Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 26 из 76

Przez kilka minut nic się nie działo. Standardowe spojrzenia, grymasy, gesty palców i rąk, wychylenia, Znam je na pamięć. W pewnym momencie coś w ruchach Ganimeda zwróciło moją uwagę. Cofnąłem zapis. Włączyłem głos. Lekkie zbliżenie na jego sylwetkę.

- …sadzają. Wszystko to jakieś wyolbrzymione - głos kogoś z sali.

Rawson słucha rozluźniając wargi, jakby szykował się do riposty Zwalniam odtwarzanie.

- Taaaaak… - rozbrzmiewa jego pogrubiony głosl Prawa ręka oparta łokciem o blat zaczyna się podnosić.

- …aaallllleeee trzzzzzzeeeeebaaaaa zaaaazznaaaaczzzyyyćććć, żżżże…

Stop. Wpatruję się w uniesiony palec wskazujący. Gdyby podniósł rękę wyżej, mógłbym uznać, że coś przełącza na widocznym dla siebie pulpicie, ale… Zaraz… Gdzie trzyma łokieć? Cofam zapis. Play.

- Tak, ale trzeba zaznaczyć, że dane te poch…

Stop. Łokieć automatycznie przyciągnął do tułowia. Wykonał tym samym… Gest wylogowania! To już było podejrzane. Taki nieświadomy ruch może uczynić tylko stały bywalec sieci albo gracz. Niby spotkałem prezesów rozmiłowanych w światach (tu wspomniałem przygody w Happy Hunting Grounds), ale powiedzmy sobie szczerze, biznesmeni na stanowiskach raczej stronią od netu. Mają dostatecznie dużo rozrywek w realium, o pracy nie wspominając. Zanotowałem spostrzeżenie i powróciłem do obserwacji. Play.

Po upływie trzydziestu minut kelnerka przyniosła napoje. Rawson i Hindenburg odmówili kawy.

- Czy praca w firmach farmaceutycznych zanadto panom nie zaszkodziła? - mówi Sam Tanker, prezes Safe Nations. Szeroko się uśmiecha.

Ganimed patrzy w okno i rozciąga usta w bladym półuśmiechu. Odzywa się Hindenburg:

- Po prostu wolimy herbatę.

Stop. No cóż… mają prawo. Na wszelki wypadek wprowadzam fakt do notatek. Oddalam obraz, by widzieć całą salę. Wyłączam dźwięk. Znowu standardowe zachowania. Raptem poruszenie. Najwyraźniej Rawson czymś wszystkich zbulwersował. Wszystkich oprócz Hermesa. Rewind. Głos. Play.

- Proszę pana - mówi Zygmunt Robertson, szef Modern Houses Ltd. Popija kawę. - Mamy w tej chwili… - stuka w terminal. Konserwatysta. - …dokładnie trzydzieści milionów czterysta dwadzieścia tysięcy klientów na całym świecie. Z tego, co pan mówi, wynika, że w tym roku do sieci odejdzie półtora procenta, czyli…

- Czterysta pięćdziesiąt sześć tysięcy trzystu - wchodzi w słowo Rawson.

Patrzą na niego skonsternowani.

- Kiedy pan zdążył to policzyć? Zdawało mi się że jest pan zwole

Właśnie?! Stop. Najazd na twarz Ganimeda. Uśmiecha się, ale kąciki ust jakby nie do końca podciągnięte. Twarz napięta. Nie jest to grymas pychy czy zwycięstwa. Raczej coś maskuje. Kamera w prawa na twarz Hermesa. Patrzy na kolegę z uśmiechem; wargi lekko rozchylone… ma ochotę mu pomóc. Wygląda tak, jakby chciał go wytłumaczyć. Klatka d przodu. Jeszcze jedna. Usta zwierają się i zaciskają, Zreflektował się, że nie może się odezwać. Najazd na oczy. Mięśnie twarzy lekko napięte. Zmarszczki w kącikach… Czeka, co powie Rawson. Kamera na twarz Ganimeda. Odjazd. Play.

- Od czasu do czasu stosuję operatywę myślową, Tak dla gimnastyki…

Zgromadzeni chrząkają i szurają krzesłami. Śmieją się.

- Już sądziłem - znowu Sam Tanker - że tak szybko machnął pan ręką, że nie zdążyłem zauważyć!

- To byłby najszybszy numerek w historii! - rechocze prezes Adnike, Jude Stone.

