Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 61 из 76

***

- Grupa pierwsza VSA na stanowisku - usłyszałem w słuchawkach.

Leżeliśmy z Pauline i A

- Grupa druga VSA gotowa.

 - Trzecia VSA gotowa.

- Omikron, Lambda, Iota, Ksi, Kappa gotowe - głos Kytesa.

- Wstawcie chronometry w pole widzenia - zakomenderowałem i uruchomiłem opcję. Zegar pojawił się w dole obrazu. - Nie interesuje nas czas bezwzględny. Uwaga, wysyłam sygnał zerujący… Już. Czas minus dziesięć…

- Gdy odliczanie dojdzie do zera, wkracza pierwsza grupa VSA.

Czas minus siedem… Wystrzeliłem w powietrze kamerę stacjonarną i umieściłem podgląd w lewym górnym rogu pola widzenia. Czas minus cztery…

- Nie boisz się, Pauline? - głos A

Milczenie. Czas minus dwa.

- Chciałabym powiedzieć coś heroicznego, ale nie umiem.

Zero.

- Tu lider grupy pierwszej. Wychodzimy z ukrycia i otwieramy ogień - dowódca ma głos spokojny, niski, prawie se

Jestem mu za to wdzięczny. Umieszczam widok z kamery na jego hełmie tuż obok obrazu ukazującego scenę z góry i oznaczam jedynką. Nadchodzące ze wschodu dreadnoughty, nad którymi dumnie powiewa proporzec VSA, walą w bastion ręcznymi moździerzami. Tory pocisków znaczą błękitne niebo seledynowym szlakiem. Eksplozje wyglądają jak otwierające się zielone wachlarze ozdobione czerwonym abstrakcyjnym deseniem. Padają na ziemię pierwsze tireksy Czuję pod brzuchem drżącą ziemię. Za chwilę docierają do nas głuche grzmoty wybuchów. Posadowione na nadszańcu pluje obracają się w stronę agresorów i wysyłają świetliste bomby, które wznoszą się parabolicznym lotem, sypiąc dookoła iskry. Pterodony stacjonujące na półksiężycu wiszącym nad bastionem zrywają się do lotu. Dociera do nas ich wybrzmiewający zwielokrotnionym echem skrzek. Pluj stojący obok nich podnosi wylot i strzela wysoko, niemal pionowo. Pocisk powinien upaść prosto na grupę VSA, ale za dobrych kilka sekund. Snajperzy pierwszej grupy strzelają do pluja pociskami z opóźnionym zapłonem. Za chwilę jego tułów pęcznieje i rozrywa się na kilkanaście płatów, które spływają po murze. Wojownicy rozchodzą się tyralierą i ustawiają w półokrąg. Część z nich przyspiesza i zamienia się w rozmazane widma.

- Uwaga na pterodony - ostrzega dowódca. Wielkie latające gady strzelają żółtymi soplami kwasu. Pierwsze zabójcze salwy padają wśród żołnierzy, wyrywając z gruntu syczące szydła piachu. Skrzydłowi w zbrojach asault wyskakują w powietrze i ostrzeliwują grupę ogniem zaporowym.

- Incoming! - krzyczy dowódca.

Żołnierze odskakują na boki. W gierczaną glebę spada strzał pluja, którego przed dwiema sekundami roznieśli snajperzy. Deszcz grud ziemi przysłania widok z podniebnej kamery.

- Tireksy i tigry! - krzyczy jeden z wojowników. Z suchego dołu fosy wspina się na stok bojowy falanga gadów, głoszących gardłowym rykiem szybką śmierć. Obok nich biegną niskie, długie, kotowate stworzenia. Grupa pierwsza VSA rozdziela się, żeby oskrzydlić nieprzyjaciela. Na czoło falangi spada druga bomba pluja, ta, którą wystrzelił stwór z górnego półksiężyca. Obraz przysłaniaj ą gejzery krwi, uszy rozrywa ryk maltretowanych stworzeń. Dziesięć sekund.

- Tu lider drugiej grupy VSA. Wchodzimy - Tym razem głos nieco wyższy, z trudem hamujący emocje. Umieszczam obraz z jego kamery na prawo od poprzednika i oznaczam dwójką. Tym razem dreadnoughty nadciągają z południa. Od awangardy odrywają się cygara rakiet, ciągnących za sobą mleczny ślad kondensacyjny. Pociski niszczą obsadę południowego bastionu. Padają tireksy, szczątki tigrów lecą w powietrże i opadają na ziemię, wirując niczym spalone liście. W kierunku komandosów rusza fala bestii. Rozdrażnione pluje z południowych klinowatych przeciwstraży syczą i wysyłają bombę za bombą.

- Rozproszyć się, wycofać pięćdziesiąt metrów i wrócić na pozycję - słyszę głos lidera grupy pierwszej.

