Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 39 из 64

– Myślę, panie senatorze… No cóż, analizujemy tylko sytuacje modelowe. Modele bardzo precyzyjne, szczegółowe, wypracowane przez najpotężniejsze komputery. Ale tylko modele. Skoro mamy na Terei około miliarda ludzi i planujemy dalszą rozbudowę stref…

– Na pewno nie w najbliższym czasie.

– W każdym razie niemożliwe jest stworzenie modelu dostatecznie złożonego, by był on w stanie uwzględnić wszystkie występujące siły. Na to potrzeba lat praktyki, tak sądzę, trzeba stałego natężenia uwagi i doskonalanie narzędzi, którymi się posługujemy.

– I widzi pan miejsce dla siebie właśnie w takim zbieraniu doświadczeń praktycznych dla weryfikowania i udoskonalania teorii wzmocnień?

– Tak, widzę dla siebie miejsce w weryfikowaniu i udoskonalaniu teorii, którą aktualnie trzeba będzie weryfikować i udoskonalać. Nie wiem, czy to będzie właśnie pańska teoria. Utrzyma się ona równie długo, jak pan. Mam nadzieję, że potrwa to co najmniej kilkanaście lat. Nie uśmiecha mi się jeszcze dyrektorowanie.

Szumiało mu w głowie. Słowa wychodziły z niego same, jakby kto i

– Mam rozumieć, że jest panu dokładnie obojętne, jaką doktrynę będzie pan realizował?

– Nie całkiem tak. Trzeba jedynie być otwartym i łapać nowe teorie, kiedy tylko stare zaczną się zużywać. Zawsze być w czołówce. Nie czuję się szczególnie przywiązany akurat do tej jednej doktryny. Pracuję dla Instytutu i muszę realizować jego program. Gdyby pana pozycję zajmował do dzisiaj Lovey, realizowałbym teorię dezalternacji społecznej. W praktyce śledczej na szczeblu kapitana nie ma tu różnic.

– A gdyby właśnie pan miał wpływ na program działalności Instytutu? Chciałby pan tego, prawda?

– Oczywiście.

– Więc? W jaką stronę by pan wtedy sterował?

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem…

– Proszę spróbować.

– Na pewno wybrałbym ten kierunek, który gwarantowałby największą skuteczność działania. Wydaje mi się, że w chwili obecnej jest to teoria wzmocnień. Ale gdyby rozwój wypadków zaprzeczył jej, i gdyby stworzono doktrynę efektywniejszą, natychmiast odesłałbym poprzednie teorie do wszystkich diabłów.

– Co pan rozumie przez „skuteczność”?

– To chyba oczywiste. Takie sterowanie rozwojem społecznym, aby zmienić ludność Terei w sprawne, posłuszne narzędzie w rękach grupy kierującej planetą. Każda doktryna jest tylko środkiem, mającym służyć temu celowi. Nie można się do niej zanadto przyzwyczajać. Jeśli środki przestają być skuteczne, trzeba sięgnąć po nowe, i to szybko, zanim zrobi to ktoś i

– Gdyby pan był fajterem, myślałby pan podobnie?

