Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 27 из 62

Magda wróciła do tematu zasadniczego.

– Czekaj, nie powiedziałam ci jeszcze wszystkiego. Nie chcę cię martwić, ale w plotkach zaczynają podśmiardywać niepokojące osoby, bo Poręcz judzi. Komuś podobno bąkał coś o Wajchenma

– Złodziej, znaczy, awansował?

– Coś w tym rodzaju. I odwrotnie, ktoś tam i

– Jaworczyk! – wyskoczył mi z ust komunikat od Miśki.

– Znasz Jaworczyka? – zdziwiła się Magda.

– Nie. W ogóle nie mam pojęcia, kto to jest, ale słyszałam, że mnie szkaluje. Kto to jest?

Magda machnęła ręką.

– Trudno powiedzieć. Taki jeden, miał swój program i wielkie nadzieje, brał się za różne tematy, w tym za przestępczość, nie wykazał się talentem i w końcu poleciał. Ktoś mu podobno zniszczył najważniejszy odcinek, który miał być wystrzałowy i cześć pieśni, tak twierdził. Miałaś z tym coś wspólnego?

Wzruszyłam ramionami, bo żadnego niszczenia komukolwiek odcinków akurat sobie nie przypominałam. Magda kontynuowała.

– Może on sam z siebie tego nie wymyślił, mógł od kogoś usłyszeć i chyba zgaduję, od kogo. Operator Drżączka, beznadzieja, ale ma dzikie chody i plecy, więc się trzyma, a wielkie ambicje tańczą w nim kankana. Koniecznie chce być artystą i geniuszem, to on pchał Drżączka z tym ostatnim filmem za obietnicę, że zdjęcia będą jego. Nikt go już nie chciał przy żadnym kręceniu i musiał się przyssać do drugiego niewydarzonego geniusza…

– A, to dlatego te kuszące panienki tak dziwnie wyszły!

– Wszystko mu dziwnie wychodzi. Nie pamiętam jego nazwiska, bo mówi się na niego Majtacz, i rzeczywiście majta kamerą, jakby się oganiał w pasiece albo miał konwulsje. Dotarło do niego, że skrytykowałaś dzieło Drżączka i teraz rzuca podejrzenia.

– A niech rzuca, aż mu ręka zdrętwieje. Na i

– Na i

Co za melanż potworny! Nie spodobało mi się to wręcz piramidalnie, nielegalnie udostępnione, autor nie dostał… Wydawcy Ewy Marsz, którym odgórna siła zagipsowała gęby…!

Poręcz do tego. Mści się na Ewie. Zamiatając własne podwórko, na nią chce rzucić podejrzenia, swołocz perfidna. Właściwie powinien się mścić także na Martusi, nie pożałowała mu wszak wystrzałowej opinii, nie zdziwię się, jeśli lada chwila ktoś padnie trupem w Krakowie. Gdyby nie Ewa Marsz, na tę rozmowę ściągnęłabym Górskiego!

– Mętne to wszystko strasznie, ale ciągle jakieś nazwiska wychodzą na prowadzenie – ciągnęła bezlitośnie Magda. – Wzajemność kwitnie i teraz się okazuje, że Poręcz nie ma żadnego alibi, mógł skasować wszystkich trzech. W zeznaniach łżą straszliwie, bo on ich szantażuje.

– Ma, czym?

– Jasne. Ale nie są to kodeksowe przestępstwa, no, może trochę… Głównie kompromitacje. Gdyby ktoś się tym zajął porządnie, byłaby niezła afera i duży ubaw dla społeczeństwa, a kto się zajmie? Obyczajowość nam podupadła i zobaczysz, lada chwila Poręcz wyskoczy na człowieka roku, tylko nie wiem, w jakiej dziedzinie. I w ogóle nie zapominaj, że ja ci przekazuję plotki, supozycje, pobożne życzenia różnych wzajemnych wrogów, podkładanie świni i podgryzanie stołków. Wszelkie bzdety bez wyboru.

Spróbowałam wyobrazić sobie, jaka też atmosfera musi panować w telewizji, skoro Magda snuje tak cudowne prognozy, ale wyobraźnia odwróciła się do mnie plecami i wypięła częścią poniżej. Wyraźnie dała mi do zrozumienia, że zna bardziej atrakcyjne tematy.

Z przyjemnością wysłuchałam jeszcze, kto dokładnie, oprócz Poręcza, nie ma alibi, z motywami poszło nam nieco trudniej i w rezultacie z całego grona potencjalnych sprawców został tylko ten jeden. Owszem, mile widziany…

Już wychodząc, Magda jakby sobie nagle przypomniała.

