Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 37 из 64

Ale teraz został sam, zawieszony pomiędzy niebem a ziemią. I zarazem z całą przejmującą jaskrawością, jaka czasami była mu dana, uświadomił sobie, że przecież nie jest sam. Że nigdy nie był sam, że żaden człowiek, w żadnym momencie, nigdy i nigdzie nie jest sam.

Przymknął oczy, ukrywając twarz w dłoniach, starając się zapomnieć o migającym za szybami flajtera świecie. Wciąż jeszcze był w półmroku katedry, w obliczu Boga. Czuł jego obecność całym sobą, każdym strzępem swego ciała i duszy. Ta tęsknota, z którą szukał Boga od tak dawna, wezbrała w nim nagle, pochyliła Kensicza nisko i, zerwawszy tamy, popłynęła przez serce strumieniem słów modlitwy.

– Boże – szeptał – Boże, ja wiem, że Ty patrzysz na mnie i szukasz tych słów. Nie chodziłem za Tobą, nie powtarzałem „Panie, Panie”, jak tylu i

A może ja Cię już dawno spotkałem, tylko byłem ślepy i głuchy, minąłem Cię i pędziłem dalej, a Ty tam nadal czekasz na mnie? Jakże to gorzki los, los człowieka, który wciąż Cię musi szukać a nie ma nic, co by mu wskazało drogę, bo odebrano mu wszystko, wygaszono mu każde światło, każdy płomyk, który drgał w jego duszy. I nie wie, co ma czynić w każdej chwili życia, gdy wciąż musi wybierać – i czy ten wybór zbliży go do Ciebie, czy oddali? Czy ja teraz idę do Ciebie? Powiedziałem „tak”, wiozę ze sobą ten miotacz i wiem, że niosę śmierć człowiekowi takiemu samemu jak ja, twojemu synowi, dziełu twoich rąk. I nie wiem czy czynię słusznie. Ale przecież nie cofnę się, nie mogę się cofnąć, skoro już powiedziałem, że idę, skoro wybrałem. Tak jak Ciebie wybrałem wtedy, patrząc na niebo, a gdy się tak wybierze, to wybiera się tylko wieczne wybieranie i ten wielki niepokój, czy idzie się dobrą drogą. I wciąż trzeba wybierać, taki los dałeś tym, którzy tak tęsknią za Tobą i tak chcą Cię odnaleźć. Gdy raz się Ciebie dostrzegło, gdy raz poczuło się Ciebie sercem, to nigdy już nie zazna człowiek spokoju i wciąż będzie Cię musiał szukać, tak jak potrafi.

Więc może idę gdzieś ku przepaści, ślepy i głuchy, i nie potrafię Cię usłyszeć ani dostrzec. Zmiłuj się nade mną, Panie. Ja chciałem Cię odszukać w sobie, chciałem być dobrym człowiekiem, pragnę tego tak gorąco, jak chyba nikt na świecie. Ale nie wiem, co to znaczy być dobrym. Kazałeś mi wspinać się stromą i skalistą drogą, powołałeś mnie na tę drogę, z której tak łatwo zejść, tak łatwo ją zgubić i stracić wszystko na wieki. Zmiłuj się nade mną, Panie, przygarnij mnie, wskaż mi drogę do siebie. Rozpal ogień, który mnie doprowadzi do Ciebie. Nie pozwól mi zdufnieć, zestarzeć się. Ja już nie jestem taki młody, niewiele w sobie ocaliłem z tej świeżości, z którą puściłeś mnie w świat, choć tak się starałem o to, choć wciąż jeszcze mówią na mnie „szczeniak”. I niech taki będę, niech taki do Ciebie przyjdę, pełen tej dzieci

Ale nie proszę Cię o nic, Panie. Bo o co mogę Cię prosić, skoro jestem w wiecznej rozterce, skoro nigdy nie wiem i nie będę wiedzieć, czego miałbym pragnąć, żeby to było właśnie tym, czego mi potrzeba? Dałeś mi ten dar, ale nie powiedziałeś mi, jak go użyć. Czy nie było lepszych? Czy tak musi być?

Tak, wiem, że musi być tak, że tak musi być, jak Ty powiedziałeś, że musi być to, co nam dałeś, bo tylko Ty jeden naprawdę Wiesz. A jeśli nie pojmuję – wybacz Panie. My, ludzie, nigdy Cię nie potrafimy pojąć, przyzywamy Cię tylko w nieszczęściu, a kiedy dasz nam posmakować radości, szybko o Tobie zapominamy. Chcemy, byś nas słuchał, mówimy, daj nam to, oddal od nas tamto, pytamy, dlaczego na to pozwalasz, Panie? Ale przecież tylko Ty jeden naprawdę wiesz, czym jest dla nas szczęście. Czy my zresztą szukamy szczęścia, czy tylko przyjemności? Czy moglibyśmy dojść do szczęścia, nie przechodząc przez rzekę cierpienia? Może czekasz tam na nas na drugim brzegu i patrzysz z miłością i bólem w sercu, jak brniemy przez rzekę, bo widocznie nie ma i

Jak Cię szukać, Panie, jak sprostać tej próbie? Zmiłuj się nad nami, Panie, zmiłuj się nade mną, napełnij mnie spokojem i pewnością. Nie wiem, co mi przeznaczasz. Myślałem zawsze że powołałeś mnie, bym chodził po popiołach, w które zmieniono ten świat, w które zmieniły się ludzkie serca, że chcesz, bym wędrował przez te gruzowiska, przez ruiny i sadził tam róże, by kwitły w ludziach dla Ciebie. Ale widać i

Oparł rozpaloną twarz o zimny pulpit, dysząc ciężko i chłonąc tę chwilę.

– Więc nic już nie powiem, Panie. Co mógłbym mówić, gdy nie wiem, co mogę mówić. Natężam słuch, natężam wszystkie zmysły, i wiem, Panie, że mimo swej nicości, dojrzę Twoją odpowiedź. Więc co mogę powiedzieć? Chyba to jedno słowo – amen. To słowo, które powtarzamy, którym młócimy co dzień, a kto pamięta, kto rozumie, co ono znaczy? A przecież to słowo znaczy – niech się stanie. A przecież dałeś nam je od zarania i w nim tkwi odpowiedź, a ja jej nie dostrzegłem, Panie, ja je tyle razy powtarzałem i nie rozumiałem nic…

Wybacz mi, Panie, zmiłuj się nade mną, nad nami wszystkimi. Niech nam nie zabraknie tej ufności, tej wiary. Niech się stanie, co się musi stać, co nam przeznaczyłeś, Panie…

Amen.

Niech to się stanie.

Niech się to stanie. To się niech stanie. Się niech to stanie. Niech stanie się to. To niech stanie się. Stanie niech się to. Się to niech stanie. To niech stanie się. Niech stanie się to. To się niech stanie. Się niech stanie to. Stanie się niech to. To niech się stanie. Stanie to niech się.

NIECH TO SIĘ STANIE.