Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 27 из 76

- Szeroka źrenica?! Szeroka źrenica?! - patrzyłem oniemiały na oko, które bez przeszkód spozierało prosto w słońce, maksymalnie rozszerzając tęczówkę, zamiast ją kurczyć. - Jasna cholera!

Poszukałem sceny, w której w okno spogląda Hermes. Jego źrenice zachowywały się tak samo. Zrobiłem odbitki. To nie są ludzie, kołatało się w głowie. Pomysł z kosmitami odrzuciłem w przedbiegach. Jeżeli nie ludzie i nie ufo, to motomby, tyle że jakieś nieprawdopodobne modele udające ciało człowieka. To wyjaśniałoby także szybkie myślenie Ganimeda. Musiał być dibekowcem. I wtedy do mnie dotarło. Paradoksalnie na akcji „Pandora” najbardziej zyskali zoeneci.

***

- Muszę lecieć do FSA - oznajmiłem Baczewski mu, kiedy wmaszerowałem do jego gabinetu.

Stał pochylony nad makietą bitwy pancernej pod Studziankami. „Obszar dawnej Polski, połowa dwudziestego wieku” - głosił holonapis. Prymitywne, ale dziwnie piękne pojazdy o kołach otoczonych żelaznymi gąsienicami mozolnie wdrapywały się na wzniesienie, podczas gdy podobne do nich, tylko oznakowane nie czerwoną gwiazdą, lecz czarnym krzyżem zajeżdżały je od flanki i dmuchały ogniem z długich luf.

Enrique wyprostował potężne cielsko i spojrzał podejrzliwie.

- Do Ameryki? A, korwa, po co?

- Do szefa Medtronics. A potem do Europy, Pharma Nanolabs.

- Co ci, korwa, odjebało? Ty nic nie pojął? To ni oni gadali, ale jakieś łebki podstawione! Na tyc spotkaniach, korrwa mać, były nie prezesy, ale skurwysyny jakieś, lewusy! Korwa, rozumiesz?

I znowu jakby zaczął mnie bawić.

- Korrwa, rozumiem.

Z jego ostrego spojrzenia odgadłem, że ma zamiar mnie zdzielić.

- Ale, korrwa… - podjąłem i natychmiast zrozumiałem, że przeholowałem. Zrobił w moim kierunku dwa kroki. Wziął wdech i zatrzymał powietrze w płucach. Cała jego postawa zdradzała zajadłą wewnętrzną walkę. Powstrzymał się chyba ostatkiem woli.

- …muszę z nimi porozmawiać - skończyłem zdanie. - Mam pewien ślad, lecz chcę wiedzieć z całą pewnością.

- Jak masz ślad - wysapał - to najpierw powiesz mnie. A ja zadecyduję, co dalej.

A gdzie „korwa”?

- Nic, ci, kurwa, nie powiem, dupku zasrany - wypaliłem i zobaczyłem, jak całe życie przemyka mi przed oczami. - Jak masz debili zamiast ludzi i sam jesteś półgłówkiem nie potrafiącym rozwiązać zagadki, to się przynajmniej nie ośmieszaj. Wyślij mnie do FSA, a ja przyniosę odpowiedź.

Nastała cisza niczym przed ścięciem jakiegoś rzezimieszka podczas publicznej egzekucji. Po chwili jego spojrzenie złagodniało.

Podjąłem duże ryzyko, ale udało się. Od początku podejrzewałem, że generał reprezentuje „twardy” typ osobowości i ceni tylko tych, którzy się postawią i wytrzymają na stanowisku mimo ataku. W sufickiej typologii zwanej e

***

Naluszki Drophop. Przewiewne, nawilżające, samodopasowujące, bezuciskowe, inteligentne. Jedna para na całą dobę! Drop? Hop! Drop? Hop! Pozwól Swojemu bobasowi cieszyć się życiem, podczas gdy naluszki Drophop zajmą się tym, czym nikt zajmować się nie chce. Drop? Hop! Drop? Hop!

