Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 23 из 76

- Czyżby środowisko było tak gęste od tajniaków? - zdziwiłem się.

Odchylił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem.

- Nie, no kocham tego faceta!

Nie odwzajemniałem jego uczuć. - A jeśli się…

Przerwałem, widząc osmalone i częściowo zniszczone ogrodzenie hacjendy zielachy.

- …nie podporządkuję? - dokończyłem, ściszając głos.

Na podwórku walały się szczątki dwóch obro

- Naprawdę nie żyje - upewnił mnie agent. – To nie iluzja.

Spojrzałem na niego z nienawiścią.

- Nie chcieliśmy cię przekonywać, zabijając kogoś z bliskich - mówił tak lekko, jakby opisywał ulubiony smak lodów. - Ale właśnie to spotka twoich przyjaciół, jeśli będziesz się stawiał.

- To była niewi

Machnął ręką, przechodząc nad jej ciałem.

- Podejrzewamy, że była zamieszana w przemyt medykamentów z byłych Włoch. Kobieta mafii. Nie jesteśmy pewni. Ale - odwrócił się i znów uśmiechnął tymi swoimi zepsutymi siekaczami - nawet jeśli się mylimy to dorobimy historię tak, żeby wszystko się zgadzało.

Martwa kobieta patrzyła nieruchomym wzrokiem w niebo. Twarz pozbawiona życia stała się obca. Dlaczego nikt nie zamknął jej oczu?! Odwróciłem wzrok Nie poznałem jej imienia. Nie wysłuchałem historii. Nie dowiedziałem się, czy rzeczywiście nie miała rodziny A ona nigdy nie zobaczy miliona nowych dni które właśnie dzisiaj zamierzała kupić…

Musiała umrzeć, bo mnie poznała.

Skurwysyn wiedział, jak wyprowadzić mnie z równowagi. Wchodziłem po schodach, opierając się o balustradę, jak pijany.

- Dlaczego mam wam ufać? - wychrypiałem, idą, za nim korytarzem.

Agenci ubrani tak jak on ściągali ze ścian holobrazy, wybebeszali szuflady, przewracali meble…

- Szczerze mówiąc, nie masz wyboru - odparł, nie odwracając głowy. - Chłopcy - krzyknął - to ma być włamanie na tle rabunkowym, nie demolka! Tędy - wskazał mi drogę.

Rozpoznałem wejście do hangaru.

- Jeśli choć raz skontaktujesz się z towarzystwem z leśniczówki, zginą wszyscy - zapewnił, wyciągając rękę do drzwi.

- Skąd będziecie wiedzieć? Mogę tak zaprogramować omnik, że…

- Ty będziesz wiedzieć - przerwał, wchodząc do pomieszczenia condora. - Ależ maszyna. Poezja - pieszczotliwie poklepał pojazd. - Ukradniemy go jak porządni złodzieje i uciekniemy z miejsca zbrodni. - Roześmiał się, jakby opowiedział świetny kawał.

- Zastosujecie maszynę prawdy?

- Otóż to. - Obszedł pojazd z drugiej strony i otworzył drzwi.

Zerknąłem przez szybę na wolant. Umiałbym prowadzić to cudo.

- A jak wam ucieknę? - zaryzykowałem.

Wzruszył ramionami, wszedł do środka i wydał dyspozycję otwarcia moich drzwi.

- Spróbuj. Życzę szczęścia.





Wsiadłem. Niedawno myślałem, że za posiadanie tego pneumobila zrobiłbym prawie wszystko. Teraz tamte konsumpcyjne myśli wydały mi się niesmaczne. - Jeśli tak po prostu zniknę, będą mnie szukać.

- I nie znajdą.

Włożył płytkę identyfikacyjną w czytnik.

- Chłopcy - odezwał się w powietrze. Widocznie cały czas miał przed oczami podgląd ich czy

- Będą mnie szukać także w sieci - zauważyłem - Zakamuflujemy cię. - Na wszystko miał odpowiedź.

