Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 23 из 55



Edzio Bieżan znajdował się właśnie w drodze do domu. Jechał swoim fiatem z Zacisza, gdzie przez ostatnie dwie godziny przesłuchiwał rozhisteryzowaną kompletnie rodzinę prezesa firmy handlowej, nie wiadomo dokładnie, czym handlującej, ale za to bardzo bogatej. Dokonano na nich osobliwego napadu i wydarto im wszystkie pieniądze, prezes w pierwszym odruchu rzucił się w objęcia policji, później zaś, kiedy przyszło na niego opamiętanie, usiłował zbagatelizować wydarzenie i o stratach napomykać mętnie i ogólnie, dzięki czemu przesłuchanie szło jak po grudzie. Bieżan bez trudu odgadł, że firma jedzie na potężnych machlojach i zastanawiał się teraz, co ma z tym fantem zrobić. Obowiązkiem jego było ściganie przestępców jawnych, nie zaś ukrytych, w dodatku znał życie i doskonale wiedział, że tym ukrytym nikt nic złego nie zrobi. Chyba że grabieżcy… Na dobrą sprawę ten ostatni rabunek nawet go dość ucieszył i wracał do domu w doskonałym humorze.

Telefon Eluni dopadł go na Marszałkowskiej.

– Ja bym do pani wpadł od razu, jeszcze nie jest bardzo późno, a mieszkam niedaleko – rzekł szczerze. – Ale powiem pani prawdę, jestem okropnie głodny. Więc jeśli ma pani kawałek chleba…

– Mam coś lepszego – zapewniła Elunia z zapałem. – To znaczy chleb również, owszem, ale oprócz tego flaki. Od razu zacznę podgrzewać. I też będę jadła, bo dopiero teraz widzę, że zapomniałam o kolacji. I jakoś nie pamiętam obiadu.

Kiedy Bieżan dotarł na Służew, stół w kuchni był już zastawiony, a przejęta Elunia prawie czatowała pod drzwiami. Swoją relację zaczęła od razu, co dla Bieżana okazało się bardzo wygodne, zadawała bowiem pytania, na które mógł nie odpowiadać, zapchawszy sobie gębę flakami. Tym sposobem usłyszał wszystko i mógł się zastanowić.

– Gdyby nie to, że jestem żonaty, chyba bym się z panią ożenił – oświadczył wreszcie, niekoniecznie na temat, siedząc już w salonie przy kawie, bo w Eluni wciąż jeszcze pokutowały naleciałości z Pawełka, który w życiu nie piłby poobiedniej kawy w tym samym miejscu, w którym spożywał posiłek zasadniczy. – Jako prywatna pomoc śledcza jest pani wprost bezce

– Do tej pory nic się nie obijało, więc to chyba jakiś wyjątek. Mam nadzieję, że ma pan dobrą żonę?

– Mam anioła, a nie żonę. Jest pielęgniarką, miewa dyżury rozmaicie i doskonale się rozumiemy, chociaż widujemy dosyć rzadko. Teraz też jej nie ma, jest w swoim szpitalu. Czytałem kiedyś jakiś stary kryminał o milicjancie, któremu żona po dwudziestoczterogodzi

– .Chyba już panu wszystko powiedziałam? – zastanowiła się Elunia. – Czy pan nie chce obejrzeć w Marriotcie tego faceta od dowodów osobistych? Dzisiaj go nie było. A, właśnie, nie odpowiedział mi pan, czy on nie siedzi po tym przypadku pani Oli?

Wielce usatysfakcjonowany flakami Bieżan poczuł się trochę na luzie.

– Nie, cóż znowu! Takich się nie zamyka, oni są tą nitką, prowadzącą do kłębka. Owszem, chcę go zobaczyć i zamierzam się z panią umówić, bo zdaje się, że nikt i

Ugryzł się w język, bo omal nie zaczął wprowadzać osoby postro

– Jaki pośrednik? Od czego? Bieżan się trochę zakłopotał.

– Najpierw niech ja się dowiem, z kim pani na ten temat rozmawia. I bardzo liczę na to, że mi pani powie prawdę.

Elunia też się nieco zakłopotała i zaczęła sobie uczciwie przypominać.

– A wie pan, że z nikim – rzekła z niejakim zdziwieniem. – Ale to nie moja zasługa, bo chociaż wiem, że gadać o tym nie należy, to jednak zawsze człowiekowi coś tam się wyrwie. Tyle że ja akurat nie miałam okazji, dopiero teraz widzę szalone zaniedbania towarzyskie. Z nikim się nie widuję i nie spotykam, nawet przez telefon nie ględzę. Śmieszna sytuacja… Nie mam czasu. Albo siedzę przy robocie, albo w kasynie, dopiero w następną sobotę spotkam się z ludźmi. Więc dotychczas słowa o tym nikomu nie powiedziałam.

– I tak trzymać – pochwalił Bieżan. – No dobrze, powiem pani. Istnieje pośrednik, skupujący te dowody, i nikt go nie zna, nawet złodzieje. Wtyczki, tajniacy… No nie jest pani przecież niedorozwinięta i rozumie pani, że wtyczki trzeba mieć wszędzie, mam na myśli środowiska przestępcze. Kapusie, donosiciele… to się zawsze znajdzie. I nikt nic nie wie. Rzadka rzecz. Osobiście jestem przekonany, że nawet złapanie pośrednika też by nic nie dało, bo on nie zna grupy zasadniczej, ale próbować trzeba. Ktoś wściekle bystry to sobie zorganizował. W dodatku muszę się śpieszyć, bo gdyby nagle zakończyli proceder, żadna siła już za nimi nie trafi, ale bardzo liczę na ludzką chciwość…

– A ta metoda… Ja czytuję kryminały… Sprawdzania, kto się nagle wzbogacił…

– W tej chwili to jest cholernie mylące, bo ludzie bogacą się nagle na rozmaitych szwindlach, niekoniecznie na tym. W ogóle w różny sposób, chociażby pani…

Elunię zatchnęło.

