Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 56 из 76

 - Szukają cię dimeni.

 Prychnąłem.

- To jest ta dobra wiadomość?! Pewnie, że szukają, chcą mnie ukatrupić!

Znów się uśmiechnął i pogładził wieczko flakonika.

 - A, nie. Desperacko cię potrzebują.

Przypomniałem sobie wieści o nieudanym formacie

. - Nie radzą sobie z Bestią?

- Otóż to. - Spojrzał na mnie z zazdrością. - Szukają tego, kto ją pokona, a obaj wiemy, że to będziesz ty.

Zlustrowałem jego aurę. Ledwie ją dostrzegałem na tle morskich otchłani. Pozazmysłowe postrzeganie definitywnie się kończyło.

- Mam nadzieję, że nie znają tej durnej przepowiedni. A zresztą - machnąłem ręką - nie skojarzą jej ze mną, bo nie wiedzą, że czytam myśli.

- Ale domyślają się słusznie. Więc nie chcą cię zabić, tylko wykorzystać.

- Co za różnica. Zabiją mnie potem.

 - Może nie?

Zamrugałem.

- Co masz na myśli?

- No cóż… Do tej pory zachowywałeś się jak prawdziwy gamedec: ani razu nie wyjawiłeś informacji, których wyjawiać nie chciałeś. Jeśli dostaniesz zwykłe płatne zlecenie…

Zmarszczyłem czoło. Zwykłe zlecenie… jak dawno nie słyszałem tego określenia.

- Wszystko się zmieniło - podjął. - Światy są zamknięte, Brahmawi krwawi. Mamy światowy kryzys sieciowy Ludzie boją się telesensować, nawet dotykać klawiatury Zarówno zoeneci, jak i rządy mają milion problemów na głowie, z których ty jesteś najmniej istotny W dodatku możesz im pomóc w rozwiązaniu najważniejszych. Może pozwolą ci żyć?

W końcu co miałem do stracenia? W Zoenet Labs tkwił klucz do odzyskania ciała… Spojrzałem na buteleczkę z kapsułkami.

- A co zawiera ta fiolka? Uśmiechnął się krzywo.

- To jest właśnie zła wiadomość. Stefii zdobyła ten specyfik, żeby przywrócić ci powierzchowność… Hioba Agona. Gdybyś wrócił do nich w obecnej formie, zdemaskowałbyś moją córkę, nieprawdaż?

O nie.

***

Koncern Mobillenium Ltd. wykupił wczoraj pakiet kontrolny firmy Inverted Mind Entertainment, twórcy niezbyt popularnych „psychodelicznych” gier, z których tylko „Otchłań” osiągnęła względny sukces. Czyżby transportowy lider zainteresował się nanotroniczną rozrywką?

Kolejne trzęsienie ziemi w Kalifornii.Wydaje się , że los półwyspu jest przesądzony…

***

Następny tydzień był arcynieprzyjemną powtórką z rozrywki. Przeistoczyłem się w niskiego, grubego karła przy akompaniamencie diabolicznych śmiechów i w huku piekielnych otchłani, które rozrywały się po to, by ukazywać migawki z życia aniołów grających ogłuszającą muzykę na niebiańskich trąbach. Jedyne, co mogłem w tym czasie robić, to leżeć w łóżku, opędzać się przed pająkami, szkaradnymi sześcionogimi stworami, marami, szpiegonami i żywiołami, które obracały całą stację Shadow Zombies w dymiącą ruinę. Nic już nie było pionowe ani poziome. Ściany stały się skośne, podłogi połamane, ludzie niespodziewanie zmieniali kształty, atakowali mnie i knuli za moimi plecami. Co jakiś czas ze’ szczelin w suficie wysuwała się podstępna cienka macka z kropelką śmiertelnej trucizny, którą usiłowała wlać mi do gardła. Radziłem sobie z tym, jak umiałem: czasem rzucałem się jak oszalały (bo; w istocie oszalałem) i wtedy ukojenie znajdowałem jedynie w opiekuńczych ramionach snu, czasem ignorowałem wszystkie te zjawiska, lecz zdarzało się, że potykałem się o nieistniejące przeszkody bądź cierpiałem katusze po połknięciu wszechobecnych toksyn czy wchłonięciu cudzych, podłych myśli. W pokoju cały czas był włączony monitor holowizji. Obejrzałem wtedy więcej programów niż przez całe dotychczasowe życie. I





W następnym tygodniu ustąpiły urojenia. Zostały dosyć dobrze ustrukturalizowane wzrokowe omamy. Niestety, zamiast blondyny latał mi przed oczami archaiczny atmosferyczny myśliwiec z chichoczącym gnomem na pokładzie, zaś miejsce skrzatów zajęły jakieś czarne mgiełki czy kłaczki. Bardzo brakowało mi Moniki, która gdzieś zniknęła.

