Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 46 из 76

Następnego ranka, gdy wyłoniłem się z se

Gdzieś za kolumnami wież i prostopadłościanami bloków słyszałem stąpnięcia niebotycznego potwora. Dookoła pląsały gadające niezapominajki, mikroskopijne driady pełzały podwójne węże. Falowała zielona trawa wyrastająca prosto z podłogi, wysoka na metr. Przez moje ciało co chwila przelatywała biała zasłona w czerwone serduszka. Z wielkim trudem podźwignąłem się i podszedłem na chwiejnych nogach w pobliże otworu okie

- Źle się pan czuje? - zapytała wróżka fruwającą na muszych skrzydełkach.

Chciałem machnąć cepowatą ręką, ale tylko trochę ją uniosłem.

- Ależ on jest źle wychowany - skwitował niedźwiadek spod ściany - Uderzyć ją chciał, łapserdak!

Zejście po schodach z trzeciego piętra okazało się bardzo trudnym wyzwaniem. Czułem się, jakbym już martwy - schodził do Hadesu. Gigantyczne szczury nie stanowiły problemu, bo brak celności kompensowałem liczbą salw. Gdy wreszcie wydostałem się z mieszkaniowca, ledwo łapałem powietrze, a tyczkowate nogi podtrzymywały mnie tylko dlatego, że tułów, głowa i ręce ważyły tyle, co nic. Oparłem się o kostropaty mur i wciągnąłem w płuca gaz o fakturze nieba z pejzaży Van Gogha, malarza, którego obrazy cieszyły się kiedyś szaloną popularnością. Niemal czułem, jak niebieskie karbowania eterycznych wirów łaskoczą mnie w gardło. Przedtem halucynacje były wyłącznie wzrokowe, teraz pojawiły się także dotykowe. Moja biedna psychika została poddana drugiemu już przekształceniu. Nie miałem pieniędzy, dokumentu tożsamości, konta, mieszkania, nawet własnego ciała. Jedynymi przedmiotami, jakie posiadałem, były fenris i omnik z kompletem szkieł. Na cóż mi one, uśmiechnąłem się blado, skoro zaraz zdechnę? Znajdowałem się w dzielnicy miasta, którą znałem tylko z podręczników. Wziąłem jeszcze jeden wdech (musiałem pamiętać o oddychaniu, bo mój organizm jakby o nim zapominał), połykając kilka gołych latających elficzek. Drżały pode mną łydki, uda i kolana, jakbym był wieżą, której fundamenty wysadzili jacyś pieprznięci terroryści. Dobrze, Torkil, zajmuj głowę czymś i

Wielu ludzi w takich okolicznościach dałoby za wygraną. Ale, do diabła, nie ja. Ale, do diabła, nie ja! Jęczałem, wyłem, ale w końcu wyprostowałem tułów. Coś trzeszczało w kręgosłupie, coś darło się w żebrach, krzyczały skręcane jelita, a ja wciąż się uśmiechałem jak jakiś opętaniec. W żyły trysnęła upragniona adrenalina. Otworzyłem szerzej oczy. „Możesz być pewien, że tego, czego dokonałem, nie powtórzyłoby żadne zwierzę”, czy jakoś tak pisał Saint-Exupery dwudziestowieczny pisarz, udowadniając, że człowieczeństwo to także zdolność do podjęcia wysiłku przekraczającego możliwości organizmu. Pilotom, którzy latali nad Saharą, mówiono: Jeśli awaryjnie wylądujecie na środku pustyni, najpierw zróbcie wszystko, co możliwe. A potem… wszystko, co niemożliwe. Zrobiłem krok. Noga błagała wrzaskliwie: nie! Nie dręcz mnie! Drugi krok. Zamilczcie, nogi. Wypełniło mnie uczucie dumy, niebiańska łaska, fala rozkoszy konkurującej z udręką, zupełnie jak kiedyś w Goodabads, gdy walczyłem z Hammerfieldowską dwudziestką. Tak, będę się zmagać z czymś niemożliwym do pokonania. Do oczu napłynęły łzy radości. Miałem ochotę kłami rozorać niebo.

