Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 31 из 76

I znowu typowo ludzki gest: podrapał się po karku. Ciekawe, czy rzeczywiście coś poczuł?

- Od dawna inwigilowaliśmy różne firmy. Nasi : agenci w geskinach przypisani do Pharma Nanolabs dowiedzieli się o nadchodzącym przełomie w produkcji bezmózgów. Wilehad - wskazał mężczyznę połyskliwym palcem - zasugerował cały plan: podszycie się pod Ganimeda Rawsona i Hermesa Hindenburga, nakłonienie konsorcjów i rządów do zawiązania syndykatu, uwolnienie do sieci wirusów. Mogliśmy to śmiało robić, bo znając bugi, znaliśmy remedia.; Ostatnia fala… hm… nie powi

Na chwilę przerwał, zbierając myśli. Czy dibekowiec traci tyle czasu co organik, by usystematyzować wypowiedź?

- Zaczęto sprzedawać bezmózgi - podjął - i nad Ziemią wisi widmo przeludnienia. Przewidzieliśmy, rozpęta się kampania zachęcająca organików do wejścia w sieć. Grozi nam fala imigrantów myślących na organiczny, krótkowzroczny sposób: realium jest ważniejsze, sieć jest nierealna, ciało to podstawa. Ze swojej strony zachęcamy ich do pójścia o krok dalej, przemianę w pełnych zoenetów, czyli pozbycie się organizmów, ale nie jesteśmy pewni rezultatów, wizja biologicznego wiecznego życia jest równie kusząca, tyle że wymaga dużo większych nakładów finansowych…

Znów pauza. Czy rzeczywiście wiedział, co zrobili?

- Gdyby nie „Pandora”, los dimenów byłby niepewny Ta akcja była jedynym rozwiązaniem. Mamy Zoenet Labs, mamy VSA, która kontroluje wszystkie światy. Mamy zyski z sieci: im więcej graczy, tym większe dochody. Panujemy nad tym bałaganem.

- Zginęli ludzie - zauważyłem cierpko.

Skrzywił się. Jedna ze stojących pod ścianą motombek drgnęła.

- Powtarzam: musieliśmy się zabezpieczyć. - Podkreślił słowo „musieliśmy”. Miał poczucie winy. – W sieci zaroi się od ludzi. Jedynym sposobem było…

- Stworzenie światów policyjnych? - wszedłem w słowo. - To jest… Vi-eS-yjnych?

Nie odpowiedział. Teraz to ja rozejrzałem się za krzesłem. Daremnie.

- Dużo wiem. Bezpieczniej byłoby się mnie pozbyć.

Wzruszył ramionami i położył mi na ramieniu pancerną rękę.

- Obaj jesteśmy nieważnymi pionkami.

Jeśli on jest pionkiem, zdjęła mnie trwoga, to jak wygląda wieża lub laufer?

- Mam dla ciebie radę, gamedeku - pochylił się. Miałem okazję przez chwilę podziwiać jego żywą martwą twarz. Fascynujący widok. - Bądź ostrożny i graj w tę grę tak długo, jak się da. Na takich wysokościach to może być bardzo trudne.

Odchylił się i westchnął. Nieprawdopodobne są te zoeneckie motomby.

- Ale mam coś, co powi

- W razie zniszczenia możesz zawsze wrócić i poprosić o repetę - zarechotał. - Tego szukałeś, prawda?

- Geskinów - wyszeptałem podchodząc do własnej podobizny.

Dał mi chwilę na otrząśnięcie się z pierwszego szoku.

- Jak zgadłeś, że Ganimed i Hermes nie są ludźmi? - spytał.

Patrzyłem jak zahipnotyzowany na martwe rysy idealnej repliki mojego ciała.

- Źrenice się rozszerzały, gdy patrzyli pod słońce… - odparłem półszeptem.

- A tak. Agenci, którzy pracują kilka lat, popadają w rutynę. Mówiłem im, żeby na spotkaniach nie ładowali bioogniw. Zauważyłeś coś jeszcze?

