Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 25 из 55

Na żadne trwałe związki Stefan Barnicz nie zamierzał sobie pozwalać, natomiast sporadyczny eksces z Elunią pociągał go coraz bardziej. Długie i czasochło

O tym, że Elunią popędziłaby z nim do łóżka z okrzykami radości i nieprzystojnym pośpiechem, ponieważ pierwszy raz w życiu opętała ją dzika namiętność, nie miał najmniejszego pojęcia, tak samo jak Elunią o jego wrażeniach i poglądach. Nieporozumienie było obopólne.

Zła na siebie, zgnębiona kilkoma najbliższymi dniami, które zapowiadały się uciążliwie, pocieszona odrobinę tym pożegnalnym spotkaniem, z obrazem supermana przed oczami, pojechała do domu. Wszystko to razem jednakże było tak denerwujące i absorbujące, że w windzie pomyliła się i przycisnęła niewłaściwy guzik.

Wysiadła i podeszła do swoich drzwi, które znajdowały się blisko. Nie patrząc na nie, wygrzebała z torebki klucze. Uczyniła ruch zmierzający do otwarcia zamka i zamarła na amen.

Drzwi były uchylone.

W jednej chwili uczuciowe turbulencje wyleciały jej z głowy. Jak to, Jezus Mario, nie zamknęła mieszkania…?! Jak krowa, ten jakiś facet miał rację, istna krowa… Czy to może ktoś się włamał…?! Włamywacz jest w środku i, nie daj Boże, zaskoczony jej powrotem, rąbnie ją… Co ona tam w ogóle ma, pierścionek na palcu, ale przecież zostawiła pieniądze… Komputera chyba nie ukradł, ciężar potworny, futro…? Bzdura, futro ma na sobie, mebli złodzieje nie wynoszą, telewizor może, aparat fotograficzny, a, prawda, koniak i whisky, jedno i drugie napoczęte, opłacało mu się włamywać po te dwie butelki…? A może, zdenerwowany brakiem solidnego łupu, zdewastował mieszkanie…?

Wszystko to Elunia swobodnie zdążyła pomyśleć, bo tkwiła pod drzwiami, niezdolna do ruchu. Mózg pracował poniekąd stabilnie, nie musiał biegać, żeby odwalać robotę. Po pierwszych sekundach nerwowych drgawek zmobilizował się, wysłał sygnał racjonalny, szpara w drzwiach jest ciemna, światło się w środku nie pali, zatem włamywacza już chyba nie ma…?

Być może Elunia do świtu ozdabiałaby owe uchylone drzwi, prezentując cechy rzeźby, gdyby nie to, że winda zjechała na parter, po czym wróciła i wysiadł z niej sąsiad. Znali się z twarzy. Sąsiad ukłonił się grzecznie i coś go tknęło. Straszliwa nieruchomość Eluni biła w oczy.

– Czy coś się stało? – spytał z lekkim niepokojem. – Pani się źle czuje?

Elunia uczyniła potężny wysiłek, odetchnęła głęboko i zdołała wydobyć z siebie głos.

– Nie. To znaczy tak. To znaczy nie, dobrze się czuję, ale nie wiem, co się stało. Drzwi zastałam otwarte. Nie wiem, co się dzieje w środku.

– Jak to… Ależ to trzeba sprawdzić! Boi się pani wejść? Może ja wejdę…?

W pierwszej chwili Elunia chętnie przyjęła propozycję, ale zaraz w następnej ruszyła ją przyzwoitość.

– O Boże, ale jeśli panu się coś stanie, zadręczą mnie wyrzuty sumienia! Jeśli on tam jeszcze jest…

Sąsiad posiadał normalne męskie cechy. W obliczu młodej i pięknej kobiety musiał wykazać się odwagą, bodaj nawet bezrozumną. Delikatnie odsunął Elunię na bok, wkroczył do przedpokoju, wymacał kontakt i zapalił światło. Elunia zajrzała mu przez ramię.

W przedpokoju nie działo się nic, było pusto, żaden podstępny bandzior nie czaił się w kącie. Mimo to Elunia znieruchomiała ponownie.

– Tu chyba wszystko w porządku? – powiedział sąsiad, przechodząc dalej. – Pozwoli pani, że rzucę okiem, a pani sprawdzi, czy nic nie zginęło.

Do żadnego sprawdzania Elunia nie była zdolna. Trwała w osłupieniu na progu przedpokoju, nie pojmując, co widzi. Skąd się wziął na wieszaku płaszcz w jaskrawą kratę i skąd się w ogóle wziął wieszak, jakiego nigdy nie miała? Gdzie się podziało lustro i stoliczek pod nim? I to coś brezentowe… wiszący pojemnik na buty, w życiu czegoś takiego nie posiadała! Na litość boską, co się stało z jej przedpokojem?!

– O, cholera…! – krzyknął nagle zdławionym głosem sąsiad, zaglądający do sypialni.

Elunia pojęła, że taryfy ulgowej nie będzie. Coś tu się przytrafiło przerażającego i nie do pojęcia, musi się ruszyć, nie może sobie pozwalać na długotrwałą skamieniałość, mijającą łagodnie. Później się zastanowi nad osobliwą metamorfozą przedpokoju, teraz trzeba koniecznie zajrzeć do sypialni, gdzie zapewne objawił się jakiś kataklizm. Zmobilizowała się z całej siły i uczyniła kilka kroków.





