Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 55 из 76

Uśmiechnął się krzywo.

- Brawo. Tyle że one nie stracą czasu w hiperprzestrzeni, ale u nas, w naszym świecie. Będą wskakiwać do niego kwadryliony razy. Nawet jeśli tylko na sekundę, trochę to potrwa.

***

Wiatr historii dotarł w końcu nawet do podziemi Shadow Zombies. Ożywieńcy chcąc nie chcąc, musieli podporządkować się ogólnoziemskiej inicjatywie formatowania. Eksperci zgromadzeni w Zoenet Labs wykonali wspaniałą robotę, bo już po dwóch tygodniach gotowe były programy, procedury i cała akcja, którą opatrzono kryptonimem „Freeze”. Agenci dostarczyli odpowiednie oprogramowanie, podniecenie narastało. Trudno się dziwić. Na całym globie naraz wszyscy posiadacze sprzętu elektronicznego musieli go wyłączyć na pięć godzin, skopiować dane, sformatować dyski, przeskanować nośniki pamięci, a następnie ponownie wszystko zainstalować, przez odpowiednie filtry, ma się rozumieć. Dotyczyło to nie tylko prywatnych osób, ale także firm: handlowych, produkcyjnych, a nawet transportowych czy energetycznych! Kilkaset tysięcy elektrowni atomowych, tachionowych i grawitacyjnych nagle musiało wyłączyć nanotronikę! To samo dotyczyło stacji orbitalnych, kosmicznych baz oraz kompleksów podziemnych, dla których wszelka tronika była podstawą podtrzymywania życia. Szczególny problem stanowiły supportery linowców, które zwyczajnie mogły spaść, grzebiąc pod sobą całe megapolie. Z tego, co zrozumiałem, miały włączyć awaryjne silniki odrzutowe. Drogie jak pies, ale mus to mus.

Kiedy wreszcie nadszedł „dzień zero”, wszyscy aż iskrzyliśmy z podniecenia. Skopiowałem prawie skończone wspomnienia i zabezpieczyłem komputer. Całe szczęście, że towarzyszyła mi Monika, bo inaczej rozchorowałbym się ze stresu. Na godzinę przed formatem w holowizji powtórzono schemat działania. Potem uprzedzono o odpaleniu bomb EMP. Następnie uruchomiono odliczanie, które było słychać na całym globie. Gdy spikerka doszła do „zero”, zgasło światło. Podniosłem ślepy wzrok i wsłuchałem się w milknące silniki wentylatorów. Nastała cisza przetykana ludzkimi oddechami i chrząknięciami. Wymacałem omnik i uświadomiłem sobie, że nie zobaczę, która jest godzina, bo jego także wyłączyłem. Czy Bestia mogłaby się schować w takim urządzeniu? Oczywiście, że tak. Gdzieś zapalono świecę. Potem drugą. Ktoś zaczął cicho śpiewać. Wkrótce siedzieliśmy na podłodze wśród lasu ogników, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, przekomarzaliśmy jak dzieci. Raptem ludzkość odzyskała właściwe proporcje. Ludzie dookoła stali się jacyś normalniejsi.

***

- Kochani, tego jeszcze nikt nie przeżył, tego jeszcze nikt nie widział, jesteśmy znowu w Crying Guns. Pusto. Cicho. Programiści dopiero co wgrali ostatnie patche. Pamiętacie pierwsze wrażenie, gdy weszliście w tę grę? Kiedy to było, co? Aha, przepraszam, znowu zapomniałem o autoprezentacji. Zatem, hm, hm, Cal Galahad ze świeżo oczyszczonych Global Network News. Po mojej prawicy falanga doborowego  oddziału VSA, po lewicy klan „Dark Horses” w całej swej potędze. Do fortu Ironstone mamy niecałe pięćset metrów… Ciągle cisza. Lider VSA pokazuje znak… Wykonujemy skok… Lądujemy pięćdziesiąt metrów bliżej bastionu. Twierdza wydaje się pusta…

 Jak myślisz, Jack, mówię do mistrza klanu „Dark Horses”, Jacka Kellera, zatem, jak myślisz, udało się? - Trudno powiedzieć. Fort jest pusty. W wieżach bocznych, w centralnej iglicy, na bastionach i przeciwstrażach nic nie widać, nie wiemy jednak nic o wnętrzu.