Zmarszczyłem czoło. Wszelkie obserwacje, jakie wynotowałem, były banalne. Wiedziony intuicją wypaliłem:

- Byli jacyś wyluzowani i spięci zarazem: nie pili kawy, a ręce wygrzewali na słońcu. Mieli wypielęgnowane paznokcie… Zaraz! W paznokciach też mieli ogniwa!





Spojrzał z podziwem, o ile trafnie odczytałem wyraz stalowej twarzy. Podszedł do drugiego mnie i wskazał go palcem.

- Brawo. Geskin to biomotomb. Ma żywe tkanki, które podlegają prawom przemiany materii. Energię czerpie z ogniw umieszczonych na wysokości lędźwi, które doładowuje, w miarę możliwości, za pomocą energii słonecznej, poprzez dna oczu i paznokcie. Korzysta też z energii chemicznej pozyskiwanej z jedzenia, tyle że musi unikać niektórych substancji, jak kofeina czy etanol. Metabolity wydala z oddechem, odpowiednie filtry usuwają charakterystyczny zapach, zaś odpadki… w i

Świetnie, najpierw Doom i omnik, teraz geskin. Jeszcze nikt nie zaoferował mi szklanych paciorków. Czy nikt już nie pamięta o dobrych, starych pieniądzach? Uznał, że milczenie oznacza zgodę.

- Przejdźmy do naszego planu…

***

- Dzień dobry, Express News, David Moore. To, co państwo za mną widzą, jest największym pożarem w Północnej Karolinie od pięćdziesięciu lat. Płonie nieczy

***

- Pamiętasz, co masz zeznawać? - spytał Laurus, gdy wyprysnęliśmy w próżnię.

- Chyba żartujesz - roześmiałem się.

Skinął głową, zaciskając usta w dyskretnym uśmiechu.

- Jak będę miał więcej pieniędzy - odezwałem się, obserwując w oknie kompleks hotelu Twardowsky powiększony przez aparaturę szyby - to wynajmę sobie apartament…

- Chyba nie tam?!

- A właśnie. Czy obsługa naprawdę wierzy, że pracuje w hotelu, czy to też agenci?

Zmrużył oczy.

- Za dużo chcesz wiedzieć.

Paranoja. Zdradzają mi światowe intrygi, a wzbraniają się przed odkryciem szczegółów. Pokręciłem z dezaprobatą głową. Rozbłysła mi nagła myśl.

- A jak cię sypnę?

Teraz to on się roześmiał. Prawda. Bez sensu. Obaj spojrzeliśmy w stronę słońca chowającego się za krzywiznę Ziemi.

Po pobycie w surowych i nieludzkich wnętrzach Zoenet Labs wystrój hotelowej części bazy działał na zmysły jak niebiański balsam. Przywitała nas podobna do poprzedniej, może nawet ładniejsza recepcjonistka. Zamiast białych miała niebieskie włosy, lepiej pasujące do oczu o barwie ciemnego szafiru. Wilehad poprosił kartę do pokoju, a jakże, pięćdziesiąt dwa. Musiały być wtajemniczone. Wśród zwykłego personelu taka perseweracja na pewno wzbudziłaby podejrzenia. Cały hotel był mistyfikacją. O, mój Boże, myślałem, rozbierając dziewczynę w wyobraźni. Taaka agentka…

Atmosfera panująca we właściwej bazie wyrwała mnie z rozmarzenia. A prawdziwy dreszcz poczułem, chodząc w asyście dwóch drabów do pokoju przesłuchań. Wilehada poprowadzili gdzie indziej, zapewne do podobnej sali.

Gdy zakładali mi na głowę psychoskanery sprawdzające spójność myśli, a na ręce opaski prawdy kontrolujące elektryczną oporność skóry, z trudem zmówiłem mantrę spokoju:

Sam się urodziłem i sam umrę.

Nikt tego za mnie nie zrobił i nie zrobi.

Dlatego wszystko, co leży pomiędzy

tymi wydarzeniami, należy tylko do mnie.

Wypełniło mnie znane uczucie dumy. Zwilgotniały oczy. A potem się zaczęło.