając życie, bez wahania potwierdziłam, że tak.

– A tu, po angielsku, to ja się z nimi tak poufnie nie dogadam, pani łatwiej, nie? A jak ona nikomu… no… to nawet na jaw nie wyjdzie. A ja za panią Ewą jestem i wcale nie chcę, żeby miała przechlapane. Więc pani powiem.

Poczułam się trochę tak, jakby mi zwalała na plecy wór kartofli, ale wyraziłam zgodę.

– Małga Kuźmińska się nazywa. W Krakowie mieszka, Witosa dwadzieścia dwa, mieszkania czternaście. A jeszcze pani powiem… ale to już mi pani Ewa tak w nerwach mówiła, wyrwało jej się, bo przecież ona też rozumie, że o samochód idzie, kto wiedział, że on u Marcela stoi i w ogóle… Że dlaczego ona, Marcel też mógł komuś powiedzieć, ona nie wie komu, mało zna jego znajomych, a teraz nawet się z nim porozumieć nie może, przez telefon ostrożnie, a osobiście mowy nie ma, a ten, co im dom wynajął, to też jakiś przyjaciel. A kto go tam wie, kogo on zna! To teraz niech pani robi, co pani uważa.

Zrobiłam, co uważałam, i zadzwoniłam do Roberta Górskiego.

Robert Górski wcale nie krył, że korzysta z okazji i przychodzi do mnie na herbatę. Lubi dobrą herbatę, a moja najlepsza. Chętnie w to wierzyłam i nie żałowałam mu napoju.

– Nie mogę się wtrącać zbyt nachalnie – rzekł na wstępie – bo w końcu moja znajomość z Rijkeveegeenem istnieje wyłącznie na bazie służbowej, przedtem o człowieku nawet nie słyszałem, więc nie wiem, czy wpadł na ten sam pomysł. Ale Gąsowska ma racje, facet mógł komuś chlapnąć. I Kuźmińską w Krakowie… Zaraz, Kuźmińską…? To jest przecież panieńskie nazwisko tej całej Ewy? Rodzina?

Rzeczywiście, z przejęcia nie zwróciłam na to uwagi.

– Chyba nie, mowa była tylko o przyjaciółce, ale może to przyjaciółka spokrewniona. Spytam Jadzię przy najbliższej okazji.

– A teraz…?

Rzuciłam okiem na zegar.

– Do licha, za późno. Co najmniej jedna sztuka mogła już wrócić do domu, nie będziemy Jadzi robić koło pióra. Ale co szkodzi popytać Małgę Kuźmińską w Krakowie? Sama bym to zrobiła, tyle że… czy ja wiem…? Może lepiej osobiście?

Górski patrzył na mnie jakoś dziwnie. Słowa jednego nie mówił, we wzroku jego jednakże było strasznie dużo wszystkiego. Wysiliłam się potężnie i coś z tego wszystkiego zaczęłam rozumieć.

– No owszem – zgodziłam się niepewnie. – Baby między sobą… Ale mnie głupio. Ja ich przecież, tych Gąsowskich, nie oszukuję, one doskonale wiedzą, że jestem w kontakcie z policją, właśnie dlatego mówią mi całą prawdę, żebym sama wybrała co trzeba i powtórzyła wam bez szkody dla zdrowia. Wierzą mi, mają zaufanie… A Kuźmińską mam brać podstępem…?! I nie pojadę teraz przecież do Krakowa! No to co, że blisko… A, rozumiem, Martusia… No tak, Martusia do podstępów niezdolna, chlapnie prawdę bez namysłu, co ma w sercu, to i na języku… Myśli pan, że tak będzie skuteczniej? Zgadza się, ona sympatyczna… I dopiero, jeśli się okaże, że Małga Kuźmińska z czymś się do kogoś wyrwała, gliny się za nią wezmą… Naprawdę uważa pan, że należy ją napocząć prywatnie? Przez Martusię?

– Czy ja powiedziałem chociaż jedno słowo…?

– Nie musi pan mówić, widzę i bez gadania. Dziwię się trochę, skąd ta wiara we mnie.

Górski znów patrzył dziwnie. Rozzłościłam się.

– No dobrze, znamy się prawie dwadzieścia lat, no i co z tego? Nie trzymał mnie pan za rękę dzień po dniu i noc po nocy! Przemyciłam kiedyś dwadzieścia trzy dolary…! A, prawda, to już przedawnione i nie znał mnie pan wtedy, do szkoły pan chodził, a może do przedszkola. No niech będzie, od lat chcę popełnić jakieś przestępstwo i chała dęta, nie wychodzi mi, możliwe, że jestem na to za głupia, a wy o tym doskonale wiecie… Cholera. Dobrze, spróbuję i zobaczymy, co z tego wyniknie.

