Страница 44 из 55
– Bo pomyślałaś także, że to może ja jestem mózgiem afery? – ucieszyła się babcia. – Dziecko, pochlebiasz mi. To nie ja, niestety.
– Nie tylko, to znaczy mózg mi do głowy nie przyszedł…
– On tam u ciebie powinien już tkwić.
– …ale nie chciałam ich na ciebie napuszczać z zaskoczenia. Teraz widzę…
– …że trzeba będzie. Rozumiem, poprzypominam sobie jeszcze trochę. Czekaj, nazwisko tego znajomego od pokera powi
– Graliście w ogóle…?
– Oczywiście! Tamci wrócili. Wygrana wyszłam, ale niedużo, to pamiętam, dostałam z ręki fula na asach i udawałam, że mam strita. Poszukam kalendarza, może znajdę, zanim mnie gliny dopadną.
– To pewnie będzie komisarz Bieżan. Bardzo sympatyczny. Nastaw się duchowo…
Komisarza Bieżana właśnie o mało szlag nie trafił. Od półtorej godziny nie mógł się do Eluni dodzwonić, zajęte było bez przerwy. Biuro napraw powiedziało, że aparat jest w porządku, tylko ktoś po prostu rozmawia. De facto zajęte było z przerwami, ale Bieżan trafiał nieszczęśliwie najpierw na Kazia, który ten ciąg telefoniczny rozpoczął, potem na Jolę, wreszcie na babcię. Na dwie sekundy przed odłożeniem przez Elunię słuchawki nie wytrzymał i pojechał do niej. Skoro gadała przez telefon, musiała być obecna.
– O, jak to dobrze, że pan jest! – wykrzyknęła Elunia na jego widok ze szczerą radością, co ogromnie poprawiło jego stan ducha, bo rzadko policję wita podobny okrzyk. – Właśnie miałam do pana dzwonić, zwlekałam tylko, żeby zostawić babci jeszcze odrobinę czasu. Zaraz panu wszystko powiem.
Bieżan miał do niej własne interesy, ale przezornie wolał zostawić wolne pole świadkowi. Zgodził się napić kawy. Co w tym robi babcia, na razie nie pytał, chociaż poczuł się nieco zaskoczony.
– Ja znów panu czegoś nie powiedziałam – oznajmiła Elunia i nagle postanowiła nie oskarżać się przesadnie – ale nie mogłam sobie od razu przypomnieć, o co mi chodzi i zorientowałam się dopiero później. Tam, u Zielińskiego, pamięta pan…?
Bieżan zapewnił ją, że pamięta.
– Jeden z tych pacanów powiedział takie słowa: „Nie ma państwa w domu, wzięli gorzkie żale i poszli na roraty”. I to był ten z nosem. Od razu mnie tknęło, że ja to znam i potem wykryłam, że mówiła to moja babcia. Od nikogo i
Bieżan też był zdania, że mogłoby mu to coś dać, szczególnie wobec braku i
Bieżan odgadł już, że szajka posługuje się cudzymi samochodami, wybierając chwile, kiedy właścicielom są niepotrzebne, niemożliwe było jednakże, żeby trafiali przypadkiem. Musieli mieć jakieś rozeznanie, ponadto musieli dysponować sposobami łatwego uruchamiania pojazdów. Żadnego wycia alarmu, żadnych zdewastowanych stacyjek, być może duplikaty kluczyków, co też wskazywałoby na stara
Najwięcej widziała Elunia. Blondynowi o prostokątnej twarzy należało zrobić portret pamięciowy, posługując się wspomnieniami trzech osób, które na niego zwróciły uwagę. Jedną z tych osób była Elunia, przy okazji należało wydoić z niej wszystkie spostrzeżenia, a także zapamiętany profil. Bieżan zaprosiłby ją do komendy, gdzie grafik już odwalał robotę, ale właśnie nie mógł się do niej dodzwonić.
– Bardzo dobrze – powiedział teraz. – Pani pojedzie do nas, a ja do babci. Zaraz zadzwonię, żeby na panią czekali, każdy z państwa powie swoje i potem się te trzy wersje porówna. A teraz proszę, żeby pani sobie jeszcze raz przypomniała wszystko spod tego banku, każdy szczegół. Najbardziej mnie interesuje pasażer, majaczył pani, doskonale, ale może jednak coś pani dostrzegła?
W pierwszym momencie Eluni zrobiło się niedobrze, w drugim straciła pewność, że widziała Stefana. Może to rzeczywiście nie był on…? A jeśli nie on, to po diabła ma chronić złoczyńcę…?
Zmarszczyła brwi i z wahaniem wpatrzyła się w okno.
– Nie chcę pana wprowadzać w błąd. Tam było ciemno. Zostało mi wrażenie, że miał brodę. To znaczy, jestem pewna, że miał. Uczynił ruch. Jestem pewna, że włożył okulary, bo błysnęło. Taki refleks…
– W którym momencie włożył okulary?
– Jak ten blondyn wsiadał. Jakoś razem to wypadło. Bieżan zrozumiał w tej chwili jeszcze więcej.
