Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 49 из 76

***

- Nazywam się Harold Alland. Jak się czujesz, młody człowieku? - zapytał szpakowaty mężczyzna.. w średnim wieku, siadając na śnieżnobiałym puchatym fotelu w rogu pokoju „555”.

Sufit pomieszczenia przebiła wielka, sinawa, skalna ręka tytana. Szukał mnie. Sękate łapsko gmerało, szperało, obmacywało pokój. Wcisnąłem się w poduszkę. Alland? Harold Alland? Czyżby ojciec Steffi Alland?

- Dziękuję za gościnę. Czuję się dobrze - wycisnąłem słowa z ust, jak archaiczną pastę do zębów z metalowej tubki.

Trochę mnie peszyła cała ta aparatura (medyczna chyba) rozstawiona dookoła. Podejrzane, podejrzane…

- A psychicznie?

Skąd wiedzą? Pewnie wygadałem się podczas rekonwalescencji. Albo mikrofony. Głośniki. Aparatura. To Alfred Ant. Szpieg. Trzy doby w jego towarzystwie. Z pewnością dostrzegł moje spojrzenia i ruchy, kiedy opędzałem się od wrogów i molestatorów.

- Już dobrze.

- Dobrze, panie bobrze - potwierdziła chmura siarkowych gazów unosząca się w piątym wymiarze. - Świetnie - Harold uśmiechnął się. - Pozwolisz zatem, że zadam ci kilka pytań.

Mają do tego pełne prawo. Korzystam z ich gościny, poznałem lokację siedziby, a oni ciągłe nic o mnie nie wiedzą. Sam się zaskoczyłem tak przejrzystym wywodem. Ktoś mi go, kurwa, nasłał do głowy. Rozejrzałem się za nadajnikami. Gniazdko w ścianie. Będę musiał później rozkręcić. Uśmiechnąłem się przymilnie:

- Proszę.

- Uważaj, bracie - w drugim rogu pokoju zmaterializował się Lee Roth. Był srebrzysty, jakby przyprószony brokatem, otoczony rojem migotliwych, pięcioramie

Przetarłem oczy. Demon zniknął.

- Najpierw ustalmy personalia - odezwał się mężczyzna. - Nie masz przy sobie karty identyfikacyjnej. Nie wiemy, jak się nazywasz.

Na kołdrze spał sześcionogi kot. Zerwał się na równe nogi i rozwarł najeżoną złotymi zębami paszczę.

- Nie mów! Nie mów!

Przeanalizowałem sytuację. Prosta nie była. Ale agent Taymore radził sobie w gorszych i wychodził na swoje… Grajmy w tę grę. Zrobiłem przepraszającą minę i odezwałem się:

- Wybacz, Haroldzie, ale zanim cokolwiek o sobie powiem, muszę się dowiedzieć kilku rzeczy o was.

Zrobił zdziwioną minę. Dobry aktor. Doobry aktor.

- Jestem w waszej mocy - ciągnąłem - jeśli okażę się wrogiem, szpiegiem, człowiekiem niepożądanym, możecie mnie nawet zabić.

Skrzywił się z niesmakiem. Zerknąłem na drugiego siebie siedzącego obok, w tej samej pozie. Milczał. Spojrzałem w niebo. Nic. Norma. Ajpokalipsa, kłęby dymu i błyskawice. I pankreator coś pierdoli.

- Zatem - podjąłem, starając się przybrać rzeczowy ton - czym są Shadow Zombies?

Obłok wokół jego głowy zawirował. Aha, to tam też diabły z aniołami walczą. Aha… Zadałem złożone pytanie, na które odpowiedź wymagać będzie wysiłku. Zagiąłem ptaszka. Potarł skronie:

- Gandalf mówił, że znałeś nazwę naszej organizacji. Teraz dowiaduję się, że nie masz pojęcia, czego szukałeś.

Coś we mnie pękło. Zadygotałem, gdy otoczyły n skwierczące błyskawice, ściany zniknęły, tytany szły z podziemi, leżałem na białej plamie, a dook kroczyły bestie, wcielenia żywiołów, siekły gru świetliste miecze i pioruny…

- Słyszysz mnie? - dotarł do mnie głos. Głos Harolda Allanda.

Otworzyłem szeroko oczy i zobaczyłem ciekawą iluzję: biały pokój, niby nic, łóżko, na którym leżę, ściany, dobrze wiedziałem, co za nimi się kryje. Patrzył na mnie mężczyzna. Zebrałem strzępy myśli:

- Steffi Alland… to twoja córka? Podwójna agentka w szeregach zoenetów?

Ale mi się zgrabnie powiedziało. Byłem z siebie dumny Jego oblicze pojaśniało.

