Страница 8 из 76
- Nie ulega wątpliwości - ciągnął - że ta akcja ma swój cel i przyczynę. Ale niezależnie, czy winien jest kościół, digineci czy i
Ruszyliśmy Cóż, skwitowałem w myślach, mijając baraszkujące płetwale, jak na razie widzimy typowy obraz społeczności rozdartej między dziesiątkami idei. Skierowaliśmy kroki ku kompleksowi parkowemu. Żadnego klucza nie dostrzegałem…
- Nienawidzą nas - kręcił głową niemłody mężczyzna, siedzący na ławce w cieniu sędziwego kasztanowca. - Nienawidzą…
Stanęliśmy przy nim. Wydawał się zajmujący. - Kto, proszę pana?
Spojrzał bystrymi oczkami. Zbyt bystrymi jak na zrzędę.
- Organicy, panie, organicy Oni będą żyli wiecznie, mówią i zazdroszczą. A zazdrość, panie, to największe przekleństwo.
Podniósł się i zaczął wygrażać.
- Zazdrościcie nam, mokrzy ludzie! Zazdrościcie! I wpuszczacie swoje smrody! Won! - zamierzył się. Uskoczyłem. Obok mojego ramienia furknęła, niczym głownia samurajskiej katany, ciężka laska. Zdjęło mnie grozą na myśl, że mógłby trafić. Taka laga…
- Chodź - syknęła A
Ochoczo przyjąłem jej sugestię i odsunąłem się na bezpieczną odległość.
- Poznaję cię! - krzyknął.
- Nic tu po nas - mruknąłem do towarzyszki. Zaczęliśmy biec.
- Poznaję cię, ty śliski, cuchnący, wodny organiku! - darł się za nami. - Ty sportowcu błotny! Ty gamedeku siorbany! Poznaję cię! Ludzie! - wrzasnął na całe gardło. - Już wiem! To gamedecy! To oni, psiesyny, to rozpętali! A któżby i
Na szczęście wmieszaliśmy się już w tłum na centralnym placyku parku, gdzie do swoich idei nakłaniała słuchaczy siwa kobieta wsparta o jakiś pomnik.
- Tam - wskazałem bar po przeciwnej stronie bulwaru.
W końcu gdzie detektywi znajdują pierwszy ślad? Gdzie starzy wyjadacze zasięgają języka w pierwszej kolejności? W barze. I nie ma znaczenia, czy barman jest robotem, kosmitą czy programem. Bar to bar.
- Potrzebne mi informacje - szepnąłem konfidencjonalnie do wbitego w bordową kamizelkę otyłego garsona.
- Moja specjalność - rozpromienił się. Zapiszczała przecierana szklaneczka. - Podać coś?
- Martini! - ożywiła się A
Skrzywiłem się. Nie miałem ochoty na alkohol. - Kawę.
Wydął usta jak zdziwione dziecko.
- No co pan? - Przyjrzał mi się dokładniej. - Taki wspaniały typ: trencz, kapelusz, rozluźniony krawat, rozpięta koszula, zrezygnowane spojrzenie, gamedec jak malowany! I „kawa”? - Rozciągnął wargi w sztucznym półuśmiechu. - Niech mi pan zrobi przyjemność!
Rozbawił mnie i połechtał moją próżność. - Niech będzie po irlandzku.
- Ha! To rozumiem! - Sięgnął po whisky. Grzecznie poczekałem, aż uwinie się z trunkami. - Kręcą się tu jakieś podejrzane typki? - spytałem, zanurzając usta w gorącym aromatycznym napoju. - Wie pan, kolesie, których wcześniej pan nie widział?
Nachylił się i zerknął na rozgadanych gości.
- Jest kilka nowych twarzy Wcześniej tego nie kojarzyłem, ale rzeczywiście…
- Na przykład?
Zacisnął usta i zmrużył jedno oko. Widać pomagało mu to w koncentracji.
- Hmm… tak. Jest taki jeden. Pojawił się krótko przed pierwszym atakiem.
- Gdzie siedzi? - Pod ścianą.
Dopiłem kawę i zerknąłem na A
- Świetnie - spojrzałem na niego. - Jest pan zoenetem?
- Dorabiam - usprawiedliwił się.
Taak… W sieci o długości życia decyduje zasobność portfela. Kto chce żyć wiecznie, musi wiecznie pracować.