***

- No, kochani, oto najnowsze wiadomości z gry Crying Guns. Aha, nie przedstawiłem się, ale ja nie muszę się przedstawiać, prawda? Oż w mordę, ta bestia naprawdę blisko podeszła, dzięki, Nemezy. Tooo był strzał, widzieliście państwo? A więc… aha, nie przedstawiłem się. Cal Galahad, moi mili, oczywiście Global Network News i oczywiście Wielka Wirtualna Wojna, czyli WWW! Zapisujemy karty historii! Takiej bitwy nie było jeszcze w grach i chyba nie będzie! Setki tysięcy graczy na jednym polu chwały! Trzeba przyznać, że Bestia daje zarobić twórcom Crying Guns! Fort Ironstone, gdzie zgromadziły się poczwary, przeżywa prawdziwe oblężenie. Kochani, jeśli chcecie zapisać się na kartach wieczności, zapraszamy! Nemezy, za tobą! Widzieliście państwo? To się dzieje naprawdę! Nic więcej nie powiem, po prostu re-we-la-cja!

***





Nie zamierzałem jeść szczurów, zwłaszcza że nie znałem się na patroszeniu ani na obdzieraniu z skóry, no i nie miałem ognia, żeby upiec mięso. A nie; pistoletem mogłem zapalić jakiś uschnięty badyl. Gramoliłem się wzdłuż murów, podpierając jedną ręką, a drugą podtrzymując rękojeść broni. Okazał się, że poziom zerowy ma jeszcze i

- O rany boskie! - obudził mnie straszny ból przedramienia.

To szczur. Myślał, że nie żyję, i zaczął mnie obgryzać. Strzeliłem mu prosto w paskudny łeb, opryskując sobie twarz, szyję i ręce jego gorącym, krwistym mózgiem. Wstałem tylko po to, by ponownie się przewrócić. Moje ciało nie miało szans. Umysł walczył, chciał iść, ale organizm odmówił posłuszeństwa. Wszystkie mięśnie drżały, mdlały, histeryzowały. Gdy otworzyłem oczy, nie wiem, po jakim czasie, stwierdziłem, że szczurzy brzuch spoczywa dokładnie naprzeciwko mojej twarzy Spomiędzy kafli chodnika wypełzł różowy robaczek, zdjął zielony berecik, dwornie się ukłonił i powiedział piskliwym głosikiem:

- Szczury są bardzo inteligentne. Choroby przenoszą na sierści. Wątroba jest najpożywniejsza i wolna od zarazków.

Jeszcze raz się ukłonił i wskoczył w szczelinę. Po całym undercity przechadzały się tytany składające się z grud ziemi i skalnych odłamów. Chodziły i dudniły potężnymi stopami. Po chwili zorientowałem się, że to nie one dudnią, ale moje gorejące skronie tak reagują na uderzenia serca.

- Musisz zjeść jego wątrobę i wypić trochę krwi. Nie za dużo, bo zawiera żelazo, amoniak, zatrujesz się, nie za dużo…

Skąd to wiedziałem? Może ze studiów? Zaraz… co  Ja studiowałem? Medycynę? Tak, racja… nawet uzyskałem prawo samodzielnego uprawiania zawodu… dawno temu… w odległej galaktyce. Jak to czasami wiedza może człowiekowi uratować życie… Przyłożyłem mdlejącymi palcami lufę plasmaguna do futrzastego podbrzusza i wycelowałem wzdłuż tułowia w kierunku pyska. Strzał zadziałał jak ogniowy skalpel. Otworzyłem usta, by nie czuć smrodu spalonej sierści. Wsadziłem patyki palców w ranę i rozerwałem ją. O nie. Mięśnie brzuszne osłonięte błoną. Nie rozerwę. Ręce bezsilnie opadły na ziemię.