- Nie wierzę, by Bestia była taka sprytna, żeby robić jakieś niespodzianki. Myślę, że format się udał. - Cóż, jej zachowania strategiczne były zawsze dziwne.

- Twierdzisz, że może nas zaskoczyć?

- Nie wiem, Cal. Czekaj, robimy skok na sto metrów, gotowy?

- Gotowy.

- No to siup.

- I, proszę państwa, widzimy teraz fort Ironstone z lotu ptaka. Cóż za piękna konstrukcja! Te koszary, te bastiony, te kawialiery i nadszańce… I lądujemy. Jesteśmy… sprawdzam dalmierz… o sto metrów od najbliższego stoku bojowego, za którym, w suchym zagłębieniu na fosę, mieści się południowy półksiężyc. Ciągle cicho. Lider komandosów zaznacza miejsce docelowe skoku. Za chwilę wylecimy w powietrze i wylądujemy dokładnie na trójkątnym półksiężycu. I siup… Ciągle pusto. Państwo czują, jak wali mi serce? I lądu… Wielki boże! Tęgoryjec!

- Nie lądować! Rozproszyć się!

 - Aaa!

- Cal! Za tobą! Macka!

 - Ognia!

- Chryste! Patrzcie na koszary!

 - Odwrót! Odwrót!

 - Cal! Wyloguj!

***

Formatowanie zakończyło się klęską. Bestia uderzyła ze zdwojoną siłą, we wszystkich grach. Co więcej, operacja „Freeze” najwyraźniej wyszła jej na zdrowie, bo pojawiły się poprzednie wcielenia: muszki, komary, osy i i

Prace nad wspomnieniami zakończyłem. Byłaby z tego niezła książka. Dokumentalna. Mierził mnie już pobyt pod ziemią, brakowało powietrza. Co prawda pobyt osładzała mi nieodmie





- Chodź, znowu są!

- Kto? - Zerwałem się z fotela. - Pokażę ci w laboratorium!

 Wybiegliśmy na korytarz.

- O kim mówisz? - sapnąłem. - O zoenetach! Szukają cię!

Wpadliśmy zadyszani do pomieszczenia z rzędem konsol.

- Patrz - wskazał monitor.

Zamarłem. Nad powierzchnią undercity przesuwał się oddział dziesięciu motombów w zoeneckich zbrojach.

- Dimeni - szepnąłem.

- Szukają cię.

Szukają mnie! Wiedzą, gdzie jestem! Mieli zapisy ostatniego starcia z Feliksem Ronem, moim szoferem bez mózgu, oraz z cieniem. Domyślili się, że uciekłem w dół. Co prawda, Steffi wiedziała to na pewno, ale to nie ona wydawała rozkazy. Zlustrowałem lecący szwadron. Żywe maszyny. Ludzie z metalu.

 - Jest tu funkcja zoomu? - spytałem.

Sergio wskazał dżojstik. Przybliżyłem obraz. Jeden z droidów był Freyą. Czyżby Steffi? Wcisnąłem guzik i trzymałem tak długo, aż metaliczna kobieca twarz wypełniała ekran.

- Tak, to Płomie

***

 - Wiesz, co to jest? - Harold Alland postawił na stole buteleczkę z pięcioma znajomymi kapsułkami. Virgen?! Tu?

- Moje ciało?!

Alland uśmiechnął się pobłażliwie.

 - Niestety nie.

- Skąd to macie?

Cmoknął.

- Mam dla ciebie dwie wiadomości. Dobrą i złą.

 Kiedyś powiedziałbym, że uwielbiam tajemnice zagadki. Dzisiaj byłem nimi znużony.

- Zacznij od dobrej.