***

Obok mnie w dwuosobowym orbitalnym śmigu siedział sam Laurus Wilehad, jak podejrzewałem nie tylko policjant z Centralnego Biura Śledczego” który dowodził akcją odbicia rzekomych pracowników Binary Digits z siedziby Novatronics, ale przede wszystkim błyskotliwy członek BOP-u. Przystojniak, psiakrew. Teraz miałem okazję z bliska podziwiać jego wąskie usta, odważnie zarysowany nos regularne brwi i stalowe oczy. Rzeczywiście był blondynem o falującej, zgrabnie się układającej grzywie. Skąd się biorą takie filmowe gęby? Westchnąłem nostalgicznie i zerknąłem we wsteczny monitor. Z ulgą obserwowałem, jak hotel Twardowsky maleje i znika w czarnej pustce. Uciekałem z celi śmierci.

Niedaleko naszego pojazdu zamajaczyła połyskliwa wiązka lin.

- Z którego to miasta? - spytałem, wskazuj struny.





- Władywostok. - Ciekawe… - Co takiego?

- Te liny. Ja wiem, że mają długie polimery, to jakieś nieludzkie, że się nie rwą.

Prychnął. Nie wiem, co to miało znaczyć: pogardę dla mojej niewiedzy, lekceważenie tematu?

- Masz rację, bo to nie jest wytwór ludzki. To potwory.

A więc prychał na same liny. Nie lubił ich?

- Satelity supportujące - wskazał palcem pierścień złożony z dziesiątek dysków - trzymają te glisty jak lalkarze sznurki marionetek.

- Glisty?

- One żyją.

Przełknąłem ślinę.

- Produkt Mobillenium - kontynuował. - Nieusta

- Same?! - wytrzeszczyłem oczy.

- Nie chcesz wiedzieć, jak funkcjonują - mrugnął protekcjonalnie. - Linowce to największa inwestycja na Ziemi. Mobillenium liczy, że zwróci się za circa sto pięćdziesiąt lat.

- Sporo wiesz o tym Mobillenium.

Chrząknął.

- Jako agent muszę wiedzieć o wielu rzeczach.

Czyżby? Spojrzałem na niego. Dlaczego sam dotąd nie wiedziałem o tych linach? Laurus przerwał moje rozmyślania, wchodząc w gazowy kożuch Ziemi. Czy skrzydła spadających aniołów także płonęły od tarcia o termosferę? Fascynujące. Może dlatego tak się rozgniewały na Stwórcę i w rezultacie przekształciły w demony bo paliły się w nieludzkiej temperaturze, jęczały, krzyczały, wzywały pomocy, próbowały wzlecieć w górę, ale powierzchnie nośne zostały zniszczone podczas opętańczego lotu? A może piekło nie mieści się wcale pod ziemią, ale w górnych warstwach atmosfery? Ocknąłem się z apokaliptycznych wizji dopiero, gdy wpłynęliśmy w błękitne, przejrzyste powietrze.

Choć lecieliśmy z pięciokrotną prędkością dźwięku, czekała nas dwugodzi

Mówi się, że gry stały się miejscem niebezpiecznym.

Ekran ożył. Napastnik wylądował na piersi najbliższego człowieka i wbił pazury w materiał munduru. Przewrócili się, wzniecając tuman pyłu. Pozostała para otworzyła ogień. Bestia siedziała na ofierze i uderzała przednimi łapami w ramiona, w głowę i tors krzyczącego komandosa.

To prawda.

Obraz znowu się zatrzymał ukazując cierpiącą twarz, do połowy zakrytą futrzastą łapą. Szpony przeorały czoło pozostawiając cztery szkarłatne ślady.

Ale nie mówi się wszystkiego.

Animacja ożyła. Liczne salwy z broni komandosów rozerwały przedstawiciela kotowatych na strzępy. Jego parujące szczątki pokryły grunt w promieniu kilku metrów. Powalony mężczyzna z trudem się podniósł. Obficie krwawił. Jedna ręka zwisała bezwładnie, jakby częściowo wyrwana w stawie barkowym. Najazd na pokrwawioną głowę. Podnosi twarz i… uśmiecha się! Pozostali mężczyźni pokazują go palcami i wybuchają śmiechem. Następnie wszyscy trzej patrzą w kamerę i wznoszą kciuki.