– Pani, po prostu, jest po stronie sprawiedliwego i sensownego prawa – powiedział Górski uprzejmie. – Oczywiście nie wolno pani przystępować do jakichś własnych śledztw i zdradzać tajemnic dochodzenia…

Przerwałam mu bez cienia uprzejmości.

– Ale niech ten Ryjek-Wagon weźmie się za amanta. Jadzia Gąsowska ma rację, od kogo on wynajął willę w Cabourg? Ja znam te tereny, zabłądziłam kiedyś akurat w tych okolicach, nie ma takiego miejsca, gdzie nie zdołałabym zabłądzić! A ten sąsiad w Paryżu…? Oczu nie miał, nie widział zamiany samochodów w garażu?





– Przypominam pani, że nie znam szczegółów…

– To niech pan pozna. Skoro jestem taka ważna, że aż mnie trzeba zabijać, niech się przynajmniej dowiem możliwie dużo!

Zaledwie Górski wyszedł, rzuciłam się do telefonu.

Złapałam Martusię w samochodzie gdzieś na jakimś skrzyżowaniu. Komunikatem, że ma natychmiast znaleźć na ulicy Witosa Małgę Kuźmińską, wystraszyłam ją śmiertelnie, do tego stopnia, że pojechała prosto, zamiast skręcić w prawo.

– Czekaj, zatrzymam się… O Boże, wszędzie zakaz… Całe miasto objadę, mam odwrotne kierunki ruchu! Zaraz… No, już, wszystko jedno, potem wrócę… Dlaczego ja mam ją łapać i kto to w ogóle jest?!

Wyjaśniłam sprawę wstępnie.

– I masz ją spytać, czy jest z Ewą spokrewniona. Albo spowinowacona, ktoś tam mógł za kogoś wyjść za mąż…

– A jaka to różnica?

– Cioteczna siostra to pokrewieństwo. Ale mąż ciotecznej siostry to już tylko powinowaty. Jak sama nazwa wskazuje. A potem musisz się dowiedzieć, co wiedziała o tych wakacyjno-romansowych planach Ewy i komu o tym mówiła, gach, przyjaciółka, byle kto, duże grono towarzyskie… Sama rozumiesz.

– Rozumieć, rozumiem – zgodziła się Martusia. – I nawet jestem dość blisko tego Witosa. Ale czy nie lepiej byłoby przedtem zadzwonić i umówić się jakoś?

– Nie wiem. A jeśli ona powie, że nie chce z tobą rozmawiać i cześć? Stracisz szansę na kontakt osobisty, więc może lepiej z zaskoczenia. Pomijam już to, że nie mam jej numeru telefonu.

Martusia zadziwiająco szybko odzyskała przytomność umysłu.

– No dobrze, ale przecież ty też znasz Kuźmińską. Ja pamiętam, mówiłaś, że chodziłaś z nią do szkoły! Może ona jest krewna albo powinowata?

– Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś ją również wykorzystała – stwierdziłam bezlitośnie. – Jak nie Ewa, to może Lalka Kuźmińska, naprawdę miała na imię Maria.

– A ty jej nie możesz…

– A diabli wiedzą gdzie ona jest. Zmieniła miejsce zamieszkania już przed wiekami i teraz może siedzieć w Ameryce albo we Francji, albo w Pernambuco. Bez znaczenia… Albo nie, owszem! Chcesz ją odnaleźć i dlatego łapiesz wszystkie Kuźmińskie, jak leci.

– I tak mam z nią rozmawiać? Bo co właściwie mam jej powiedzieć? Tak z marszu, od progu, pytać ją o gacha Ewy?!

– Też dobrze – pochwaliłam. – Weźmie cię za jego żonę i chwyci pazurami. A jeszcze lepiej, gdyby cię wzięła za żonę swojego gacha…

– A ma jakiegoś?

– A skąd mam wiedzieć? Zaraz… Ewa podobno mieszkała u ciebie, gliny cię maglowały, proszę! Tematów masz skolko ugodno, wykorzystaj wszystkie. Najlepiej jedź zaraz, o tej porze ona może być w domu, normalni ludzie są.

– A mnie, na przykład, nie ma! Siedzę w samochodzie na środku miasta!

– Mówiłam, normalni…

– No dobrze, to spróbuję, bo co mi właściwie zależy…

Załatwiłam mnóstwo, ale właściwie to co i mnie zależało? Nie moje zwłoki, nie moje śledztwo, nie moja praca… Wyłączyłam słuchawkę i odetchnęłam.

Ale przecież nie zostawię odłogiem czegoś takiego, jak trup w bagażniku o pół metra ode mnie, charakter mi na to nie pozwoli! Jeśli nie będę się wtrącać, niczego mi na końcu nie powiedzą, zlekceważą mnie i zostanę z takim idiotycznym niedosytem. Jakby mi sprzed nosa zabrali kryminał bez zakończenia, obrzydliwe, spać bym nie mogła!