Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 42 из 76

- Dzień dobry, Ramona Himenes, Sky News.W kręgach feministycznych i andronistycznych pojawiły się niecodzie

Czy powrót do zwyczajów prymitywnych plemion jest przejawem działania zdrowego rozsądku, czy znakiem nowych zagrożeń? Nazywam się Ramona Himenes, technomoda zaraz po przerwie.

***

- Już, panie prezesie? - spytał „Jack”, nisko się kłaniając i otwierając drzwi pneumobilu.

W milczeniu wtoczyłem do środka swoje okrągłe ciało. Obszedł pojazd, nie przyspieszając nawet o pół kroku. Był profesjonalistą. Z przyjemnością poczułem, jak przyspieszenie startującego wozu wgniata mnie w fotel. Czarodziejska wieża malała na wstecznym ekranie. Wolność. Kocham wolność. Gdy znaleźliśmy się w głównym kanale powietrznym, pilot zaczął wystukiwać instrukcję wznoszenia do stratosfery.

- Nie moglibyśmy polecieć najpierw do Warsaw City? - spytałem nieśmiało.

Spojrzał zdziwiony

- Mamy plan. Powi

- Są tam moi bliscy. Nie wiem, kiedy będę miał szansę ich zobaczyć.

 Pokręcił głową.

- Przecież i tak nie pozwolimy ci z nimi rozmawiać.

Westchnąłem ze znużeniem.

- Sam bym tego nie zaryzykował. Być może są śledzeni. Poza tym - wskazałem na swoją twarz - i tak by mnie nie rozpoznali. Po prostu chcę popatrzeć przez szybę.

Zerknął na mnie ze współczuciem.

- Posłuchaj, rozumiem cię, ale mam rozkazy. Zresztą połączę się z Dalem.

- Co tam, chłopcy? - Na stalowej twarzy widać było duże napięcie. - Już po wszystkim? No i?

- Szefie - odezwał się szofer. - On chce do Warsaw City.

Koriolan wytrzeszczył oczy Naprawdę Novatronics mogło spalić się ze wstydu z tymi swoimi skorupami.

- Wykluczone! Czas jest czy

- Nie da się ponegocjować? - spytałem zmęczonym głosem.

- Torkil, nie naciskaj. Nie czas na sentymenty. Wyciągnąłem zza paska broń i wycelowałem w głowę pilota.

- Przepraszam, ale moim zdaniem czas na sentymenty jest zawsze. Jeśli braknie go na uczucia, po co w ogóle żyć?

- Nie pierdol! Kurwa, poeta się znalazł! Wracajie!

Pilot był skonsternowany. - Szefie, co mam robić? Koriolan chwycił się za głowę.

- Skąd on ma tego gnata?! Dlaczego go nie obszukałeś?!

- Szefie, ale co mam robić?

 Wódz wywiadu Zoenet Labs zaczął myśleć. Miałem wrażenie, że słyszę tok jego rozumowania: do akcji mógłby wkroczyć śledzący nas cień. Ale pociągnęłoby to za sobą walkę powietrzną, być może stratę szofera (o ile jego dibek był w geskinie, a nie w siedzibie firmy), w każdym razie zamieszanie, które nie uszłoby uwadze policji. Zatrzymanie przez organy ścigania skończyłoby się fiaskiem całej misji: przy pierwszej próbie ustalenia mojej tożsamości sprawa by się rypła. Rysy Koriolana lekko się wygładziły.





- Jeszcze raz, czego on chce? Pilot spojrzał na mnie ukradkiem. - Popatrzeć w okna.

- Co?

- Są tam dwie kobiety, które nie są mi obojętne -, wtrąciłem.

Miałem wrażenie, że motomb za chwilę eksploduje. Jedna z Freyi w tle minimalnie drgnęła. Steffi.

- Dla bab? Dla bab tam chcesz lecieć?! - Dal zbliżył wielkie pięści do monitora. - Dobra, psiamać; szybko, szybko, lećcie tam! A ty - wskazał na mnie;, - gadaj! Gadaj teraz, co odkryłeś!

Pora na test inteligencji. Zrobiłem głęboki wdech:, Pilot zmienił kierunek ruchu i przyspieszył. Uwiel biam moment, gdy pneumobil rozpędza się do pięciokrotnej prędkości dźwięku. Przed przednią szyb umykały rozmazane ślady insektów. Pewnie kiedyś, zanim w windscreeny zaczęto standardowo wmontowywać antygrawy, kierowcy obserwowali drogę przez mozaikę rozpaćkanych robaczków. I pewnie nie przypuszczali, że kiedykolwiek problem zostanie rozwiązany Rozejrzałem się. Ani śladu krasnoludka, blondyny i diabła. Kto by pomyślał? Trochę alkoholu, i rzecz z głowy.