– …mieszkanie, meble, samochód – ciągnął Bieżan przyjaźnie i beztrosko. – No dobrze, teraz już wiem, że pani mi odpada, ale z i

– Ja bym sobie wytypowała najbogatszych hochsztaplerów – powiedziała Elunia z nagłą energią, pozbywszy się oburzenia. – I pilnowałabym ich, jak oka w głowie.

– A pani myśli, że ja co? Półgłówek? Już ich mam całą listę, tylko mi tej obstawy brakuje. Ludzi nie ma. Całe glinowo mam zaangażować do ochrony szwindlarzy…? Powiem pani szczerze, że się ograniczam z konieczności i próbuję popilnować chociaż tych uczciwych, bo i tacy istnieją. Pani sama jest potencjalną ofiarą, ale mam nadzieję, że o swoje karty kredytowe potrafi pani zadbać, skoro zna pani sytuację. O tym to już naprawdę niech pani nikomu nie mówi, zwierzyłem się pani prywatnie…



Niemal do północy przejęta niezmiernie Elunia usiłowała prowadzić swoje osobiste śledztwo, podsuwając Bieżanowi najprzedziwniejsze pomysły. Niektóre z nich rozweseliły go zgoła do wypęku i odjechał wreszcie do domu, podniesiony na duchu chwilą pożytecznego relaksu. I odprężył się, i wiedzę uzyskał, i nawet przyszło mu coś nowego do głowy…

Kiedy nazajutrz przed południem zadzwonił Kazio, Elunia była akurat w doskonałym nastroju. Kolejny projekt jej wyszedł, opakowanie rodzimych czekoladek, tak smakowite, że sama nabrała chęci, żeby lecieć je kupować. Równocześnie obmyśliła do końca strój na wesele Andrzejka i wyrobiła sobie czas na wizytę w kasynie. Razem wziąwszy, poczuła się zadowolona z życia.

– W Kopenhadze jestem – oznajmił Kazio – ale jeszcze będę musiał podskoczyć do Szwecji. Co u ciebie?

– Mnóstwo – odparła Elunia radośnie. – Nie mam chwili czasu, a w kasynie, zapomniałam ci przedtem powiedzieć, wygrałam. I nadal wygrywam, tyle że trochę mniej. To piękne miejsce!

– O rany boskie, nie rozpędzaj się. Kłopotów nie masz?

– Jakich kłopotów?

– Głupawych. Tych, wiesz, telefonicznych…

W tym momencie Elunia przypomniała sobie, że Kazio jest jedynym człowiekiem, mającym jakieś pojęcie o wplątaniu jej w tajemniczą aferę. Wyjeżdżając, obawiał się o nią, a sedno rzeczy odgadł doskonale.

– Nie – odparła uspokajająco. – Nikt się mnie nie czepia, zostało wyjaśnione. I ty już nic nie musisz, żadni świadkowie niepotrzebni, to znaczy owszem, bardzo potrzebni, ale inaczej.

– Żebym ja rozumiał, co ty mówisz, byłoby pierwszorzędnie. No nic, wrócę, to się dowiem. Co w ogóle robisz?

Elunia z detalami opisała mu swój aktualny tryb życia, omijając tylko stara

Na wieść o weselu Andrzejka Kazio skrzywił się tak, że widać to było przez słuchawkę.

– Cholera. Jeszcze cię tam kto poderwie. Nie daj się, ja cię proszę!

Przeciwko nowym podrywkom Elunia czuła się opancerzona podwójnie.

– W ogóle mowy nie ma. Ale chociaż parę osób zobaczę, bo tak na co dzień ostatnio żyję na pustyni i wiem dlaczego. Jola mi powiedziała…

Kończąc relację, zaniepokoiła się, że Kazio tam zbankrutuje. Kazio od razu uśmierzył jej obawy.

– A, coś ty, za głupiego mnie masz? Na koszt firmy dzwonię, a firma wytrzyma. Będę dzwonił jeszcze przy każdej okazji, a wracam za dziesięć dni mniej więcej…

Zaraz po Kaziu zadzwonił Bieżan.

– Ja się wczoraj z panią nie umówiłem co do tego gościa od dowodów w kasynie, bo jeszcze nie wiedziałem, co będzie. Teraz już wiem. Dzisiaj wieczorem mógłbym tam wpaść, o ile da się go zobaczyć. Pani ma tam skąd zadzwonić?

– Otóż w tym rzecz, że nie mam – zmartwiła się Elunia. – Gdyby nie to, już poprzednio bym pana łapała.

– Szkoda. Ale i tak wpadnę. Będzie, dobrze, a jak nie, spróbuję coś wykombinować. Tylko jedna rzecz, bardzo ważna. Nie znamy się. Żadnych rozmów, żadnych przywitań, pójdzie pani gdzie trzeba i stanie obok niego. Na chwilę. I cześć, reszta pani nie obchodzi.

Udając się po południu do kasyna, Elunia stwierdziła nagle, że na tablicy rozdzielczej mruga jej rezerwa. Zdenerwowała się, nie lubiła jeździć na resztkach benzyny. Zastanowiła się, gdzie ma po drodze jakąś pompę, jedną miała bardzo blisko domu, ale już ją zostawiła za sobą i nie chciało jej się wracać, a przed nią co…? Malczewskiego też minęła, co tam jest jeszcze… Dolna! Zjedzie na Dolną, malutki kawałek, będzie z głowy…