Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 48 из 62

U wylotu Belgijskiej Okrętka nagle wydarła mu się z objęć i stanęła.

– Tu był bandzior – powiedziała gorączkowo. – Czaił się za filarem. Gdzie on się podział? Nie możemy iść, tam jest Tereska!

Krzysztof Cegna jęknął.

– Gdzie jest Tereska? Jaki bandzior?

Okrętka nie wiedziała, co mówić najpierw.

– Tu był, pętał się. Tam i z powrotem. Schował się. Ona jest tam gdzieś, na podwórku, ja nie wiem, gdzie to jest! Niech pan coś zrobi!!!

Krzysztof Cegna cały czas usiłował coś zrobić. Pozostawił na uboczu nie wyjaśnioną sprawę bandziora za filarem, pobyt Tereski na podwórzu wydał mu się bowiem ważniejszy. Pomyślał sobie, że z tymi dziewuchami chyba oszaleje. Odprowadził ją przecież do samego domu! Skąd, u diabła, znów się tutaj znalazła?

– Idziemy – zadecydował i ruszył w Puławską, ciągnąc za sobą Okrętkę.

Okrętka pozwoliła się wlec za rękę, dopóki nie przypomniała sobie, że Tereska piastuje przecież w ramionach przeklętą, skradzioną paczkę. Wówczas stawiła opór. Natychmiast jednak przypomniała sobie także, że postanowiły tę paczkę przekazać milicji, ruszyła zatem pośpiesznie dalej, akurat w chwili, kiedy Krzysztof Cegna zatrzymał się, żeby spytać, o co jej chodzi. Wpadła na niego, nadepnęła mu na nogę i wyrżnęła go czołem w nos. Krzysztofowi pociemniało w oczach i jego prywatna droga do chwały wydała mu się nagle niezwykle trudna i uciążliwa.

Tereskę spotkali po kilku krokach.

– Co się tam działo, na litość boską? – spytała z irytacją. – A, to pan… Właśnie wychodzę, ale nie mogłam przez budynek, bo oni tam stoją. Coś ty tam robiła, kto tam był?! Słyszałam, co mówili, i nic nie rozumiem!

– Co mówili? – spytał natychmiast Krzysztof Cegna, i

– „E, nie” – powiedzieli – „umówiła się na randkę, gówniara ze szkoły, a po nocach się szlaja” – powiedzieli – „a ten, tego nie znam, nigdy go tu nie widziałem, teraz łaził, widocznie na nią czekał” – powiedzieli – „ale miłość jak rany” – powiedzieli, reszty nie powtórzą, bo się nie będę wyrażać. Jaką randkę, o co chodzi?!

Krzysztof Cegna poczuł zrozumiałą dumę i satysfakcję. Postąpił właściwie, zareagował prawidłowo, nie popełnił żadnego błędu. Jego wściekłość na Tereskę i Okrętkę zdecydowanie się zmniejszyła.

– Idziemy! – powiedział stanowczo.

– Zaraz! – powiedziała Tereska równie stanowczo. – My musimy złożyć zeznanie. Mówiłaś już panu? Popełniłyśmy kradzież. Już przepadło, niech pan teraz coś zrobi…

Po raz drugi tego wieczoru dzielnicowy został wyciągnięty z domu telefonicznie. W komendzie czekały na niego trzy niesłychanie przejęte osoby. Z anielską cierpliwością wysłuchał nader skomplikowanej potrójnej relacji, pokiwał głową i westchnął.

– Wyście się, widzę, wszyscy uparli, żeby starszemu człowiekowi odebrać spokój – powiedział melancholijnie. – Zupełnie nie mogę pojąć, dlaczego robię to, co do mnie nie należy… Uporządkujmy to sobie trochę, bo na razie to ja z tego rozumiem tylko dwie rzeczy. Że wylazłeś, synu, poza swój rejon i że chodzisz w spodniach. Ten bandzior za filarem to ty, tak? Tak nie można, Belgijską ma Kwiatkowski, trzeba się z nim jutro porozumieć. Czarnemu Mieciowi ktoś podrzucił do samochodu paczkę, a szanowne panie ją podwędziły. A ja mam to pochwalić… Jakiś facet w szarym Oplu. Numer tego Opla?

– Bitwa pod Grunwaldem – powiedziała pośpiesznie Tereska.

– Wy naprawdę uważacie, że po mieście jeżdżą same historyczne daty?

– No nie, ale prawie… Na początku pięć. Pięćdziesiąt cztery dziesięć. Żoliborz. To znaczy, chciałam powiedzieć, WI.

– No dobra, to zobaczymy, co jest w tej paczce. Możliwe, że trzeba ją będzie zwrócić właścicielowi. Daję wam słowo, że nie wiem, jak ja się mam z tego wyłgać.

– Może nie trzeba będzie się wyłgiwać – powiedział niepewnie Krzysztof Cegna, który w kwestii kradzieży paczki był stanowczo po stronie Tereski i Okrętki. W duchu błogosławił je za pomysł, którego sam nigdy w życiu nie ośmieliłby się zrealizować.

Dzielnicowy przeciął sznurek.

