Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 30 из 76

O tak, wizja pustelni na samotnej wyspie stawała się coraz bardziej atrakcyjna w porównaniu z groteską, w jaką zmieniło się moje życie.

W końcu dotarliśmy do właściwej grodzi. Laurus przystawił czoło do czytnika. Skrzydła drzwi rozsunęły się. Tak jak myślałem, w pomieszczeniu stał rosły motomb. Był o głowę wyższy od Dooma, miał na skroniach małe różki, podobnie na łokciach i kolanach. Jego rzeźba z pewnością spodobałaby się rysownikom komiksów. Kto wie, może właśnie oni ją projektowali? Wyglądał trochę jak posępny władca ciemności i jestem przekonany, że Dooma, chlubę przemysłu Novatronics, zmiażdżyłby w dwóch palcach. Pod ścianą z tyłu stały dwa żeńskie droidy. Bardzo ładne i zgrabne. Hm… żeńskie towarzystwo? Ciekawe… Żałowałem, że nie mogłem takiego modelu kupić A

- Pewnie umierasz z ciekawości, po co cię ściągnęliśmy - przerwał moje rozważania boss. - Jestem Koriolan Dal, szef sekcji wywiadu Zoenet Labs.

- Zapewne w celu wypełnienia jakiejś kretyńskiej misji - odparłem zuchwale.

Motomb parsknął i spojrzał wesoło na Wilehada. Miałem kolejną okazję się przekonać, że zoeneckie modele były o wiele bardziej zaawansowane niż produkty Novatronics. Mimika była tak naturalna, ż przypominała komputerową animację.

- Kogo oni wysłali? - zwrócił się szef do agenta. To ma być ten sły

Laurus milczał. Zerknąłem na niego. Na tle tych wszystkich maszyn wyglądał jak ciało obce.

- Nie, gamedeczku - uśmiechnął się Koriolan. Mimo przyjaznego układu twarzy wyglądał przerażająco. Żywa maszyna. - Przypomnij sobie - ciągnął. - Jesteś w trakcie wykonywania misji dla rządu, pamiętasz? Generał Enrique „przekleństwo” Baczewski, mówi ci coś jego nazwisko? Dostałeś misję komórki „omega”, tajnej podstruktury BOP-u. Więc misję tę po prostu zakończysz. Wskażesz organizację odpowiedzialną za akcję „Pandora” oraz dostarczy film o jej unicestwieniu.

Zakręciło mi się w głowie.

- Kto stoi za Zoenet Labs? Zoenecki rząd, czy osobna organizacja?

Dal uśmiechnął się.

- Chciałbyś wiedzieć, co?

Nagle poczułem wielkie zmęczenie. Karkołomny lot i wcześniejsze przeżycia dały o sobie znać.

- Czy motomby odpoczywają? - spytałem. - Jest tu jakieś łóżko i prysznic?

***

- Dzień dobry, Vanessa Reeve, FSA Earth News, najnowsze informacje. Na wokandzie amerykańskiego senatu stanął projekt nowelizacji do ustawy emerytalnej zaproponowany przez prawicową Light Work Party. Spiker Rudolf Ludvichek odczytał kilkadziesiąt punktów, składających się w skrócie na propozycję, żeby osoba, która „przesiadła” się w bezmózga, który to proces senator Wilhelm Lee z Socialist Future Party nazwał żartobliwie (za Frankiem Wellingtonem ze Spiritual Jokes) „wcieleniem”; miała prawo do dwudziestoletniego odpoczynku, roboczo nazwanego „międzyżyciem”. Potem wygasają świadczenia państwowe i ubezpieczeniowe. „Wcielony” ma przez cały ten czas pełne prawo do studiów, podjęcia nowej pracy lub kontynuowania dotychczasowej. - Projekt ten jest wyrazem ignorancji LWP - komentuje wystąpienie senatora Ludvichek’a lider opozycyjnej Real World Party, Cyrus Blumberg. - Dlaczego dwadzieścia lat, a nie piętnaście czy trzydzieści, skoro wiek emerytalny wynosi siedemdziesiąt, a średnia życia osiągnęła lat sto dwadzieścia? Logika nakazuje by okres „międzyżycia”; jak go nie najszczęśliwiej nazwał senator Ludvichek, trwał pięćdziesiąt, a nie dwadzieścia lat. Poza tym z jakiej racji wygasać mają świadczenia ubezpieczeniowe w przypadku firm, które gwarantują nawet sześćdziesiąt i siedemdziesiąt lat płatności? Pomijam już kwestię, że najprawdopodobniej właściciele bezmózgów będą zażywać drogie enzymy, które przedłużą ich biologiczną sprawność znacznie powyżej tradycyjnej granicy, więc w ich przypadku należałoby także przesunąć granicę emerytury. Cały ten projekt to jakieś nieporozumienie.

