Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 51 из 55

Bieżan był szczęśliwy, akcja mordowania Eluni przebiegła nadspodziewanie pomyślnie. Odebrany przestępcy telefon komórkowy stwarzał mu wielkie szansę i bez względu na przepisy zamierzał potrzymać go trochę przy sobie. Jeszcze dzień, dwa… Węch mówił mu, że szajka lada chwila zakończy działalność, wymyśli sobie tylko, co daj Boże, ostatni skok i wtedy się ich przygwoździ. Żeby tylko Elunia się nie wygłupiła…

– Pani pamięta, że pani nie żyje? – spytał z naciskiem. – Tu pani leży trupem, w domu. Niech panią ręka boska broni wychodzić! I telefonów nie odbierać, albo mi pani to przysięgnie, albo będę musiał kogoś tu posadzić. A ludzi brakuje. Niechże pani ma sumienie!

Elunia uświadomiła sobie nagle, iż śmiertelne zejście uniemożliwia jej wizytę w kasynie, gdzie wszak umówiona była ze Stefanem! Boże drogi, nie przyjdzie, nawali… Może straci go ostatecznie…!

– Czy nie będzie dziwne, jeśli się nie zaśmiardnę? – spytała żałośnie.

– Przez dwa do trzech dni chyba jeszcze nie bardzo. A w razie potrzeby sam dostarczę pani parę kilo mięsa, położy pani pode drzwiami i efekt wypadnie w sam raz, każdy wywęszy. Nie, nie każdy, tylko taki, co sprawdza. Pan – zwrócił się do Kazia – jakoś pani dostarczy coś do jedzenia, w nocy albo co. Żeby pana nikt nie widział.

– To chyba lepiej w godzinach największego ruchu – mruknął Kazio. – W nocy przyleci ten kontroler.

– Jak pan chce. Niech pan się jakoś przebierze.

– Czapki i szalika i tak nie mam…

– O rany boskie, zwrócimy panu…

– Bez znaczenia, od czapki i szalika tak znów bardzo nie zbiednieję. Mam na myśli, że chcąc nie chcąc będę inaczej wyglądał. Myśliwską kurtkę posiadam i brodę sobie przyczepię.

– Brodę, proszę bardzo. Niezła myśl…

– Czy, mimo wszystko, nie mogłabym pójść spać? – spytała znów Elunia. – W domu mogę posiedzieć, mam dużo roboty, ale te emocje mnie chyba zmęczyły. Zdaje się, że jest po czwartej.

Kazio zdobył się na ilość taktu zgoła nadludzką. Spokojny już, że od Eluni się odczepiono, opuścił jej dom razem z Bieżanem. Przez krótką chwilę Elunia sama nie była pewna, czy jest mu za to wdzięczna, czy też przeciwnie, ma żal i pretensję…

Jedną dobę przetrzymawszy cierpliwie, acz z wysiłkiem, w połowie drugiej Elunia zaczęła się poważnie denerwować. Była pozbawiona kontaktu ze światem. Posługiwanie się telefonem zostało jej wzbronione, ani odbierać, ani samej dzwonić. Na myśl o Stefanie dostawała jakby drobniutkich drgawek wewnętrznych. Na myśl o tym, co on myśli, zaczynało ją dławić w gardle. Co podejrzewa, co może przypuszczać…? Zły jest na nią, rozczarowany, zniechęcony…? Niepokoi się może…?

Gdzieś w głębi duszy czuła, że go traci. I tak już wisiał na pajęczej niteczce, teraz, nie mając jej pod nosem, da sobie z nią spokój całkowicie, obrazi się, odsunie, poderwie co i

W chwili kiedy decydowała się już zadzwonić do recepcji kasyna, podać swój numer i poprosić, żeby przekazali mu prośbę o telefon, na szczęście przyszedł Kazio.

Nie musiał dzwonić do drzwi, miał klucze. Mógł się przemknąć niepostrzeżenie, co też uczynił z wielką zręcznością. Elunia sama się zdziwiła ogromem ulgi, jakiej doznała na jego widok.

– No, nareszcie! – wykrzyknęła, od razu zniżając głos do szeptu, bo Kazio położył palec na ustach. – Może się dowiem, co się dzieje? Czy już mogę ożyć?

– Przeciwnie – odparł Kazio, kładąc w kuchni na stole torby z zakupami. – Mam nadzieję, że się nie ujawniasz?

– Nie ujawniam – zapewniła go Elunia cierpko. – Majątek zapłacę za światło, dwie lampy się palą cały czas na okrągło, w łazience się świeci bez przerwy, pierwszy raz w życiu nie podoba mi się łazienka z oknem, w kuchni też, za to spać się kładę po ciemku, żeby w sypialni nie zapalać. Żywa może i jestem, ale do obłędu mi blisko.

– Już niedługo, kochana, taką mamy nadzieję…

– My? Nawiązałeś z komisarzem taką ścisłą współpracę?

– Jakbyś zgadła. To przez ciebie. Tylko ja tu mogłem przyjść, a teraz masz, to ci zostawię… – Położył na stole swoją słuchawkę. – Możesz odbierać wszystko i sama dzwonić, ale lepiej nie, bo nigdy nie wiadomo, na kogo trafisz.

– To po co mi to?

– Żeby Edek mógł zadzwonić do ciebie. Bieżan. Komisarz, mam na myśli. Powiem ci, w czym rzecz. Chcesz? Elunia się zdenerwowała.