– Myślałbym tak zawsze. Gdyby burzenie miało sens, pewnie bym nim został. No, i gdyby miało ono jakieś szansę powodzenia. Ale fajterzy działają z pobudek zupełnie irracjonalnych. Nie mają nawet własnych idei, odwracają tylko nasze, opierają się na prostym zanegowaniu nas. Dlatego Rota była skazana na klęskę, nawet gdybyśmy nie dostali na czas tempaxów. Kiedyś przecież zastanawiałem się nad wyborem swojej drogi. Nie bawi mnie użeranie się z prawami rządzącymi światem. Ich się nie da zmienić, trzeba je zrozumieć i wyciągnąć z tej wiedzy wnioski. A wniosek jest prosty. Ludzkość dzieli się w przybliżeniu na trzy grupy. Po pierwsze na konsumentów, szary tłum, który wymaga sterowania i nie przejawia sam z siebie żadnej aktywności. Tych jest przytłaczająca większość, ale to zwykłe bydło, materiał, którym trzeba się umieć posłużyć. Po drugie, na niepogodzonych, niezbędny element populacji, który często stanowi zaczyn pozytywnych przemian, ale sam w sobie nie stanowi żadnej pozytywnej wartości społecznej. Wywrotowcy mogą być tylko narzędziem w rękach grupy ostatniej, najwęższej i najważniejszej. Tej części populacji, która tworzy ład i która jest, przez swe zdolności przywódcze, zapisane w genach, powołana do sterowania ludzkością. Dla tworzenia ładu, udoskonalania go. I tylko w tej trzeciej grupie warto się znaleźć. Warto być jak najbliżej szczytu. Nie chodzi nawet o płynące z tego przywileje, które muszą istnieć, bo po prostu się należą. Ale najważniejsze to liczyć się. Być jednostką, która wpływa na losy świata, która decyduje. Dopiero takie życie ma sens.

– Czy istnieje cokolwiek, przed czym by się pan cofnął?

– Jeśli służyłoby to znalezieniu się jak najbliżej wierzchołka piramidy? Nie. Ludzie którzy sterują światem, nie podlegają normom. Oni je tworzą. Nie istnieją dla nich żadne irracjonalne ograniczenia etyki czy moralności. Dlatego trzeba się w swym działaniu kierować tylko i wyłącznie chłodną kalkulacją. Co się opłaca grupie przywódczej, co się opłaca mnie – automatycznie opłaca się tym samym ogółowi. Żadnych słabości, tylko rozsądek i wyrachowanie. To jest jedyna recepta na sukces.

– Gdyby zaproponowano panu działanie przeciwko mnie? Przeciwko prezydentowi? Gdyby stanął pan przed taką decyzją, jak Faetner?

Tonkai zaśmiał się szczerze.

– Nie ma głupich, panie senatorze. Ja przecież wiem, kto tu musi wygrać. Słucham, patrzę, myślę… czy w obliczu ostrego przesilenia mógłbym piłować gałąź, na której siedzę? Faetner zachował się jak idiota i ma tego skutki. Myślę, że zaważyły na tym sentymenty – przywiązanie do idei secesji, wspomnienia z młodości. Ale ja nie jestem sentymentalny. Czasy się zmieniły. To, co za Milena było postępem, dziś przeszkadza. Więc do diabła z tym…

Borden sztywno podniósł się z fotela i założywszy ręce na plecy, pochylony śmiesznie do przodu, zaczął przechadzać się po gabinecie.

– Przeciętni mieszkańcy Terei na określenie pańskiej postawy używają zwięzłego określenia. Zna je pan?

– Słyszałem różne. Najczęstsze to bezpiecznik albo instytutowiec.

– Nie chodzi mi o to, jak nazywają socjoników, ale ludzi o pańskich poglądach. Nazywają takich skurwysynami. Jeśli woli pan delikatniej, cynikami.

– Wiem. I mam się tym przejmować? Słabością tłumu, tej najobszerniejszej grupy, o której mówiłem, jest zupełnie irracjonalne rozumienie pojęć dobra i zła. To trzyma ich w miejscu, nie pozwala otworzyć szerzej oczu. Trzeba dopiero zrozumieć, że najdoskonalszym narzędziem, jakie ewolucja dała człowiekowi, jest rozum. A intelekt nie uznaje abstrakcyjnych, czysto uczuciowych wartościowań. Każe wyrażać i ważyć rzeczy wymierne, korzyści i straty. Nie należy ulegać zahamowaniom i przesądom, inaczej się przegra. Irracjonalizm spycha do grupy nieprzystosowanych, ona jest pożyteczna, czasem. Ale to marna fucha. Ja staram się kierować rozumem i kalkulacją. Dlatego właśnie jestem socjonikiem.

