Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 49 из 62

– Co to znaczy „średnio gruby”?

Tereska z uwagą obejrzała jeszcze raz Krzysztofa Cegnę.

– Od tego pana grubszy o jedną trzecią – oświadczyła stanowczo.

– O jedną czwartą – poprawiła krytycznie Okrętka.

– Myślisz?

– No popatrz. Jak weźmiesz jedną czwartą, tyle… i przyłożysz dookoła… Nie, masz rację, o jedną trzecią!

Krzysztof Cegna stał nieruchomo, pozwalając się dzielić na części. Okrętka zrezygnowała z oderwania mu jednego ramienia i wykonała coś w rodzaju cięcia wzdłuż klapy marynarki. Dzielnicowy przyglądał się temu z zainteresowaniem.

– Więcej nic ciekawego nie udało się wam zauważyć?

– Niestety, nic – odparła Tereska z żalem, a Okrętka smętnie pokręciła głową. Dzielnicowy, zacząwszy protokół od rysopisu faceta z Opla, pisał go dalej w dziwnej kolejności. Krzysztof Cegna przystąpił do pisania raportu. W pokoju panowała cisza, przerywana niekiedy krótkimi, uzupełniającymi pytaniami. Tereska i Okrętka, uspokojone na chwilę, znów zaczęły się czuć nieswojo, szczególnie, że złodziejski łup leżał przed oczami.

– Trzeba to policzyć – powiedział nagle dzielnicowy. – Krzysiu, chodź no tu, synu. Komisyjnie.

Zegarków było pięćset. Tereska dokonała pośpiesznego obliczenia. Po dwa tysiące sztuka, to razem milion…

– Chryste Panie! – szepnęła ze zgrozą przyduszonym głosem. – Rąbnęłyśmy milion złotych!

Okrętka spojrzała na nią wzrokiem skrzywdzonego bazyliszka. Dzielnicowy skończył pisać.

– Więcej – powiedział. – Część jest złotych. Dochodzą, zdaje się, do dziesięciu tysięcy sztuka. Szanowne panie to przeczytają, a potem podpiszą. To jest mocno streszczone, bo już was nie chciałem tyle trzymać… Tylko najważniejsze rzeczy. Będziecie jeszcze przesłuchiwane.

Tereska sięgnęła po protokół, Okrętka siedziała nadal jak przymocowana do krzesła.

– A kiedy… – spytała cichym, zdławionym głosem. – A kiedy nas pan… zaaresztuje?

Dzielnicowy spojrzał na nią jakoś dziwnie i uczynił zachęcający gest w stronę protokołu. Tereska podniosła głowę znad urzędowego dokumentu.

– Ale tu nie ma nic o tym… że myśmy ukradły… – bąknęła niepewnie.

– Ale to, co jest, to się zgadza?

– No, zgadza się.

– To podpiszcie. Nie żadne „ukradły”, wyście nic nie ukradły, tylko dostarczyły dowód rzeczowy.

Poczekał, aż obie złożyły podpisy, podniósł się, obciągnął mundur i odchrząknął. Krzysztof Cegna spojrzał na niego i podniósł się również. Tereska i Okrętka niepewnie poszły za ich przykładem.

– Dziękujemy wam w imieniu służby! – ryknął dzielnicowy potężnie i niezwykle uroczyście.

Krzysztof Cegna odruchowo stanął na baczność, trzaskając obcasami. Tereska i Okrętka zbaraniały całkowicie. Dzielnicowy wyszedł zza biurka i z godnością podał każdej z nich rękę, to samo uczynił Krzysztof Cegna.

– Dziękujemy bardzo – powiedziała Tereska bezradnie, nic nie rozumiejąc.

Dzielnicowy stracił swój uroczysty wygląd i wrócił do normalnego stanu.

– Oddałyście nam nadzwyczajną przysługę, a teraz, na litość boską, idźcie do domu jak ludzie i zostawcie w spokoju bandytów. I nie kradnijcie niczego więcej, bardzo was proszę. Dacie sobie chyba radę, co? Nie możemy was odprowadzić, bo tu zaraz przylecą nasze władze, a nie mam pod ręką żadnego radiowozu…

Dopiero w okolicy domu Okrętki udało się im nieco ochłonąć i przyjść do siebie.

Wydarzenia wieczoru były wstrząsające, a zdumiewające postępowanie dzielnicowego uczyniło na nich potężne wrażenie. Czuły się równocześnie dumne z siebie i nieco ogłuszone.





– A wyglądał tak przyzwoicie – powiedziała Tereska w zadumie. – Ten, który podrzucał zegarki. Wiedział chyba, co podrzuca?

– Ja już nikomu nie wierzę – odparła ponuro Okrętka. – I w ogóle więcej ci się nie dam wywlec z domu do takich rzeczy! Mogli nas zamordować.