- Tak szybki, jak z tym facetem, co wystawił tyłek przez okno, zbiegł na dół i zdążył zobaczyć, jak tyłek się chowa! - wtóruje szef Safe Food Industries Izaak Rubinstein.





Rozluźnienie. Kamera na Ganimeda i Hermesa Śmieją się z i

Tego dnia przejrzałem wszystkie nagrania. Zajęło mi to z górą czternaście godzin. Gadatliwe towarzystwo. Nic więcej nie znalazłem. Czytanie w powietrzu jest rzeczą naturalną. Niechęć do kawy trudno potępić. Zastanawiał gest wylogowania i szybkie liczenie. O ile pierwsze kojarzyło się tylko z graniem, to drugie mogło sugerować nie do końca ludzkie umiejętności, raczej digineckie… Chyba że rzekomy Ganimed istotnie stosował zamie

Późną nocą wyłączyłem przeglądarkę, spojrzałem w okno i odskoczyłem. Tak pogrążony byłem w myślach, że widok krzywizny błękitnej planety kompletnie mnie zaskoczył. Spodziewałem się zobaczyć Warsaw City migoczące milionem świateł. Zaschło mi w ustach. Gdzie mój Jack Daniels? Rozejrzałem się po pokoju. Nie przewidziano barku. Była to raczej cela. Nie znajdziesz też miękkiego szlafroka, masażu w łóżku, muzyki i i

***

Kupiłeś bezmózga dla siebie i żony, na dzieci założyłeś lokatę. A pies? Przecież pies też człowiek! Nie wspominając o kocie i chomikach. Precious Pet za kontraktowało z Pharma Nanolabs współpracę w zakresie produkcji bezmózgów dla ulubieńców. Jeśli twój zwierzak jest już stary skontaktuj się z nami.

Zamrozimy go, a gdy tylko będzie to możliwe, włożymy w nowe młode ciało! Precious Pet! Zapraszamy

***

Od samego rana następnego dnia rzuciłem się pracy. Szkoda było każdej minuty, martwiłem o A

Nagrania pilnie strzegły swojej tajemnicy. Fałszywi prezesi byli rozluźnieni, wygrzewali ręce o wypielęgnowanych paznokciach w słonecznych plamach padających na stół, dość często spoglądali w okno uśmiechali się, sielanka.

- Wasi agenci musieli ich śledzić po spotkaniach prawda? - postanowiłem zaczepić generała.

- Prawda.

- I co? Nie wiecie, dokąd lecieli?

- No, korwa, nie wiemy. Ślad się urywał. Gubili ich w miastach.

- Jak to, przecież macie te wszystkie sensory, satelity…

- Pojazd, korwa, to jedna rzecz, a człowiek i

O ile przy pierwszym spotkaniu jego wulgaryzmy mnie bawiły, o tyle teraz wydały mi się po prostu prymitywne. Partacze, pomyślałem i wróciłem do celi.

Późnym wieczorem znałem niemal na pamięć odzywki, gesty i ruchy ze wszystkich spotkań. Nie ukrywam, że mam do tego talent. Najbardziej wkurzali mnie tym swoim patrzeniem w okno. Wygląd tak, jakby wszelkie warianty mieli zaprogramowane, wyliczone i tylko czekają na koniec. Leżałem w łóżku na brzuchu i przysypiałem. Obróciłem się na plecy i zatrzymałem akcję w momencie, gdy Ganimed spoglądał tymi swoimi niewi

- I czego się tak gapisz, gamoniu? - mruknąłem i zrobiłem najazd.

- Ładne oczka. Ładne masz oczka, gamoniu. Orzechowe. Nie, migdałowe. Czyściutkie jak kropelka. Przybliżyłem obraz jeszcze bardziej. Brązowe oko wypełniało cały holoekran.

- No, śliczna patrzałka. I białkówka taka wypielęgnowana, bez żyłek prawie zupełnie… Jeszcze najaździk… I rogóweczka przezierna jak diament, i ta piękna tęczówka prążkowana, bez plamek, i ta źrenica… czarna jak studnia… jak przeznaczenie… szeroka, głęboka źrenica…

Wycofałem obraz i wcisnąłem play. Zamknąłem ;oczy. Raptem jakby piorun we mnie strzelił. Poderwałem się. Zmęczenie uciekło gdzieś w kosmos, tak przecież bliski. Miałem wrażenie, że mogę własnoręcznie popchnąć całą stację na wyższą orbitę. Cofnąłem dokument do sceny patrzenia w okno.