Sporadycznie łapałem się na nieprzyjemnych odczuciach derealizacji: przestawałem pojmować swoje otoczenie. Ściany, meble, przedmioty traciły znaczenie, które dotąd wydawało się trwale do nich przylepione. Ich sens stawał się zupełnie niejasny, a przeznaczenie mgliste. Jeszcze gorzej się czułem, gdy ogarniała mnie, na szczęście rzadsza od derealizacji, depersonalizacja. Wtedy po prostu przestawałem rozumieć, kim jestem. Stawałem się pustą skorupą wypełnioną głosami nie moich myśli, które brzmiały jak wypowiadane w obcym języku. Orbitowałem pod sklepieniem własnej czaszki i obserwowałem rozświetlone, nie umeblowane wnętrze ciała. Czasem miałem specyficzne zawroty głowy odczuwane przeze mnie tak, jakby ktoś chwytał mnie potężną łapą i przesuwał w bok tak szybko, że wzrok nie nadążał za ruchem. Uznałem, że psychika Hioba jest mniej stabilna od duszy blondyna. Albo po prostu mój własny umysł był już zbyt umęczony nieusta

 Jeszcze siedem dni i wróciłem do wątpliwej normy: stanu, w którym dokładnie odróżniałem prawdę od fikcji. Wtedy złożyłem wizytę ojcu Steffi.

- Zdeponuj mi to w ElektroBanku, na koncie z hasłem - podsunąłem mu kasetkę z kryształem, mnemodysk oraz flakon z infigenem. - Hasło znajduje się na dysku. Oczywiście do niego nie zajrzysz. - Co to za dokumenty?

Uśmiechnąłem się smutno.

- Moja polisa ubezpieczeniowa.

Wyciągnąłem z kieszeni minikrążek zatytułowany: „Otworzyć w razie mojej śmierci”.

- A to przekażesz notariuszowi.

 - Oczywiście.

Potarłem skronie. Nie dawała mi spokoju sprawa Lamy.

- Harold. Zrobiłeś coś z Sergiem?

Znów to zacięcie ust. O co mu chodzi? Sprawę infigenu chyba wyjaśniliśmy. Milczy.

- Posłuchaj - podjąłem - wiem, że argument obrazu jego aury jest dość śmieszny, ale moja zdolność była bardzo spójna, wiesz, że jestem gamedekiem i umiem myśleć logicznie. Nawet w najcięższych warunkach. Zresztą Monice też się nie podobał… - urwałem. - Właśnie, gdzie ona jest? Dlaczego nie było jej przy mnie podczas metamorfozy?

Pochylił się nad kremowym blatem. Gdzieś w oddali, za jego plecami, dostrzegłem cielsko walenia. - Czy nadal widzisz aury, Torkilu?

Przełknąłem ślinę

. - Już… nie.

Skinął filozoficznie głową.

- Właśnie dlatego nie ma już Moniki.

 Zamarłem. Więc była zwidem?!

- I dlatego - podjął cicho - nie mogłem brać serio twoich ostrzeżeń.

Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, jak w zatrzymanym kadrze.

- Cieszę się - szepnął - że w końcu wyzdrowiałeś.

***

StarZone na Marsie! Z dawna zapowiadany i ciągle odkładany koncert charyzmatycznych muzyków na Czerwonej Planecie wreszcie doszedł do skutku i… okazał się wydarzeniem co najmniej kontrowersyjnym. Lider grupy, Papa Porca, którego samo pseudo jest bluźnierstwem, nie oszczędził oczekujących go z utęsknieniem kolonistów: artysta wykpił kubaturę sali koncertowej, wyśmiał aparaturę audio, mnemo i sensofoniczną oraz, co należy już do tradycji, zaprezentował zgromadzonym gościom, w tym komandorowi Jasonowi Pradowi z żoną (lotniskowiec „Grenada” tymczasowo orbituje wokół planety) nie podwójnego, ale już potrójnego penisa w stanie erekcji. O ile dotąd przeznaczenie dwóch członków było raczej oczywiste, o tyle teraz stało się problematyczne. - O co chodzi? - śmieje się Papa. - Jeden w anus, drugi w vaginę, a trzeci w jakieś słodkie usta… zresztą już niedługo będzie poczwórny - dodaje - ale inaczej, poziomo. Wymyśliłem nową pozycję z dwoma ciksami.

- Samo wykonawstwo - komentuje Krystian Rogowsky - stało na bardzo wysokim poziomie, zarówno sensyczne aranżacje, jak i muzyczna fabuła. Czy jednak nie milej by było, gdyby StarZonerzy przemówili swojemu liderowi do rozsądku? Mógłby się w końcu nauczyć trzymać przyrodzenie w spodniach. A poza tym dojdzie do tego, że gdy się podnieci, dostanie zawału!