– Ale coś ty, głupia jesteś, czy co? To są handlarze, a nie mordercy! Milicja mówi, że tacy unikają mokrej roboty. Pobić nas mogli najwyżej i nic więcej!

– Dziękuję bardzo, na pobiciu też mi specjalnie nie zależy. Co my w ogóle z tego mamy, po co ty się w to wtrącasz, co cię to obchodzi?! Co cię obchodzą obce bandziory i ich zegarki?!

Tereska zatrzymała się i spojrzała na Okrętkę z oburzeniem. Odpowiedź na ostatnie pytanie była dość skomplikowana. Przed samą sobą nie miała ochoty przyznawać się do niemiłej prawdy, że emocjonująca współpraca z Krzysztofem Skrzetuskim miała stanowić antidotum na Bogusia. Nie chciała o Bogusiu całkowicie zapomnieć, cóż znowu! Dzięki przeżytym wstrząsom czuła się otoczona nimbem tragicznego romantyzmu, którego istnienie podnosiło ją we własnych oczach. W gruncie rzeczy lubiła intensywne przeżycia, jeśli już miała cierpieć, to przynajmniej porządnie, a nie byle jak! Koniecznie jednak chciała uzyskać jakiś wpływ na swoje cierpienia, móc je niejako regulować, żeby nie zatruwały zbytnio egzystencji. Okropne uczucie dławiącego ciężaru gdzieś wewnątrz uniemożliwiało jej udział w życiu jako takim i było absolutnie nieznośne! Atrakcyjne i emocjonujące wydarzenia okazywały się doskonałym lekarstwem, zbyt trudno jednakże było wyjaśnić to Okrętce, która, nie widząc nic w Bogusiu, w ogóle nie pojmowała ogromu doznań na jego tle. A poza tym przestępcza afera sama w sobie, na taką skalę, to nie jest coś, obok czego można by przejść obojętnie! Co ją obchodzi, dobre sobie…

– A co ciebie obchodzą obce dzieci? – spytała z gniewem. – Twoje, czy co? Co cię obchodzi, czy mają co jeść, czy się poniewierają bez opieki?

Okrętka aż podskoczyła.

– To jest zupełnie co i

– Aha. Przyszłość narodu…

– Z opuszczonych dzieci wyrośnie zdegenerowane społeczeństwo! – wrzasnęła Okrętka.

– Co cię obchodzi społeczeństwo? – spytała Tereska bezlitośnie.

Przez chwilę Okrętka nie umiała znaleźć odpowiedzi. Obchodziło ją, ale dlaczego?

– Jak te dzieci urosną, to my będziemy jeszcze żyły, nie? – powiedziała trochę bezradnie. – Nie życzę sobie żyć w zdegenerowanym społeczeństwie. Szczególnie na starość.

– A w społeczeństwie złożonym z oszustów i bandytów życzysz sobie żyć?

– No dobrze. Ale od tego jest milicja…

– A od dzieci jest opieka społeczna i rodzice! Poza tym dzieci długo rosną! A tutaj, proszę, jeden wieczór i ile można zrobić! Lubię widzieć rezultaty tego, co robię, od razu, a nie za dwadzieścia lat!

Okrętka mgliście poczuła, że jest w tym jakiś sens.

– No dobrze – przyznała z wahaniem. – Ale to jest takie okropnie denerwujące!

– Lubię rzeczy denerwujące!

– Ty chyba jesteś nienormalna. Nikt i

– Odczep się – mruknęła Tereska ponuro i ruszyła w stronę domu Okrętki. – Nigdy w życiu już się w nikim nie zakocham. Mam tego dosyć.

– Boguś nie jest wart tego, żeby miał być ostatni! – zaprotestowała stanowczo Okrętka i słuszność tej opinii uderzyła Tereskę jak obuchem. Wprawdzie dotychczas była zdania, że jej uczuciowe życie nieodwracalnie legło w gruzach, połamanego serca nikt i nic nie sklei, ale teraz nagle zachwiała się w tym mniemaniu. Boguś okazał się idiotą. Może by tak zatem jeszcze raz… ktoś… kiedyś…

Energicznie usunęła z serca i umysłu lęgnące się, nieśmiałe nadzieje. Nie, wykluczone, nic z tego nie będzie! Nie dla niej już takie rzeczy, ona się musi zająć czymś i

– Jeżeli Krystynie fatygant nie zrobi zadania z fizyki, to leżymy obie martwym bykiem – powiedziała nagle złowieszczo Okrętka. – Nie wierzę, że ty zdążysz zrobić, a o mnie w ogóle mowy nie ma. Na litość boską, idź do domu i przynajmniej próbuj!

Wbrew przewidywaniom, do propozycji ściślejszej współpracy Januszek odniósł się z wyraźną rezerwą.