– Bez względu na to, co tam jest, czy ją zwrócimy, czy nie, do oglądania musimy się przyznać – powiedział stanowczo i zdjął papier.

Pod spodem był jeszcze jeden sznurek i jeszcze jeden papier. Następnie ukazało się duże, płaskie pudełko, bez zamka. Dzielnicowy podniósł wieko i ostrożnie usunął grubą warstwę bibułki.

Krzysztof Cegna nie zdążył się powstrzymać i gwizdnął. Tereska i Okrętka zdrętwiały i wytrzeszczyły oczy. Dzielnicowy filozoficznie wpatrzył się w tę jakąś przerażającą ilość ślicznie opakowanych, szwajcarskich zegarków.

– No tak – powiedział w zadumie po chwili milczenia. – Wątpię, czy znajdziemy właściciela, który się przyzna, że mu to zginęło. Źle się stało…

– Kto mógł przypuszczać? – mruknął Krzysztof Cegna, nieco zdenerwowany.

– A trzeba było przypuszczać. Skoroś już się uparł, synu, żeby się tym nadprogramowo zajmować, to trzeba było z tym się liczyć. Gdzie masz teraz dowód? Trzeba mu to było zostawić, jechać za nim, zobaczyć, co z tym zrobi…

– Już tyle razy jechali i nic…

– Nie wiadomo, czy co miał. A teraz miał. Sfotografować… Tego faceta z Opla rozpoznacie?





Tereska i Okrętka, w przerażeniu wpatrzone w zegarki, wzdrygnęły się zgodnie.

– My nie… Myśmy nie chciały… Nie to – wyjęczała Okrętka.

– Myślałyśmy, że to jest coś nielegalnego… – jęknęła równocześnie przygnębiona Tereska. – Daję panu słowo honoru! Myśmy nie chciały kraść zegarków!

Dzielnicowy zdziwił się trochę.

– A co, naprawdę myślicie, że to jest legalne? Rąbnęłyście facetom całkiem niezły kawałek przemytu, teraz to już nie ma co ukrywać. Będziecie świadkami, nie da rady inaczej. Jeżeli was nikt nie widział, to coś mi się zdaje, że u nich tam jest teraz niezłe zamieszanie. Krzysiu, synku, to by trzeba wykorzystać. Dzwoń do majora, o tej porze jeszcze nie śpi. I pisz raport. I od razu protokół, szanowne panie podpiszą. Poznacie tego faceta z Opla czy nie?

Tereska zaczęła się orientować, że ich kradzież jest traktowana jakoś oryginalnie i że istnieje szansa na pójście jutro do szkoły.

– Tak, oczywiście! – powiedziała pośpiesznie. – Możemy go zaraz dokładnie opisać, póki pamiętamy.

– Ja nie pamiętam – powiedziała Okrętka z rozpaczą. – Mnie się myli z tym pięknym, od tej nachalnej dziwy.

– Owszem, pamiętasz! Skup się i wytęż umysł! Był stary.

– Aha, tak – zgodziła się Okrętka. – Miał co najmniej czterdzieści lat. I rękawiczki.

– Aha. I szary garnitur.

– I pewno spodnie… – mruknął dzielnicowy, notując ich spostrzeżenia.

– Co? Tak, spodnie. I włosy. To znaczy, nie był łysy. Uczesany na jeża. I taką miał plackowatą gębę. Nie żeby zupełnie płaską, bo nos mu, owszem, wystawał, ale plackowatą. I ten nos był chyba szeroki, co? Jak myślisz?

– Szeroki – przyświadczyła Okrętka, w zamyśleniu marszcząc brwi. – Miał ucho…

Dzielnicowy przestał pisać.

– Jedno? – spytał podejrzliwie. Okrętka kiwnęła głową.

– Jedno. To znaczy nie, dwa! Ale jedno miał jakieś takie…

– Jakie?

– No nie wiem. To tak trudno określić. Jakieś takie…

– Nic nie zauważyłam – powiedziała Tereska nieufnie i jakby z niezadowoleniem.

– Ale ja zauważyłam. Ty też, na pewno! Przypomnij sobie! To ucho od naszej strony miał takie jakieś… chyba czerwone i trochę bezkształtne. Takie też plackowate.

– Rzeczywiście, masz rację! – ożywiła się Tereska. – Rozklepane! I tylko jedno!

– Które?

– To od naszej strony. Zaraz. Jak zaglądał do samochodu… Z tej strony… Prawe!

– Prawe. Lewe miał zwyczajne.

– A te włosy na jeża to miał jakie? Czarne, blond?

– Dokładnie w kolorze garnituru. Też szare.

– Musiał być chyba szpakowaty – oświadczyła Okrętka. – Czarny i szpakowaty, to razem będzie szare. Inaczej byłoby niemożliwe mieć takie włosy.

– Coś jeszcze? Oczy, zęby?

Tereska potrząsnęła głową.

– Niech pan nie wymaga za wiele. Myśmy go oglądały w takim dość nędznym oświetleniu. Oczu nie było widać, a zębów nie szczerzył. Wysoki był, prawie taki, jak Skrze… jak ten pan, średnio gruby.