Spoglądam na ekran. W miejscu, gdzie rozpoczęli akcję, kłębi się wizja końca świata: gąszcz zwierząt, salwy pterodonów i plujów, siatka serii z broni ręcznej, leje od wybuchów moździerzy.

- Skokami do przodu! - krzyczy lider dwójki. Pędzą na spotkanie galopujących gór mięsa. Wysyłają przed sobą emisariuszy śmierci: dymiące rakiety rozrywają przeciwników w ryku agonii i wstrząsach, które czujemy całym ciałem.

- Aaa! - krzyczy któryś z żołnierzy z grupy pierwszej.

Oby wylogowała go skrzyneczka Pauline. Oddalam obraz twierdzy. Po suchym dnie fosy pędzi migotliwa masa potworów, wszystkie kierują się ku południowo-wschodniemu krańcowi, omijają wielkie szańce bastionów, jak woda omywa kamienie. Czarny, połyskliwy od łusek, gęsty dywan tireksów i tigrów. A nad nimi deszcz pterodonów. Według moich szacunków komandosi nie utrzymają się dłużej niż minutę.

- Ogień zaporowy! - krzyczy lider dwójki.





Na stok bojowy naprzeciwko komandosów spadają  pociski moździerzy. Fala potworów zatrzymuje się w tym miejscu.

- Wracamy na pozycję - flegmatyczny głos lidera jedynki.

- Przegrupowują się! - krzyczy któryś z żołnierzy.

 - Pterodony zmieniają wzór ataku! - potwierdza i

Dwadzieścia sekund.

- Tu lider trzeciej grupy VSA. Wchodzimy.

 Oddalam obraz. Pierwsze salwy moździerzy i rakiet padają na północno zachodni bastion. Tirex i stojący obok niego pluj padają jak podcięci niewidzialną struną. Wybuch celnie ulokowanego granatu  z moździerza rozwala mur nadszańca. Zlokalizowane tam pluje zsuwają się bezwładnie po ruinach. Mają pogruchotane kończyny Nie są w stanie przybrać pozycji strzeleckiej i niezdarnie machają uszkodzonymi kikutami. Potwory, które dotąd sunęły dołem fosy w stronę grup pierwszej i drugiej, zatrzymują się, wahają. W końcu część z nich zawraca. Cudowne rozstąpienie się Morza Czerwonego musiało wyglądać podobnie.

- Ślad tęgoryjca - ostrzega lider jedynki. - Odskakujemy promieniście. Sto metrów i wracamy. Patrzę w miejsce sygnału. Nagle grunt zapada się, wzniecając gejzer pyłu. Z krateru wytryskuje pięciodzielna gęba okolona setką ostrych witek.

- A! - jeden z wojowników był zbyt blisko.

- Uwaga na pluje z górnych półksiężyców! - głos kogoś z grupy trzeciej.

- Obrona ulega dezorganizacji - to cichy głos Petera.

Przenoszę spojrzenie na grupę północno-zachodnią. Rzeczywiście mają dużą przewagę ognia nad jedynką i dwójką. Oczyszczają dół fosy, bastion i sterczący nad nim nadszaniec.

- Grupy szturmowe Omikron, Kappa, Ksi, Iota i Lambda! - krzyczy Kytes. - Skaczemy!

Jakby ktoś rzucił garść drobniutkich połyskliwych klejnotów w powietrze, tak kilkudziesięciu ludzi wznosi się nad dołem fosy i ląduje na zdewastowanym północno-zachodnim bastionie. Zerkam na zegar. Jeszcze dziewięć sekund i będą mogli szturmować wiszący nad nimi półksiężyc, z którego wysypuje się czarna chmura pterodonów. Szturmowcy rozsiewają wokół siebie trójwymiarowy grzebień energetycznych serii, jakby świecący jeż wyzbywał się swoich igieł.

- Trójka! - znowu głos Petera. Przybliżam obraz. Widzę jego karmazynowy strój. Błyskawicznie podbija broń i likwiduje mknącego w jego kierunku pterodona. - Walcie zaporowym w obu kierunkach fosy i w mury z plujami! Do pterodonów samonaprowadzającymi!

- Tu lider trójki. Zrozumiałem.

Za chwilę po obu stronach szturmowców czekających na naładowanie baterii wytryskują salwy moździerzy W otaczającą ich chmurę latających stworów wwiercają się zwi

- Ich atak słabnie! - cieszy się ktoś z dwójki.

 - Odchodzą do trójki - potwierdza lider.

- Incoming!

Oddział drugi rozsypuje się jak silnie uderzone kule bilardowe. W miejscu, w którym stali, powstaje wielka wyrwa - ślad po strzale pluja.

- Snajperzy! Zdejmijcie te plu…

Głos lidera dwójki urywa się, gdy spod ziemi wytryskuje pysk tęgoryjca.

- Lider wylogował! - słyszę skrzekliwy głos. - Przejmuję dowodzenie! Snajperzy, zdjąć pluje z południowego muru! Odskok i powrót w centrum!