– Dobrze – Borden zatrzymał się, spoglądając na Tonkaia. -W porządku. To mi wystarczy. Nie pomyliłem się co do pana. Teraz proszę milczeć i słuchać. Zapewne zdziwi się pan po wyjściu stąd, skąd wzięła się ta dziwna szczerość i rozmowność. Proszę się nie martwić, to minie za kilkanaście minut. Dlatego właśnie odradzałem panu nadużywanie koniaku.

– Kurewstwo – pomyślał Tonkai, by po chwili stwierdzić z przerażeniem, że powiedział to na głos.

– Widzi pan? W każdym tkwią jednak pewne atawizmy. W tej chwili sam posłużył się pan irracjonalnym sposobem myślenia. Przecież człowiek naprawdę lojalny nie ma nic do ukrycia. Ale proszę nie komentować moich słów, tylko słuchać. Wyjaśnię panu, dlaczego musiałem posłużyć się przy naszej rozmowie tym drobnym wybiegiem. Nie dla żadnej uczciwości, to po prostu wskazanie rozsądkowe. Chcę aby pan wiedział, że w pańskim interesie leży przyjęcie moich propozycji i dokładne poddanie się moim poleceniom. Potrzebuję takich ludzi jak pan. Szukam ich, a tych, których znajduję, poddaję takiej właśnie próbie. Mówiłem już zresztą, że potrzebuję ludzi pewnych oraz godnych zaufania.

Borden zrobił jeszcze kilka kroków i wrócił na fotel.

– Nie bez przyczyny pytałem na początku, co jest największą trudnością, którą pokonać musimy przy wdrażaniu w praktyce teorii wzmocnień. Przez kilka ostatnich lat wiele udało mi się zmienić, ale wciąż za mało, to był tylko wstęp. Trzeba przebudować cały odziedziczony po Milenie system. Pan jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, bądź co bądź jest pan – na razie – tylko kapitanem. Przez chwilę był pan na dobrym tropie. Problemem są narzędzia. Ale nie technika, nie urządzenia. Nad tymi zawsze potrafimy zapanować. Problemem są ludzie.

Moim celem nie jest władza, i pan także powinien się nad tym zastanowić. Kiedyś, istotnie, tak było. Ale władzę już mam. I ona jest tylko narzędziem. Chodzi mi o uczynienie Terei potęgą, z którą Federacja będzie musiała się liczyć. Sam tego nie zrobię, potrzebuję współpracowników, którzy będą umieli należycie skorzystać z dorobku wieków. Tak, po moim koniaku powiedział pan rzeczy bardzo słuszne, rzeczy, które chciałem usłyszeć. Sukces można osiągnąć tylko dzięki wiedzy, tylko dzięki nauce. Ideałem naszych czasów jest chłodny, rzetelny, doskonale obiektywny naukowiec. Musimy wyzwolić się z zabobonu, który od wieków broni się tworzeniem różnych systemów religijnych i egzekwowaniem poprzez nie zachowań sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem. Milen chciał wszystkich przemienić w ludzi rozumnych, przeorać ich dusze, stworzyć całe społeczeństwo, kierujące się rozsądkiem. To oczywiście nie jest możliwe, dziś już to wiemy. Zniszczenie siłą systemu religijnego nic nie daje, natychmiast powstaje nowy. Dlatego zamierzam przyznać religiantom znaczne swobody, tłum dobrze się z tym czuje. Mnie interesują tylko ci, których umieścił pan w trzeciej, elitarnej grupie społeczeństwa. Nie ma sensu forsowanie nowego modelu świadomości na siłę. Milen nie przewidział, że opracowany przez niego system szybko przerodzi się w organizację parareligiancką. Elita nowego społeczeństwa została porażona nową religią, religią Milena i secesji. Uruchomiono dobór negatywny – najwyżej szli ludzie z klapkami na oczach, niezdolni do śmiałych, ostrych decyzji. Przyjmujący d priori założenie, że coś musi być słuszne. Obiektywne prawa, rządzące światem, przykrawali do tych założeń albo nie przyjmowali ich do wiadomości. Efekty widać. Od secesji pod każdym względem cofamy się o całe wieki. Jeszcze trochę i Federacja podporządkuje nas sobie wręcz od niechcenia.