Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 6 из 50

Ciotka Magda weszła na górę, miała bowiem do Tereski interes. Zamierzała ją poinformować, że córce jej przyjaciółki trzeba będzie udzielać korepetycji w zakresie szkoły podstawowej już od początku roku szkolnego. Nie znalazła siostrzenicy w pokoju, zobaczyła światło w łazience i zajrzała do środka.

Zajęta twarzą Tereska zapomniała zamknąć drzwi. Ciotka Magda ujrzała przed lustrem coś, co zamurowało ją na długą chwilę. Jej szesnastoletnia siostrzenica sczesywała sobie właśnie ciemnoblond włosy na jedną stronę twarzy, przy czym twarz ta prezentowała widok niezwykły. Jasne, zielonkawe oczy, zrobione dookoła na niebiesko, obwiedzione podwójnymi czarnymi kreskami w oprawie rzęs i brwi, pociągniętych czarnym tuszem, robiły niesamowite wrażenie. Na grubej warstwie kremu i pudru ciemne rumieńce w odcieniu cyklamen gryzły się wściekle z cynobrową szminką, jedyną, jaką Tereska znalazła w szafce. Jej własna szminka byłaby niewątpliwie odpowiedniejsza, ale nie chciało jej się teraz wychodzić i szukać w torebce. Efekt całości był wstrząsający.

Ciotka Magda pomyślała sobie, że Tereska wygląda z tym wszystkim nader oryginalnie, tyle że o dobre dziesięć lat starzej. Następnie pomyślała, że jej siostrzenica wyrośnie na piękną kobietę. Następnie pomyślała, że prawdopodobnie już się uważa za kobietę i tylko by tego brakowało, żeby zaczęła na co dzień z taką twarzą chodzić po mieście. Następnie zaciekawiła się, czy Tereska nie rozróżnia kolorów, czy też może teraz jest taka moda wśród młodzieży. Następnie powiedziała:

– Mariolka potrzebuje w tym roku korepetycji od zaraz. Idź się tam jutro umówić. Jeśli nie zmyjesz tego wszystkiego porządnie, za parę lat będziesz starsza ode mnie. Żadna twarz nie zniesie czegoś takiego na dłuższą metę.

Następnie odwróciła się i zeszła na dół.

Całe zadowolenie z efektu zabiegów kosmetycznych spłynęło z Tereski jak woda z tłustego drobiu. Jak mogła nie zamknąć drzwi? Jak mogła narazić się na to, że wlezie tu ta głupia ciotka, i w ogóle po co ona tu wlazła? Aha, w sprawie korepetycji… Co za potworny dom, w którym człowiek nie ma miejsca dla siebie, nie może być sam, w którym wszyscy wszędzie wtykają nos i do wszystkiego się wtrącają! Czy ona nie ma prawa do własnego życia i czy to życie musi być takie skomplikowane i uciążliwe?!

Myjąc zęby z ponurą wściekłością zastanawiała się, skąd wziąć to miejsce dla siebie i ten święty spokój. Skąd wziąć także pieniędzy na kosmetyki, na modną odzież, na fryzjera i manikiurzystkę. Nie może przecież teraz, przy Bogusiu, wyglądać jak ofiara powodzi! Nie pójdzie na spotkanie z nim w byle czym, w szkolnej spódnicy, w starych pantoflach na niemodnych obcasach i bez twarzy…