– Adam Ostrowski powinien dużo wiedzieć. On tu u ciebie często bywa?

– Nie bardzo, ledwo parę razy. Ale lubię go, w zawodzie należy do nielicznej grupy, tych sensownych i odważnych można na palcach jednej ręki policzyć, zdaje się, że on wchodzi w to grono.





– Jesteś z nim zaprzyjaźniona?

– Mam wrażenie, że chyba zaczynam być. A co…?

– Nie, nic. Tak sobie pytam… Powi

Nie wiadomo, dlaczego, kiedy już znalazła się za furtką, przypomniał mi się nagle jej desperado, o którym, dziwna rzecz, nie padło ani jedno słowo…

– Pani, o ile wiem, zna doskonale Martę Formal? – powiedział drewnianym głosem Górski, złożywszy mi znów wizytę nazajutrz wczesnym popołudniem.

Jego widok przy furtce nawet mnie nie zdziwił, tylko częściowo uszczęśliwił, a częściowo zaniepokoił. Z wielką radością zamierzałam przekazać mu informacje uzyskane wczoraj od Magdy, zarazem jednak doskonale rozumiałam, że nie po to przychodzi, żeby mi przyjemność sprawić, i stąd brał się niepokój.

Za to jego pytanie zdumiało mnie śmiertelnie.

– Zdawało mi się, że pan ją zna prawie równie dobrze?

Górski westchnął, bez oporu wszedł do salonu i pozwolił mi usiąść, wiedząc od dawna, że na stojąco nie wydusi ze mnie ani jednego sensownego słowa. Zastanowił się i też usiadł.

– Okazuje się, że niedostatecznie i chyba zdołała mnie zaskoczyć. Pani wczoraj wieczorem nie opuszczała Warszawy?

– Nie opuszczałam także własnego domu, chyba, że opuszczeniem nazwie pan wyjście do śmietnika. Siedziałam tu i zdobywałam informacje dla pana.

– To miło. O informacjach za chwilę. Jaki jest stosunek pani Formal do pana Poręcza?

O masz ci los, jasnowidzenie mnie tknęło…? Cóż za tempo, krecia robota Poręcza zdążyła przeskoczyć z Warszawy do Krakowa i dopaść Martusi!

– Negatywny – powiadomiłam Górskiego życzliwie. – Nawet powiedziałabym, bardzo silnie negatywny. I jakieś takie mam wrażenie, że dopiero, co mówiłam panu o tym!

– Nie szkodzi. Chętnie posłucham ponownie. I dlaczego to tak?

Do niepokoju domieszały mi się potężne podejrzenia, z tym, że na poczekaniu nie zdołałam ich sobie uściślić. Ciekawe, co się mogło stać…

Zastanowiłam się.

– W dwóch słowach nie da rady. Ale spróbuję trzymać się głównych punktów programu. Pan zna tego Poręcza osobiście? Widział go pan kiedykolwiek?

– Na zdjęciu. Niezbyt korzystnym.

– No to muszę panu wyjaśnić porządnie. To przystojny facet i umie robić dobre wrażenie, Martusia się na niego narwała i wśród swoich wszystkich szwindli zdołał i ją wyrolować. Nie starczy panu?

– Wolałbym więcej szczegółów…

– O rany… Przez doskonałe wrażenie i wdzięk każda baba się na niego łapie. Faceci, niektórzy, nie wszyscy, też się łapią, ale na coś i

Górski zawahał się.

– No, skoro pani, to i ja…

– A prawda wygląda tak – ciągnęłam, wracając z kuchni – że zdolny jest do absolutnie każdego świństwa dla własnej korzyści. I jeszcze bardziej do każdego łgarstwa. Martusi wywinął numer podwójny, życiowo – służbowy. Najpierw ją oczarował, symulując wielkie uczucia, ona jedna na świecie i całe życie na nią czekał, potem dał się wprowadzić w świat krakowskiej telewizji, niczym wsiowy chłopczyk w cuda techniki, potem się okazało, że doskonale zna świat warszawskiej telewizji, więc Kraków dla niego żadne dziwo, potem błyskawicznie pozawierał rozmaite znajomości i poderwał niejaką panią Izę, której w ogóle nie znam i zapomniałam, jakie stanowisko piastuje, ale stołek ma wysoki. Zgarnąwszy to wszystko na kupę… zaraz, jeśli potrzebne jest panu jeszcze więcej szczegółów, będzie pan musiał pogadać z Martusia, bo ja o ludzkich uczuciach mam niezłe pojęcie, ale o telewizji jako instytucji żadnego.