Za chwilę do hangaru wmaszerowało pięciu szarych drabów. Zapakowali „skradzione” przedmioty do obszernego bagażnika i wgramolili się na tylne siedzenia. Odgłos startującego lamborghini jest jednym z najsłodszych dźwięków, jakie mężczyzna może usłyszeć, a miękkie poduchy oparć śmiało mogą konkurować z miłosnymi objęciami luksusowych kochanek. Nie mogły jednak złagodzić bólu, jaki odczuwałem na myśl o zmarłej. Za szybą oddalał się kobierzec drzew. Dziesięć kilometrów na południe stała czarodziejska chatka z piernika, w której czekały dwie piękne kobiety i grupa przyjaciół. Zacisnąłem zęby. Condor mknął w górę niczym strzała. Obejrzałem się za siebie, daremnie wypatrując ratunku.

***

Nie przypuszczałem, że moje marzenie, żeby polatać w kosmosie bryką zielachy spełni się tak szybko Lamborghini przebił się przez ostatnie warstwy atmosfery i wyprysnął w czystą wiekuistą czerń. Herkules prowadził pojazd, jakby nigdy nic i

Niedaleko tkwił zawieszony, zdawało się, w miejscu, satelita komunikacyjny. Majestatycznie obracał pierścieniem z bateriami słonecznymi. Gdy go mijaliśmy, pozdrowił nas holoprojekcją: „Mobillenium życzy udanego lotu”.

Mobillenium.

Tam i z powrotem,

Gdziekolwiek to jest.

Pokręciłem głową. Reklamy na orbicie, do czego to doszło. Po chwili minęliśmy wiązkę lin, podtrzymujących linowce Warsaw City. Wśród nich były także - te, które należały do mojego Stockomville. Zadarłem głowę. Pierścień dyskowatych sputników, do których liny były zamocowane, połyskiwał światłami pozycyjnymi. Jakim cudem tak wiszą? Czyżby też generatory antygrawitacyjne?

Wróciłem myślami do tu i teraz.

- Mam rozwiązać wasze pieprzone problemy w kosmosie? - rzuciłem zdawkowo.

Kierowca uśmiechnął się zjadliwie. Wyciągnął rękę do jakiejś dźwigni. Zasyczało. Spojrzałem we wsteczny ekran. Tuż za nami powoli obracały się w przestrzeni „zrabowane” dobra.

- Za kilka dni spadną i spalą się w atmosferze - wyjaśnił i zamknął bagażnik.

Kilkanaście minut lecieliśmy w ciszy, która dusiła mnie niczym żałobny kir. Wreszcie w oddali zamajaczył kształt stacji kosmicznej. Domyśliłem się, że był to cel podróży.

- W centrum orbitalnym - odezwał się O’Yama - jest najmniejsze prawdopodobieństwo szpiegostwa i podsłuchu.

Dopiero po chwili zorientowałem się, że była to odpowiedź na moje uszczypliwe pytanie. Zbliżaliśmy się do bazy wielomodułowej, rozbudowanej, o nieregularnym kształcie. Ktoś ze zmysłem biznesowym mógłby zorganizować w jej labiryncie całkiem widowiskowe wyścigi. Herkules zwolnił: przednie dysze hamujące splunęły niebieskim ogniem. Gdy podeszliśmy do dokowania, doceniłem ogrom kompleksu.

Mógł się tam zmieścić niejeden biurowiec. Nad grodzią hangaru widniał napis: „Welcome to «Hotel Twardowsky»!”

- Jesteś pewien, że nie pomyliłeś adresów? - zapytałem.

Parsknął.

- Uważasz, że powi

***

- Dzień dobry, Paul von Raat, wiadomości sportowe Wide News. Dzisiejszy serwis rozpoczynamy sensacyjną wiadomością z rozgrywek ligowych Goodabads. Oto na mecz z silną i zmotywowaną drużyną Cloud Busters nie stawił się zespół Bezbolesnych dotychczasowych liderów. Gdzie się podziały czerwone diabły? Czyżby czempioni przelękli się wirusów. Sędziowie uznali, że Bezboleśni przegrali walkowerem, tym samym do ćwierćfinałów przechodzi zespół z Buenos Aires. Organizatorzy i sponsorzy czekają na wyjaśnienia.

Przechodzimy do wyników starć klanowych w Keę Champions. Damned Deathgivers versus Quick and Crazy, sześćdziesiąt trzy fragi do stu pięćdziesięciu..: