Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 28 из 54

Zatem będę się wtrącać…

Pomyślałam jeszcze, że do czegoś takiego charakter trzeba mieć wszechstro

Zdecydowanie wolę zbrodnię…

Jadąc do Warszawy wypożyczonym samochodem, Soames Unger rozmyślał na tematy polityczne. Weszła ta Polska do Europy jakby specjalnie na jego życzenie, niemieckie numery rejestracyjne przenosiły go do i

Porzucił politykę i przeszedł na tematy osobiste.

Po tygodniu wróci i lekarz pediatra przestanie istnieć, będzie sobie spokojnie leżał w grobie. Na rozeznanie się w sytuacji tydzień wystarczy mu w zupełności, jest już ta zmora czy jej nie ma, sprawdzi wszystko, nie musi to koniecznie być kraksa, można spaść ze schodów, zatruć się gazem, dostać ataku serca w wa

Dojeżdżając do stolicy na wszelki wypadek, tak sobie, zadzwonił.

Tadzio wpadł do mnie z korespondencją i czterema zgrzewkami wody mineralnej, Mazowszanki, której uparcie używałam do parzenia herbaty od dawna, a tym bardziej teraz, kiedy herbata stanowiła przynętę dla Roberta Górskiego. Ucieszyłam się, bo już mi zostały trzy ostatnie butelki.

– On znowu dzwonił – powiedział, upychając zgrzewki w kącie kuchni. – Dopiero co, teraz właśnie, jak wpadłem po listy.

– Kto dzwonił? – zainteresowałam się, bo poprzedni komunikat całkowicie wyleciał mi z głowy.

– Ten tam jakiś, co rozmawiał ze szwagrem. Zgadłem, że to on, po akcencie, ale wie pani, że też się zastanawiam czy to akcent, czy wada wymowy. Właśnie jak się zacząłem zastanawiać, przypomniał mi się poprzedni telefon.

– A…! I co mówił?

– To samo. Pytał, czy pani jest. Powiedziałem, że ogólnie pani jest, ale chwilowo pani nie ma. I dałem mu tę pani służbową komórkę. Tak miało być?

– Tak. Bardzo dobrze. To chyba ktoś z Australii, bo już do nich dzwoniłam i okazuje się, że zmienili telefon, w ten sposób oni zgubili mnie, a ja ich. Możliwe, że ten ktoś przyjechał i szuka mnie przy okazji, bądź co bądź Polska trochę mniejsza od Australii. Pogadam z nim, jak zadzwoni.

Tadzio wsunął na miejsce kosz na śmieci.

– Już wymieniłem to gniazdko w kuchni, które ciągle nawalało – pochwalił się. – Miała pani rację, tam było zwarcie. Dlatego tak trzaskało raz za razem.

– To nie ja miałam rację, to moja dusza. Ja się na tym nie znam. Dużo ci jeszcze roboty zostało?

– Nie, skąd, już prawie koniec, zaczynamy się urządzać. Jakbym znów trafił na wodę, przywieźć pani więcej? Jeszcze się zmieści.

– Pewnie, że przywieźć, u mnie pójdzie każda ilość, sam wiesz. Co za cholera, że tej Mazowszanki nigdzie nie można dostać, a do herbaty najlepsza. I tak łaska boska, że masz ten wyjątkowy sklep koło siebie, aż się martwię, co będzie po waszej przeprowadzce.

– Sklep zostanie, a ja go znam. Będzie się pani przemeldowywać?

Prawie mnie przeraził tym przypuszczeniem.

– No coś ty, czy ja nie mam co robić? Musiałabym zmieniać wszystkie dokumenty, nowy dowód, nowy paszport…

– Paszport teraz chyba pani niepotrzebny?

– Na wszelki wypadek ja go wolę mieć. Nowe prawo jazdy, karta rejestracyjna, wszystkie banki, wszystkie urzędy, wariactwo! Zastanowię się nad tym w wolnej chwili.

– Już widzę tę pani wolną chwilę…





– Tadziu, nie strasz!

Tadzio zachichotał i zgodził się napić piwa. Myśl o zmianie meldunku czym prędzej wyrzuciłam z głowy, bo mnie dławiła.

– Co za cholera jakaś – powiedziałam z irytacją – że w żadnym i

Zreflektowałam się.

– Nie, nie słuchaj, przesadzam. Jakiś dokument zmienia, ale przechodzi to ulgowo, a reszta na gębę. Ale u nas jest to ciągle katorga. Galery. Roboty ciężkie…

– No to i tak przecież pani sama mówi, że dwa pokolenia grzęzły w ustroju i teraz się to za nami wlecze – przypomniał Tadzio trzeźwo. – A sejm…

– Nie rozmawiaj ze mną o polityce! – wrzasnęłam okropnie. – Kicham na przemeldowanie, mieszkam u ciebie, moje zwłoki w trumnie będą w twoim przedpokoju stały! On długi, trumna się zmieści!

Urocza wizja wcale jakoś Tadziem nie wstrząsnęła. Jego przedpokój znałam doskonale, ponieważ nie tak dawno był to mój przedpokój, wymieniliśmy się lokalami, wszystko było własnościowe i nikogo to nie obchodziło. Jedyny kłopot sprawiała korespondencja, która przychodziła rozmaicie, to do mnie, to do niego, i musiał mi ją przywozić. Niekiedy z opóźnieniem, dzięki czemu udawało mi się unikać niektórych uciążliwych zaproszeń. Ale oficjalnie wciąż mieszkałam tam, a nie tu, i tajemniczy cudzoziemiec z wadą wymowy, z hipotetycznej Australii, wcale nie stanowił żadnej niezwykłości. Numer mojej komórki dostałby zapewne od razu, gdyby trafił na Tadzia, a nie na jego szwagra.

Tadzio jechał do pracy na nocny dyżur, musiał się zatem oddalić. Ledwo wyszedł, zadzwoniła Martusia.

Emocje wystrzeliły ze słuchawki od pierwszego słowa.

– Słuchaj, niesamowite! Znalazłam ją, ona ze mną rozmawiała, jakbyśmy się znały od urodzenia, zdenerwowana jest potwornie, wszystko wie od tej Ewy, mąż jej na włosku wisi, a w dodatku gach jest podejrzany, nie może się z nim spotkać, ta Małga z nim rozmawiała, ale źle mówi po angielsku, a po francusku wcale, przyznał się chyba, komu co mówił, ale ona nie jest pewna czy to nazwisko, czy jakieś słowo, którego nie zna…!

Długim krzykiem udało mi się ją utemperować.

– Czekaj, zaraz, nie wszystko równocześnie! Spróbuj może jakoś po kolei, grzeczne wstępy możesz pominąć…

– Nie było żadnych wstępów, bo tam był pies, suka, wywęszyła mojego i rzuciła się na mnie, od razu zakochana. I na bazie psów, sama rozumiesz…

– Szczególnie, że zakochana…

– Zaraz, moment… Dlaczego…?

– Ewa też zakochana.

– A… Wiesz, że masz rację, chyba rzeczywiście, jakoś nam się tak weszło w temat! Tam były dzieci i mąż, ale myśmy siedziały w kuchni, a oni oglądali telewizję, jakąś kasetę mieli i chyba nawet nie zauważyli, że ja przyszłam. No więc tak, Ewa szaleje, o i

Mimo lekkiego pomieszania jednostek ludzkich doskonale ją rozumiałam. Wskoczyłam z własnymi pytaniami.

– A dokąd pojechał?

– Podobno do Norwegii.

– To przynajmniej wytłumaczalne, do Norwegii jeździ się tylko w lecie. Ma żonę i dzieci?

– Kto?

– Ten znajomy od willi.