Na zwiększone dotacje ze strony rodziny nie było co liczyć, ale do tego Tereska była przyzwyczajona. Od dwóch lat już swoje prywatne potrzeby zaspokajała we własnym zakresie, z niechęcią i wstrętem udzielając korepetycji, których nie cierpiała, ale które dawały wyraźne korzyści materialne. Teraz przypomnienie, że pierwsze korepetycje ma już załatwione, pocieszyło ją w znacznym stopniu. Przypomnienie przyczyn, dla których musi pięknie wyglądać, pocieszyło ją jeszcze bardziej. Uwaga ciotki Magdy o wytrzymałości twarzy zakłopotała ją na chwilę, ale od razu znalazła wyjście. Jasną jest rzeczą, że równocześnie z makijażem należy stosować odświeżające i odmładzające maseczki kosmetyczne i nie należy z tym zwlekać do późnej starości, na przykład wieku trzydziestu lat, tylko trzeba zacząć już teraz. Systematycznie. Maseczki, jak wiadomo, działają długofalowo. Teraz zacząć i potem zadbanej i odpowiednio traktowanej twarzy już nic nie zaszkodzi i za pięć lat Boguś będzie patrzył na nią z rosnącym zachwytem…

Atmosfera ucisku i przygnębienia rozwiała się jak dymy na wietrze i zasypiając Tereska czuła wyraźnie, że wbrew wszystkiemu życie może okazać się bardzo piękne…

– Dwie są nowe, a reszta stare – powiedziała szeptem Okrętka, kiedy zziajana Tereska w ostatniej chwili dopadła swojej ławki. – W młodszych klasach pełno chłopaków…

Szkoła trwała od dwóch dni. Przechodziła właśnie stopniowo na system koedukacyjny, co w dwóch ostatnich klasach prawie nie dawało się zauważyć. Młodsze klasy były już mieszane, starsze jeszcze ciągle żeńskie.

Okrętka przyszła wyjątkowo wcześnie tylko dlatego, że zegar w domu śpieszył się o pół godziny. Usiłowała teraz udzielić Teresce wszystkich naraz nowych wiadomości.

– Iwony w ogóle nie ma i nie będzie, podobno zrezygnowała ze szkoły, a Krystyna zaręczyła się na wakacjach…

Tereska zastygła w połowie otwierania teczki.

– Co zrobiła? – spytała, nie wierząc własnym uszom.

– Zaręczyła się.

– Żartujesz!

– Jak Boga kocham. Sama mi powiedziała.

– Zwariowała chyba! Z kim?!

– Z tym swoim absztyfikantem z zeszłego roku. Z tym, który na nią tak czekał pod szkołą. I teraz ma narzeczonego.

– Co ma?!

– Narzeczonego. Takiego jak przed wojną. Co to przynosi kwiaty i siedzi w salonie.

– Ktoś tu zgłupiał, ty albo ona. Skąd, na litość boską, wzięła salon?

– No nie wiem, może siedzą w kuchni. Albo w łazience. W każdym razie go ma…

– Bukatówna i Kępińska – powiedziała zimnym głosem Larwa z katedry. – Czy ja mam od pierwszych dni posadzić was oddzielnie?

I Tereska, i Okrętka zamilkły natychmiast. Siedzenie oddzielnie zgodnie uważały za największe nieszczęście, jakie mogłoby je dotknąć w szkole. Zaniechały konwersacji, narażając się na to, że w jakiejś chwili pękną z hukiem, rozsadzone nie wyjawionymi informacjami i odczuciami.





Tereska obejrzała się. Siedząca za nią Krystyna była niewątpliwie najpiękniejszą dziewczyną w szkole, a być może nawet najpiękniejszą dziewczyną we wszystkich szkołach w całym mieście. Tak jak ona powi

A jednak, mimo tej wstrząsającej urody, Krystyna nie miała proporcjonalnego do niej powodzenia. Nikłą zaledwie cząstką świadomości uczestnicząc w lekcji matematyki Tereska rozmyślała o przyczynach tego niezrozumiałego zjawiska. Każdy facet na widok Krystyny najpierw niemiał z zachwytu, a potem zaczynał się do niej odnosić z osobliwą rezerwą, większe względy okazując i

Co w tym jest? – myślała Tereska. – Faceci powi

Apatia i obojętność. Krystyna była doskonale apatyczna i obojętna, wyzuta z wszelkiej inicjatywy, wręcz niechętna życiu. Nakłaniana do jakiegokolwiek działania stawiała bierny opór, a nakłoniona wreszcie, uczestniczyła z bezgraniczną obojętnością, bez śladu emocji, nie kryjąc, że ją to nudzi i nuży. Szkołę zamierzała skończyć dla świętego spokoju, potem zaś wyjść za mąż, mieć dom i dzieci, pod warunkiem jednak, że wszystko to zrobi się samo, niejako przyjdzie do niej, bez starań i wysiłków. Na dłuższą metę była szalenie męcząca.