O postępach prac komisji zajmującej się nowelizacją ustawy będziemy informować na bieżdco.

Poza tym podczas dzisiejszych obrad dyskutowano…

***

Tusz nie posiadał opcji grawitacyjnego unoszenia,; lecz i tak z ulgą przyjąłem rozkosze zwykłej wodnej kąpieli, która nie tylko zmywała zmęczenie z ciała, ale także łagodziła cierpienia zmaltretowanej psychiki. Wbrew woli wciąż powracały obrazy martwej twarzy zielachy, echa zdań O’Yamy i Baczewskiego, miraże ze spotkań syndykatu.

Chociaż łóżko było najprostszym modelem bez automasażu, z wdzięcznością wtuliłem twarz w poduszkę. Miałem wrażenie, że odpływam w dziecięcą, beztroską krainę. Zagłębiłem głowę w puchatej bieli, święcie przekonany, że czeka mnie wieczny raj.

Aż dopadł mnie demon przerażenia i zerwałem się tak raptownie, że krew odpłynęła do stóp. Siedziałem na łóżku, dyszałem ciężko i wodziłem dookoła szeroko otwartymi oczami. Co za ohydne wnętrze, co’ za szkaradna godzina. Jak się nazywam? Gdzie jestem? O co chodzi? Na fotelu pod ścianą siedział Laurus i tłumił ręką śmiech.

- No co? - spytałem. - No co się śmiejesz?

Ty policyjny piesku, dodałem w myślach. Śmieje się z człowieka ogarniętego uczuciem depersonalizacji, typowym po popołudniowej drzemce. Myśli, że jest taki mądry i wolny, agencik uwikłany po uszy w sprawy dwóch potworów… Zerknąłem spode łba. Przestał rechotać. Pospiesznie chwyciłem ubranie.

To moje rzeczy? Takie wymięte, ubrudzone… Głęboko westchnąłem i zacząłem je zakładać. Dobrze, że luster tu nie ma.





- Nie martw się o wygląd – odezwał się Wilehad. – Im gorzej wyglądasz tym lepiej.

Milczałem.

- Gotowy? – wstał z miejsca – No to czas na odprawę.

***

Toczy się sprawa sądowa o zniesławienie Pharma Nanolabs przez Organizację Neochrześcijańskich Lekarzy Wniosek złożony do prokuratury przez ONL - mówi lon Jerubal, rzecznik farmaceutycznego koncernu - wyraźnie sugeruje, że moja firma nielegalnie produkuje zwykłe klony, po czym wyjmuje z nich mózgi i je gdzieś wyrzuca, i

***

Dlaczego mnie po prostu nie usuniecie? - spytałem jeszcze w progu gabinetu Koriolana.

Dal skinął na Laurusa, oddając mu głos. Agent poczekał, aż zasunie się gródź.

- Rządowcy wysłaliby kolejnego speca - wyjaśnił. – A my chcemy, żeby raz na zawsze odczepili się od „Pandory”. Wrócisz… wrócimy - poprawił się - przedstawimy wiarygodną historyjkę.

- Dlaczego mam to zrobić?

Koriolan poruszył swoim potężnym cielskiem. Jak zapewne zauważyłeś, dzięki „Pandorze” zyskaliśmy kontrolę nad całą siecią. W wirtualiach możemy zagwarantować ci bezpieczeństwo. Tobie i twoim przyjaciołom. Może nie jest to komplet, bo pozostaje realium… ale to już dużo. No i nie grozimy śmiercią.

A co to za różnica, pomyślałem zrezygnowany.

- Grozicie czy nie, i tak wszystko jasne. Albo jestem z wami, albo przeciw wam.

Roześmiał się.

- Masz rację, ale nie do końca. My, dimeni, cenimy życie, bo raz je straciliśmy.

- Dimeni?

Machnął łapskiem, aż zafurkotało powietrze.

- Dotychczasowa nomenklatura straciła sens: zoeneci, digineci, dibekowcy, te terminy się mieszają i powodują konfuzję. Teraz niemal wszyscy zoeneci przenieśli się do dibeków, więc upodobnili się do diginetów. Staliśmy się po prostu dimenami, cyfrowymi ludźmi.

- Dlaczego to zrobiliście?

- „Pandorę”?

Miałem wrażenie, że ogląda się za miejscem do siedzenia. Nie znalazłszy krzesła, pokręcił głową i podjął:

- No cóż…