- Nie boi się pan ciasteczek? - sondowałem. Uśmiechnął się dzielnie.
- Przeżyję.
- Jest pan pewien?
Zmrużył oczy, dostrzegłem w nich błysk stali. Poczułem znajomą tęsknotę i żal, że nie mogę poznać jego historii, podobnie jak życiorysów tysięcy i
- W takim razie niech pan zrobi konfidencjonalną minę, zerknie tam kilka razy i udaje, że mówi na jego temat.
Był wniebowzięty Z twarzą zaczął wyczyniać takie wygibasy, że nie byłem pewien, czy gra komedię, czy dramat.
- Poszła Ola do przedszkola - wysapał, wywracając oczy - zapomniała parasola, a parasol był zepsuty - spojrzał groźnie na podejrzanego. Wrócił wzrokiem do mnie. - I zostały - zwęził wargi i obnażył zęby - same dliuty.
- Co? - wytrzeszczyłem oczy.
Odpowiedział takim samym wytrzeszczem.
- Tak mówił mój synek, gdy miał trzy lata.
Stłumiłem śmiech.
- Dzięki.
- Proszę bardzo. Zerknąłem na A
- Jeszcze jedno - szepnął barman. - Jak cię zwą?
Trzepnąłem palcem w rondo.
- Torkil Aymore.
Rozpromienił się. Błysnęła bezlitośnie tarta szklaneczka.
- Wiedziałem. Pamiętam cię z tego show. Jesteś idolem mojego syna.
Obdarzyłem go życzliwym uśmiechem. Kto powiedział, że mężczyźni nie potrzebują komplementów? - A on? - przywołała mnie do przytomności A
- Pójdzie za nami.
Jeszcze raz skinąłem głową barmanowi. Gdy wychodziliśmy, uświadomiłem sobie, że nie poznałem Jego imienia.
Wracaliśmy deptakiem w stronę głównego placu, gdzie królowała fonta
- Torkil? - Z trójwymiarowego ekranu patrzył zaniepokojony Harry. Siedział w realnym biurze firmy Novatronics.
- A któżby i
- Nie pora na dyskusje. Napływają informacje od świadków pierwszej fali.
- No i?
- Mam na razie szkic, ale zdaje się, że coś ich łączy.
- Ofiary?
- Nie, chodzi o osoby, które widziały skutki działania wirusów.
Zatrzymałem się. A
- Możesz powiedzieć jaśniej?
Twarz blondyna zmarszczyła się z wysiłku.
- Tacy jak ty, Pauline czy ja pracujemy w ochronie gier, prawda?
- W pewnym sensie.
- Jeśli chodzi o ciebie, to bez nich nie masz pracy, więc jesteś ich obrońcą, czyż nie?
Sokolowsky skinęła głową. Sama stanowiła dowód, że gry znaczyły dla mnie bardzo wiele.
- A więc - ciągnął - według danych, pierwsza fala wirusów zaatakowała cyfrowe osoby związane z takimi ludźmi, jak ty czy Pauline. Zdarzyły się też zniszczenia wirtualnych zwierząt.
Zatkało mnie.
- Więc to była… prezentacja przeznaczona dla naszych oczu?
- Właśnie.
Przypomniałem sobie podnieconą rozmowę dwóch podrostków z kawiarenki: „To mój przyjaciel, krzyczał, pedzio rzecz jasna. He, w zoenecie zakochany…
- Ale dlaczego? Po co?
- Ostrzeżenie? - zastanawiała się A
- Jakby wiadomość: „Zobacz, co może cię spotkać”.
- Albo: „Nie wtrącaj się, bo tak skończysz” - zaproponowałem, rozglądając się za tajniakiem.
- Lub jeszcze coś i
- No? - spytaliśmy z Harrym.
- Sam fakt, że jako pierwsi zobaczyli to ludzie po drugiej stronie barykady, może być znaczący. Spojrzałem na blondyna. Czytał moje myśli:
- Ile masz IQ? - zwrócił się do diginetki. Zadarła podbródek i przeczesała włosy. - Chciałbyś wie…
Poczułem ukłucie na szyi i świat stał się skośny: wydłużał się jak odbity w spływającej kropli rtęci. Zablokowało mi głos. Mózg rozciągnął się na kształt robaka. Bardzo przytulnie było na podłodze, to jest na chodniku, tylko Pauline, znaczy A