To chyba to – myślała Tereska. – Nikt tego nie wytrzyma, żeby żyć za siebie i za nią. Przez parę dni, owszem, ale nie trwale. Oni to chyba muszą wyczuwać i boją się, z lenistwa…

– Moim zdaniem, najlepiej załatwi to Kępińska – powiedziała z katedry Larwa z podstępną słodyczą. – Ostatecznie możecie we dwie, razem z Bukatówną.

Nie mając najbledszego pojęcia, o co chodzi, Tereska na dźwięk swego nazwiska automatycznie wstała z ławki. Nie odniosła wrażenia, żeby Larwa o coś pytała, nie usiłowała zatem odpowiadać, wpatrując się w wychowawczynię spojrzeniem doskonale bezmyślnym. Siedząca obok Okrętka zastygła w skamieniałym bezruchu i nie służyła żadną pomocą.

– A zatem wiecie, co macie robić – powiedziała Larwa. – Zgadzasz się, oczywiście. Ofiarodawców, gdyby sobie tego życzyli, będziecie zapisywać. Sama rozumiesz, że od efektu waszych starań zależy wszystko. Możesz usiąść.

– O Boże, czy już zgłupiałaś zupełnie? – wysyczała Okrętka rozpaczliwym szeptem. Dlaczego się zgodziłaś?!

– Nie wiem – odszepnęła Tereska ze skruchą i niepokojem. – Zaskoczyła mnie. O co jej chodzi? Nie słyszałam ani słowa.

– Kępińska, to nie znaczy, że macie umawiać się z Bukatówną teraz zaraz!

Dopiero po dzwonku, na przerwie, Tereska dowiedziała się, na co wyraziła milczącą zgodę.

– Ogłuchłaś, czy co? – powiedziała zdenerwowana Okrętka. – Zdrętwiałam zupełnie! Kto nam da drzewka, ludzie to sprzedają za pieniądze, jak ty to sobie wyobrażasz, chcesz zatrudnić tragarza?!

– W ogóle nie rozumiem, co mówisz – powiedziała nie mniej zdenerwowana Tereska. – Jakie drzewka, jakiego tragarza?! Co my mamy robić?!

– Posadzić sad.

– My?

– Cała klasa. A my mamy załatwić sadzonki, czy tam coś takiego, które musimy dostać. Ludzie mają nam to dać w prezencie. W czynie społecznym. A owoce z tego sadu mają być dla Domu Dziecka, zapomniałam którego.

– Matko Boska! Gdzie ten sad? Pod szkołą?

– W Pyrach. W ramach zadrzewiania kraju. O czym myślałaś, na litość boską, żeby do tego stopnia nic nie słyszeć?!

Tereska poczuła się nieco ogłuszona.

– O Krystynie – wyznała. – Kto wymyślił to kretyństwo?

– Nie wiedziałam, że jestem taka interesująca – wtrąciła się z uprzejmym zdziwieniem Krystyna. – Tylko przypadkiem nie próbuj na mnie zwalać winy.

– Ciało pedagogiczne – powiedziała zgnębiona Okrętka. – Długofalowa praca społeczna z długofalowym pożytkiem. Co myślałaś?

– Czekaj. Przecież to idiotyzm. Owoce z tego sadu będą dopiero za parę lat! Mamy to uprawiać jeszcze po skończeniu szkoły? Przez całe życie? I kto tego będzie pilnował?