- W, Pharma Nanolabs też mają virgen - zacząłem.

- Ciekawe. Sami wytworzyli czy dostali od Medtronics?

- Dostali. Są między nimi jakieś animozje. - To dobrze. Co dali w zamian?

O, o.

- Nie to jest istotne. Ważne, co z nim zrobili.

- Co sugerujesz? - podniósł mechaniczne brwi. Przypomniałem sobie jego słowa o Wilehadzie: „Nigdy dość ostrożności, jeśli chodzi o podwójnych agentów”. Może się powtarzam, ale zawsze miałem pamięć do cytatów.

- Jesteś pewien, że Laurus to ciągle wasz agent? Jego mechaniczne rysy skurczyły się niczym u wilka, który za chwilę ma kąsać.

- Ilu macie organicznych tajniaków? - Ciągnąłem - Virgen działa w obie strony. Z rozmowy z Hermesem może wynikać, że twoi szpicle od dawna są podmienieni przez ludzi Pharma Nanolabs.

Upłynęły cztery ciężkie sekundy. Pod pneumobilem świstały lasy i łąki.

- Niemożliwe - skonstatował. - Mamy czytnik. Psychomat analizujący strukturę neuronów, nie zwykły skaner siatkówki. Wykryłby matactwo.

Miał rację. Pozostawała improwizacja:

- Mogą mieć jakieś maszynki fałszujące odczyt urządzenia. Podobne do tych, które sami zamontowaliście w geskinach, żeby prześwietlenia nie od kryły ich prawdziwej struktury.

Jego rysy znowu się wyostrzyły. Kto agentami wojuje, od agentów ginie, pomyślałem filozoficznie.  Żyjemy w niezwykle skomplikowanym świecie. Człowiek powinien chodzić w hermetycznym kombinezonie i dezintegrować swoją urynę oraz fekalia, żeby nikt nie mógł pobrać jego DNA i go podmienić. Rozmawiasz z kimś i nie wiesz, czy to geskin, czy organik, a jeśli to pierwsze, nie masz pewności, czy jego mózg jest w ciele, czy gdzieś na drugim końcu globu, Możesz obejrzeć czyjąś siatkówkę, ale jeśli nie skontrolujesz budowy mózgu, możesz się naciąć. Jeśli podejrzewasz kogoś o kłamstwo, nie wystarczy badanie spójności myśli czy skóry, bo jeśli będzie to geskin,  który współpracuje z kimś z bazy jego myśli mogą; być symulowane. Szczęście, że wszystkie te triki sto suje się jedynie w niezwykle wąskim kręgu wywiadu gospodarczego. Gdyby dowiedziało się o nich społeczeństwo, wybuchłaby prawdziwa panika… Albo boom gospodarczy. Spojrzałem na Koriolana. W końcu największy nawet mózgowiec zaczyna się gubić w zależnościach i powiązaniach, a jeśli dodać do tego zawiłości wywiadu… Chyba nikt się nie połapie. No, chyba że ma dibekowski łeb. Dal miał i bałem się go,

- Dlaczego pozwolili na „Pandorę”? - spytał. - Co trzymają w zanadrzu? Dlaczego nie przeszkadza im,. że zoeneci zyskali władzę nad siecią?

Zerknąłem w prawo. Piękny zachód słońca. Mój Boże, jaki piękny Złote promienie rozświetlały falu jący dywan lasu, który wyglądał jak zaczarowane szmaragdowe jezioro. Ziemia się kręci, ludzie kocha ją, patrzą w gwiazdy i księżyc, wyznają miłość, płaczą z tęsknoty, a ten ciągle bredzi o „Pandorze”.

- Nie miałeś nigdy ochoty wyjść z zatęchłego gabinetu i pochodzić po lesie? - spytałem.

Zastygł. Steffi w tle zatrzęsła się od śmiechu.

- No co tak patrzysz? - ciągnąłem. - Moje pytanie wydaje ci się dziwne? Człowieku! No, nie wiem właściwie, czy jeszcze „człowieku”… - zawahałem się. - Może raczej… Trupie blaszany! Popatrz, jakie piękne słońce! Jaki świat jest cudowny! To niebo, te drzewa…

Pilot parsknął z rozbawieniem.

- Co się tak cieszysz?! - wrzasnął na niego szef - A ty - wskazał na mnie - odpowiedz na pytanie!’

Spojrzałem w dal. Za linią widnokręgu majaczyły szczyty północnych linowców Warsaw City. Pośród nich był mój Stockomville i Kampiville A