Страница 100 из 101
– Od jak dawna zdawał pan sobie sprawę, że ma pan w swoim otoczeniu kreta? – Jakub schował w końcu pistolet oraz komórkę Wieszczyckiego, po czym zajął miejsce naprzeciwko premiera.
– Podejrzewałem od dłuższego czasu. Pewności nabrałem po zamachu z trzeciego grudnia. Narada szefów służb otoczona była ścisłą tajemnicą, krąg ludzi, od których mógł wyciec termin i miejsce spotkania, był ściśle ograniczony.
– U nas. Spisek mógł być sterowany z zewnątrz.
– Wpadło mi to do głowy. Toteż osobiście skontaktowałem się z szefami państw, których przedstawiciele zginęli w tym ohydnym zamachu. Już wtedy wiedziałem, że nie mogę nikomu ufać. I po jakimś czasie otrzymałem wyniki wewnętrznych śledztw. Wynikało z nich, że przeciek nastąpił w moim otoczeniu.
– Rozumiem – Jakub w zasadzie wszystko to wiedział. Premier potwierdzał tylko przypuszczenia. – A domyśla się pan powodu?
– Mam pewne podejrzenia – szef rządu już się nie uśmiechał. Wymownym gestem spojrzał na zegarek. – Czas nam się kończy. Wolałbym usłyszeć konkrety. Potem czeka mnie dymisja.
– Niekoniecznie. Być może do dymisji nie dojdzie.
– Optymista z pana.
– Nie – Jakub wykonał gest w stronę Dreszera. Generał otworzył neseser i wyjął z niego laptop.
– Zarejestrowaliśmy zeznanie wideo Zygmunta Wieszczyckiego, koordynatora i można powiedzieć, dyrektora zarządzającego całego przedsięwzięcia. Opowiada on w dość obszerny sposób, kto wchodził w skład spółki, jakie były motywy jej udziałowców, jakie zgromadzili środki oraz jakich metod użyli, by osiągnąć cel. Nagranie jest dość długie, ale mogę streścić najważniejsze punkty. Chce pan posłuchać? Obiecuję, że nie zajmę dużo czasu.
Premier ponownie zerknął na zegarek. Westchnął.
– Najpóźniej za dwadzieścia minut powinienem ruszyć do sejmu. Nie chcę, by zaczynali beze mnie.
– Dwadzieścia minut w zupełności wystarczy. Spisek, mówiąc w największym skrócie, funkcjonował jak normalna firma. Miał udziałowców, zarząd oraz pracowników. Głównymi udziałowcami byli czterej wymienieni przeze mnie na początku rozmowy dżentelmeni. Wkład każdego: pół miliarda złotych. Wkład Wieszczyckiego w gotówce to pięćdziesiąt milionów, ale ponieważ wziął na siebie całość pracy organizacyjnej i zdecydowaną większość ryzyka, wszyscy udziałowcy mieli po dwadzieścia procent. Poza Wieszczyckim pozostali biznesmeni chcieli pozostać całkowicie anonimowi.
– Ponad dwa miliardy złotych. Gigantyczny kapitał – pokręcił głową premier.
– Chodzi o gigantyczne przedsięwzięcie, z gigantycznymi kosztami inwestycyjnymi. Po pierwsze należało zatrudnić armię ludzi, prawdziwych fachowców z różnych dziedzin: informatyki, łączności, ochrony, porwań, zabójstw, public relations i tak dalej. Wbrew pozorom nie jest to takie proste, na rynku co prawda jest bardzo dużo różnych fachowców, ale spiskowcom chodziło o pewien specyficzny typ pracowników, pozbawionych skrupułów, niezadających pytań, gotowych do wydajnej, długotrwałej pracy, niejednokrotnie w stresie. Wieszczycki spisał się na medal, zwerbował masę byłych żołnierzy, funkcjonariuszy i specjalistów służb specjalnych z kilkunastu krajów Europy, kusząc ich bajecznymi wynagrodzeniami. Dalej. Należało kupić szereg rozmaitych nieruchomości przeznaczonych na siedziby firm, stanowiących przykrywkę przedsięwzięcia, centra monitoringu, miejsca odosobnienia, miejsca przesłuchań, czy w końcu dyskretne lokale lub posiadłości, gdzie można by bez skrępowania prowadzić interesujące rozmowy, na przykład z posłami z pańskiej partii. Tak więc stworzono bazę organizacyjną oraz wypełniono ją treścią ludzką. Można było zacząć etap drugi, którego zwieńczeniem miało być przejęcie władzy w państwie. W tym celu bardzo głęboko zinfiltrowano najważniejsze służby państwowe, na czele z policją, cebeesiem, CBA, ABW, kontrwywiadem wojskowym i tak dalej. Tu poszły największe pieniądze. Nie wszystkich udało się kupić; tych likwidowano, zmuszano do samobójstwa lub usuwano w i
– Przecież to niemożliwe – wybuchnął minister spraw zagranicznych. Był czerwony na twarzy. – Zupełnie niemożliwe. Są zobowiązania międzynarodowe, regulacje prawne, Bruksela. U nas działają związki zawodowe, prasa. Nie da się tak po prostu zniewolić trzydziestu ośmiu milionów obywateli.
– Och, cele spółki nie były aż tak ambitne. Nie chcieli kontrolować wszystkiego. Ich cel był bardzo konkretny, obliczony na długotrwały, bezpieczny zysk.
– Mianowicie?
– Nie przychodzi panu do głowy nic, co byłoby na tyle opłacalne, by zaryzykować zamach stanu, zabójstwo prezydenta i szeregu i
Premier zawahał się przez chwilę, nawet wymienił krótkie spojrzenie ze swoimi współpracownikami, ale Jakub miał nieodparte wrażenie, że znał odpowiedź na zadane pytanie.
– Łupki.
– Tak jest. Chodzi o eksploatację gazu łupkowego. Wiedział pan o tym?
– No cóż…
Oczywiście, że wiedział. Był starym lisem. Już wcześniej wiedział wszystko, tyle że nie miał dowodów. Jakub odwalił brudną robotę i dowody się znalazły.
– Mniejsza z tym. Na ile eksperci obliczają nasze złoża?
– Trzy biliony metrów szeście
– A zatem zna pan stawkę, o którą grano. Przejęcie państwa było narzędziem do osiągnięcia zysku lub… – Jakub zawahał się.
– Lub?
– Powstrzymania się od wypracowywania go.
– Powstrzymania…?
– W niektórych wypadkach rezygnacja z zysku może być również niezwykle opłacalna.
Zapadła cisza. Premier wyglądał na zmęczonego i sfrustrowanego, ale słuchał bardzo uważnie. Wszystkie klocki były już na swoim miejscu.
– Myśli pan o naszych potężnych sąsiadach? – zapytał cicho.
– Dowodów nie mam. Przesłuchanie Wieszczyckiego było siłą rzeczy pobieżne. Ktoś, kto będzie prowadził śledztwo, musi sprawdzić jeszcze bardzo wiele faktów, powiązań, operacji finansowych i tak dalej. Praca na kilka miesięcy. Ale cel spółki już dziś jest dla mnie jasny. Spółka starała się o zakup ziemi w miejscach złóż. Dostała odmowy. Państwo przydzieliło koncesje wydobywcze komu i