- Mówiła, że pojawisz się w undercity. Przeczesujemy teren od kilku dni. Torkil Aymore, nieprawdaż? Całe moje ciało wyprężyło się, jak porażone prądem. Torkil… Torkil. To słowo prostowało coś w głowie, wygładzało szlaki, złote drogi biegnące przez lasy ku świetlistym zamkom, ku zachodzącym słońcom, ku świątyniom tajemniczym… Jak dawno nie słyszałem… tego słowa… Swojego… imienia! Imienia! Imienia! Przemogłem sztywność karku i skinąłem głową.

- We własnej osobie - wydukałem - ale… - zlustrowałem patykowate ręce odchodzące od tułowia - nie we własnym ciele.

- Tak jak w przepowiedni. A widzisz moje myśli? Przepowiedni? A, tak, przepowiedni. Przyjdzie bestia i dziewica… nie, jawnogrzesznica i ten… niosący światło. Lucyfer. I znowu burza, sztorm, łajba na kołyszących falach, mokro w sztormiaku, mokro za kołnierzem, kto mnie tu postawił? Psia wachta…

- Znasz sieciowe proroctwo? - jego głos, jak wielka łapa, wyciągnął mnie z łodzi i włożył do łóżka. Łajdak. Coś jakby pamiętałem… Co on mnie tak przesłuchuje?! Gówno mu powiem. Pokręciłem głową. - Muszę przyznać, że mnie… zaskoczyłeś.





Tak, będę grał w twoją grę. Raptem ogarnęła mnie ciemność. Ocknąłem się za milion lat. Odemknąłem powieki jak betonowe odrzwia katakumb. Wszystko pamiętałem.

- Czy mógłbyś - potarłem niby ze wstydem kark - przypomnieć tę przepowiednię?

Agent ze mnie był wyśmienity Nic się nie zorientował. Wyszczerzył mlecznobiałe zęby.

- Ależ oczywiście. Znamy ją na pamięć, bo tu w ogóle, jak zauważyłeś, dość religijny nastrój panuje. Tak, przejrzałem wasze podłości.

- W istocie…

- O tym później. Znamy ją, bo wierzymy, że opowiada także o nas. Posłuchaj:

W świecie, którego nie ma

Pojawią się ziarna zniszczenia

Które urodzą w zaświatach bestię

I pojawi się człowiek

W nie swoim ciele

Widzący cudze myśli

Który zstąpi do tych

Co wstali z martwych

I pokona nieprzyjaciela

Bo będzie mu znany

Logarytm Algorytmu

Mózgu Antagonisty

Teraz sobie przypomniałem. Rzeczywiście była taka przepowiednia.

- Ładna - przyznał Lee przysłuchujący się całej rozmowie, zasłaniający płaskim cielskiem całe brunatne niebo, na którym szalała bitwa między Bezbolesnymi i Sprawiedliwymi, kurwa mać.

- Teraz część można już zinterpretować, prawda? - spytał Alland.

Tak, tak, można zinterpretować, mały, głupi człowieczku.

- Tak się zdaje - zgodziłem się. Trzeba się zgadzać. - „Ziarna zniszczenia” to wirusy Teraz przekształciły się w „Bestię”.

- Człowiek w nieswoim ciele to z pewnością ty.

- Pewnie tak - cmoknąłem. Trochę prawdy nie pozwoli mu podejrzewać, że coś zatajam. - Zstąpiłem do undercity i poznałem… zombich, czyli tych, co wstali z martwych.

- No właśnie - rozpromienił się Harold. - Jak widzisz, jesteś oczekiwanym wybawicielem.

A tak. Wybawiciel to ja. Wszystko jasne. Tylko że to wy jesteście zdrajcami. Nie wybawię was. Zmrużyłem oczy i rozciągnąłem usta w bladym uśmiechu. - Tylko nie to.

Wstał z fotela i klepnął mnie w ramię. - Dasz sobie radę. Pomożemy ci.

Kiedy wyszedł, mogłem już robić, co chciałem. Skręciłem się więc jak ślimak w spazmie straszliwego bólu. Oj, oj.

***

- Konsternacja w sieci. Rzecznik prasowy VSA, Ubald Oil, oświadczył w oficjalnym wystąpieniu dla sieci Sky News, że w ciągu ostatnich miesięcy podczas starć z ewoluującą Bestią doszło do zgonów dwudziestu graczy. Hojne zadośćuczynienia wypłacane poszkodowanym rodzinom przez zoeneckie władze sznurowały im usta, lecz teraz VSA samo postanowiło prosić o pomoc. Chociaż serwery gier usuwają reprezentację czuciową, wirusy przywracają ją i tworzą coraz nowsze zabezpieczenia. W kilkudziesięciu grach udało się ograniczyć działalność cyfrowych bestii, lecz największym problemem jest świat Crying Guns, a zwłaszcza fort Ironstone. Doniesienia Cala Galahada, dzie