– Zdaje mi się, że mechanizm tego przestępstwa mam już doskonale opanowany – rzekł z rozgoryczeniem. – Żebym jeszcze wiedział, kto to robi…!
– Może babcia panu coś da…?
– Pewno kawy. Chyba wolałbym już herbatę. No nic, skoczę tam. Babcię zastanę w domu?
– Tak, ona o tej porze pracuje. Ale niech pan zaczeka, ja zapisałam, co ona do mnie mówiła, może się to panu przyda. O, dwie osoby, nazwiska i adresy, a trzeciego właśnie szuka.
Bieżan obejrzał kartkę i nie wpadł w euforię.
– W porządku, rozumiem. Niech pani jedzie do komendy zaraz…
Nim jeszcze Elunia zdążyła opuścić dom, żeby spełnić jego polecenie, znów zadzwonił Kazio. Odebrała telefon już w palcie.
– Słuchaj, kochana – rzekł Kazio z wielką stanowczością – ja cię nie zamierzam kontrolować, niech mnie ręka boska broni. Ale zrób mi przysługę i powiedz, jakie masz plany. Co zamierzasz robić, dokąd się wybierasz i kiedy. Powiem ci prawdę, ja się o ciebie boję i wolę trochę na ciebie pouważać. Nie dam rady sterczeć pod twoim domem i trzymać cię za rękę przez całą dobę na okrągło, chyba żeby było trzeba. Więc ułatw mi to i daj namiary.
– Teraz właśnie jadę do komendy miasta – odparła Elunia bez oporu. – Mam nadzieję, że nie zrobią mi tam nic złego? Nie wiem na jak długo.
– A potem?
– A potem… – zaczęła i zbuntowała się nagle. – Kaziu, a gdybym ja też miała jakąś tajemnicę? Przed tobą?
– Możesz mieć wszystkie, jakie zechcesz, tylko powiedz, gdzie będziesz.
– No, a gdyby to właśnie była tajemnica, taka z tych, co by cię do mnie zraziły…
– Nie ma na świecie niczego, co by mnie do ciebie zraziło, przyjmij to do wiadomości raz na zawsze. Mogę nie zwracać uwagi. Powiedz, gdzie będziesz.
Elunia złamała się, bo przyszło jej na myśl, że istnienie Stefana Kazio odkryje sam i ona będzie miała ułatwione zadanie. Na dobrą sprawę i tak by nie wiedziała teraz, co mu powiedzieć, ma tego Stefana czy nie…?
– No dobrze. W tej komendzie trochę potrwa, bo będą robić obrazek. Portret pamięciowy. Potem od razu pojadę do Marriotta, do kasyna, bo tak mi się podoba.
– Każdemu by się podobało. A potem?
– Potem zrobi się bardzo późno i prawdopodobnie wrócę do domu.
Kazio milczał przez całe dwie sekundy.
– Rozumiem. W porządku. A co zamierzasz jutro?
– Od rana pracować, a na drugą jestem umówiona w dyrekcji „Bez granic”, to jest biuro podróży…
– Wiem.
– …z prospektami. A co dalej, jeszcze nie wiem.
– Nie szkodzi, to i tak dużo. Dziękuję, kochana, cześć. Elunia powoli odłożyła słuchawkę, a potem szybko wybiegła z domu.
Kwadrans po piątej znalazła się w kasynie, w parę minut później zaś pojawił się Barnicz.
Pamiętna rad i ostrzeżeń Joli, Elunia z całej mocy usiłowała na niego nawet nie spojrzeć, aczkolwiek zauważyła go już w momencie, kiedy wchodził. Grała zapamiętale, w ogóle nie widząc kart na ekranie automatu. Zanim minęła następna minuta, usiadł obok niej.
– Stęskniłem się za tobą – powiedział półgłosem i Eluni zrobiło się w środku zarazem słabo i gorąco. – Namnożyło mi się zajęć, ale do jutra się wyrobię. Co byś powiedziała na jutrzejszy wieczór?
Z szalonym wysiłkiem Elunia zdołała wydobyć z siebie głos.
– Nie mam planów. Gdzie się spotkamy?
– Tutaj oczywiście. To najprościej i najprzyjemniej. A potem już będę wiedział, co dalej. Pozbyłem się ciotki, wyjeżdża jutro rano na parę dni. Chorowite przyjaciółki w starszym wieku i na prowincji to czyste błogosławieństwo.
– Dlaczego właściwie musisz mieszkać z ciotką?
– Bo tak naprawdę, to ja mieszkam u niej, a nie ona u mnie. Tyle że to ja załatwiłem remont i tym podobne. Ogólnie biorąc, ona jest wysoce użyteczna i nieszkodliwa, czasem tylko trochę przeszkadza. Raczej rzadko.
Upragniony trwały związek cementował się Eluni w błyskawicznym tempie. Nareszcie…! Nareszcie mówił do niej coś o sobie, zwierzał się jej, poznawała jego życie! Nie dość na tym, nareszcie była z nim konkretnie umówiona!
Wszystko i
Zrobi się na bóstwo absolutne!
Zamieszkają razem…
Urodzi mu dzieci…
– I co w końcu, pogodziłaś się z faktem, że pod tym bankiem mnie nie było?