W sypialni sąsiad klęczał nad czymś zupełnie potwornym. Elunia doznała wrażenia, że na podłodze leży strzęp człowieka, jednostka ludzka poszarpana na drobne kawałki i zakrwawiona straszliwie. Kobieta, widać było jasne włosy…

– Ona żyje – powiedział sąsiad, podnosząc się pośpiesznie. – Rany boskie, co tu się działo…?! Pogotowie, gdzie pani ma telefon?!

Tym razem Elunia musiała dodatkowo przemóc omdlałość wewnętrzną. Zrobiło jej się trochę niedobrze.

– Nie wiem – odparła niewyraźnie i z szalonym wysiłkiem. – Ja w ogóle nic nie rozumiem, to nie jest moje mieszkanie. Ktoś tu wszystko przemeblował.

– To się później sprawdzi. Telefon! Jeśli u pani nie ma, zadzwonię od siebie! Tę dziewczynę trzeba ratować, może jeszcze się uda! To jest pani Gulster, ona tu mieszka…

Nagle umilkł i wpatrzył się w Elunię. Dość gwałtownie dotarło do niego, że coś tu jest okropnie nie w porządku, skąd tu Elunia, znajdują się wszak w mieszkaniu pani Gulster, którą z widzenia zna doskonale, trochę nawet osobiście, mieszkają na tym samym piętrze i często spotykają się przelotnie, Elunia zaś, też mu znana… Rany boskie, przecież ona mieszka piętro niżej!

Od tego odkrycia nieco zbaraniał i miał trudności z zamknięciem ust po ostatnich słowach. Na szczęście jednak w tym samym momencie Elunia odzyskała ludzkie właściwości.

– To nie jest moje mieszkanie – oznajmiła z rozpaczliwą determinacją. – Nie rozumiem, jak tu trafiłam, ale to już wszystko jedno. Chyba jestem na szóstym piętrze. Telefon… zaraz, gdzie ona może… W salonie…?

Z dzikim przypływem energii zostawiła oniemiałego sąsiada w sypialni i runęła do oświetlonego już salonu. Telefon z miejsca wpadł jej w oko. Wypukując numer pogotowia, wezwała chwilowego sprzymierzeńca.

– Panie sąsiedzie, niech pan im powie, bo ja nie wiem, co jej jest…

– Policję trzeba… – zawyrokował niemrawo sąsiad i wziął od niej słuchawkę. – Tak, ciężko pobita, ale żyje, wyczułem puls. Bardzo krwawi, twarz uszkodzona. Podaję adres…

Po odłożeniu słuchawki obydwoje z Elunia przez chwilę odzyskiwali równowagę. Sąsiad z zawodu był prawnikiem, pracował w notariacie, od razu pojawiły mu się przed oczami komplikacje prawne, bo skąd właściwie wzięli się razem w cudzym mieszkaniu i o co, na litość boską, mogą zostać posądzeni? Elunia już zrozumiała, że udało jej się pomylić piętra i czystym przypadkiem trafić na nieszczęście sąsiadki. Też ją znała z widzenia, była to młoda, piękna kobieta, tym w jej pamięci zapisana, że często zmieniała kolor włosów. Ostatnio, już dość długo, była blondynką, w zeszłym roku miała rude…

– Co do policji, ma pan rację – powiedziała z troską. – Znam jednego policjanta i mam przy sobie jego numer. Zadzwonić od razu?

Jej gorliwa skło

Siedem minut oczekiwania na pogotowie wystarczyło, żeby sprawa została wyjaśniona. Ze skruchą Elunia wyznała, iż wróciła do domu bardzo zamyślona i zaabsorbowana różnymi kłopotami i z pewnością w windzie przycisnęła niewłaściwy guzik. Jej mieszkanie znajduje się niżej, w tym samym pionie i drzwi umieszczone są dokładnie jedne nad drugimi, była święcie przekonana, że trafiła do siebie i na widok szpary ogarnęła ją zgroza. Nie wiedziała, co zrobić, i na tę chwilę akurat pan sąsiad nadjechał…

Gdyby obie, poszkodowana pani Gulster i Elunia, nie były takie ładne, sąsiad zapewne przekląłby się w żywe kamienie za głupi wybór chwili powrotu do domu. Miał jednakże do czynienia z wysoce atrakcyjnymi kobietami, chociaż jedną w nie najlepszym stanie, uspokoił się zatem ostatecznie i z zapałem wyraził zgodę na rozmowę z gliniarzem, który tu lada chwila przybędzie.

Pogotowie przyjechało i zabrało ofiarę, udzielając skąpych informacji. Fakt, pani Gulster wygląda na ciężko pobitą, twarz pocięto jej brzytwą, bez chirurga plastycznego tu się nie obejdzie, ale żyje i wyjdzie z tego. Odzyskawszy przytomność, zapewne powie, kto ją tak pięknie urządził.

Przybyły w dziesięć minut później Bieżan miał na tę kwestię własne poglądy, ponieważ działał w nim tak zwany instynkt śledczy. Węszył tu jakąś podejrzaną nieprawidłowość. Elunia była dla niego ce

Podejrzenie zakłopotało go nad wyraz, ponieważ przyszło mu na myśl, że Eluni należałoby pilnować. Złoczyńcy się połapią i nieszczęście gotowe. Jak pilnować, skąd ma brać ludzi…?! Obstawić ją gorylami, świetny pomysł, a ci goryle to co, sami mu się ulegną?

Niepewny słuszności własnych poglądów, nie chciał jej straszyć niepotrzebnie. Zalecił tylko zachowanie ostrożności, co w uszach Eluni zabrzmiało niezrozumiale i głupio. Obawy o siebie nie przychodziły jej do głowy, pobito sąsiadkę, a ona ma uważać, gdzie sens, gdzie logika i co ma piernik do wiatraka?