– Kaziu, czyś oszalał? Dlaczego mi zadajesz takie idiotyczne pytanie, jak bym mogła nie chcieć, niczego nie pragnę bardziej, niż dowiedzieć się, o co chodzi i co się dzieje! Jak długo mam tu siedzieć uwiązana w charakterze trupa?! Czego on ode mnie chce?!

Kazio wyjął z torby świeże pączki od Bliklego, jeszcze ciepłe.

– Nic, nic, zaraz ci wszystko powiem. Kawkę zrobimy czy herbatkę? Tu w kuchni… Nie, lepiej zjedzmy w salonie, bo to światło w biały dzień trochę głupio wygląda, fakt…





– W salonie też się świeci.

– Ale mniej wpada w oczy. Masz, weź to. Ja zaparzę…

– Kawa jest zaparzona, w termosie. Mam na stole…

Kazio zakrzątnął się żywo przy czymś w rodzaju drugiego śniadanka, Elunia uświadomiła sobie nagle, że wrócił jej apetyt, dotychczas mocno przygłuszony. Pączki kusiły tak, że od nich zaczęła, Kazio patrzył jej w zęby tkliwie i z rozczuleniem.

– Ty pewnie przez ten czas nic nie jadłaś…

– Mmmmm – odparła Elunia gniewnie i niecierpliwie.

– Dobra, już mówię. No więc Edzio dopadł jednego dzięki twojej babci, a po tym jednym trafił do jeszcze trzech. Ma ich na widelcu. Czterech razem, z tym że jeden z nich siedzi, to ten, co tu był, więc trzech zostało…

– Tu dwóch było. Chyba obaj siedzą?

– Obaj, ale jeden był dokooptowany chwilowo, specjalnie na twoją cześć. To właśnie ten mściciel od siedmiu boleści, ten bandzior świętokrzyski. Ce

Elunia omal się nie zakrztusiła szóstym pączkiem. Skoro w samochodzie siedział szef, nie mógł to być Stefan, a ona, jak idiotka, wpierała w niego… Ależ musiał się do niej zrazić! Trochę ją zemdliło, być może pączki miały w tym swój udział, zarazem jednak wybuchła w niej szalona chęć uczestniczenia w aferze. Na własne oczy zobaczy tego brodatego i przestanie się gryźć podobieństwem…!

– I kiedy to ma być? – spytała chciwie.

– Nie wiadomo, ale chyba długo zwlekać nie będą. Po to ci właśnie zostawiam telefon, Edzio zadzwoni i powie, gdzie masz przyjechać. Gdyby pytali o mnie, mów, że siedzę u dentysty, ewentualnie zrób mi grzeczność i zapisz, co tam będą gadać. Ja też będę dzwonił, to się od ciebie dowiem. Niech Bóg broni, nie mów tylko przypadkiem, jak się nazywasz!

– Już taka głupia chyba nie jestem?

– Wcale nie jesteś głupia. Wręcz przeciwnie. Ale jak człowiek jest zajęty i o czym i

– A czy ja mogę zadzwonić?

– Zależy do kogo. Do mnie i do Bieżana bez przeszkód.

– A do Joli? Albo do babci? Nie wmówiliście chyba w babcię, że zostałam zabita?

– W nikogo nie wmówiliśmy, bo twoje zwłoki jeszcze nie zostały odkryte. Nikt o tym nie wie, poza zabójcą. A co do Joli… Ona wie coś o aferze?

– Nic. Wcale z nią na ten temat nie rozmawiałam. Kazio zawahał się i rozmyślał przez chwilę.

– Nie. Jednak nie. Kochana, ludzie się znają, najgłupszy przypadek sprawi, że Jola do kogoś powie, że z tobą dzisiaj rozmawiała, a ten morderca to usłyszy. Jednak nie dzwoń. Wytrzymaj.

Z ciężkim westchnieniem Elunia obiecała powściągliwość telefoniczną. Już i tak jej ulżyło, rozmowa z Kaziem, sama jego obecność, podniosły ją na duchu. Robotę ciągle miała, mogła posiedzieć, żeby nie Stefan, byłaby nawet zadowolona.

Kazio z wyraźną niechęcią zabierał się do wyjścia. Eluni zrobiło się nagle jakoś pusto w środku.

– Czy to będzie okropnie niebezpieczne, gdybyś tu przyszedł jeszcze raz? – spytała niepewnie. – Na kolację na przykład. Nie wiem, co przyniosłeś, ale coś z tego zrobię. Inaczej sama uwierzę, że już leżę w trumnie.

Kazio rozpromienił się z miejsca, ale i zawahał.

– Czekaj, niech pomyślę. W razie czego byłoby dziwne, że nie lecę na glinowo zawiadamiać o zbrodni, ale kto się tym może zainteresować…? Tylko ta szajka, ja bym na miejscu bossa wydelegował jednego, żeby popatrzył, co się tu dzieje… No, z drugiej strony Edzio go tam przez telefon nieźle kantuje… Co tam, ubiorę się inaczej, pojadę na i

Od tej chwili Elunia zaczęła mieć dodatkową rozrywkę, bo telefon Kazia terkotał dość często. Z rozbawieniem wczuła się w rolę sekretarki i zapisywała wszystko, dzięki czemu zgryzota uczuciowa nieco zelżała. Co się stanie, jeśli złoczyńcy nie dokonają następnego skoku i nie zostaną złapani, na razie wolała nie myśleć.

O wpół do piątej zadzwonił Bieżan. Do niej, nie do Kazia. Elunia ucieszyła się tak, jakby to był pierwszy telefon w jej życiu.