Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 22 из 76

- Wyewoluowałem. Szkarłat jest ładniejszym kolorem, a rogi, no cóż - spojrzał ze złością na wplecione w poroże liście i ułomki gałęzi - rzeczywiście w lesie nie najlepiej się sprawdzają.

- Jak to możliwe, że zaczepiasz o konary? Przecież cię nie ma.

Wyszczerzył długie kły.

- Dla ciebie jestem. Ale do rzeczy. Przyszedłem z ostrzeżeniem.

Jasne. Nie pojawiłby się bez przyczyny.

- Przed czym?

- Bądź ostrożny. Rozpoczęła się wielka rozgrywka.

Roześmiałem się w głos.

- Prorok pieprzony Wiem o tym. Niecały miesiąc temu. Nazwano ją imieniem pewnej mitycznej, ciekawskiej kobiety. Słyszałeś o Pandorze?

Teraz on parsknął.

- Mylisz się. To było zaledwie preludium. A teraz uważaj… - wyciągnął szponiastą łapę i wskazał rosnący nieopodal grab.

Wytrzeszczyłem oczy, gdy zza drzewa wychynęła drobna sylwetka siwiejącego mężczyzny, ubranego w ciemnoszare spodnie i takiż blezer.

- To też halucynacja? - spojrzałem na Lee Rotha lekko skonsternowany.

- Do kogo pan mówi? - zdziwił się przybysz. Diabeł oparł się o pień brzozy, tak czule przez mnie przed chwilą obejmowanej, i cicho chichotał.

- Kim pan jest, do diabła? - spytałem zirytowany.

- Grzeczniej - upomniał Lee Roth.

Spojrzałem na niego wściekły Mężczyzna uśmiechnął się i wyciągnął rękę. Przetarłem oczy: jego palce na chwilę zamieniły się w jadowite żmijki. Zawahałem się. Nie cofał prawicy. Uścisnąłem ją niepewnie.

- Nazywam się Herkules O’Yama. Pan Torkil Aymore, nieprawdaż?

O’Yama? Potomek Irlandczyka i Japonki? Przyjrzałem się jego oczom. Może były trochę skośne… Et, nieważne. Po rewolucji nazewniczej z początku XXII wieku, kiedy nastała moda na zastępowanie starych nazwisk nowymi, drugie człony personaliów traciły jakiekolwiek znaczenie.

- To nieprzypadkowe spotkanie, prawda? - zgadłem.

Uśmiechnął się żółtymi zębami. Niekorzystnie wyglądały przy mlecznych włosach. Kolejny miłośnik brzydoty we własnym ciele?

- Przejdziemy się?

- Czy mam wybór?

Znów ten uśmiech. Ruszyliśmy.

- Jestem agentem Biura Ochrony Państwa. Mam dla pana propozycję.

- Ale jak mnie pan znalazł?

Przez chwilę milczał. Suche gałęzie trzeszczały pod naszymi stopami.

- Obserwujemy waszą grupę, odkąd się tu osiedliliście.

Zamarłem. Rozejrzałem się za Lee Rothem, żeby go opieprzyć, że nic mi nie powiedział. Zniknął.

- Tak po prostu? Obserwujecie? Dlaczego nas nie aresztowaliście?

Napiął wargi wokół zębów.

- Drogi panie, albo może po prostu Torkilu - spojrzał jasnoszarymi oczkami. - Przejdziemy na ty, dobrze? Więc, Torkilu, dziwię się, że będąc tak inteligentnym człowiekiem, operujesz kategoriami tłumu.

Zacisnąłem pięści. Walnąć go w szczękę? Niedawna rozprawa z generałem Rogerem Baalem pozostawiła po sobie dość przyjemne wspomnienia. Nie, taka forma negocjacji nie powi

- Co masz na myśli? - spytałem nie całkiem spokojnie.

Potarł nos.

- A czymże jest aresztowanie? To pokarm dla bezmyślnej rzeszy i ochłap dla żądnych awansów kukiełek. Nic ponadto. To jedna z wielu kart, którymi gramy w bardzo ważną grę. Znasz jej reguły, prawda? - zajrzał mi w oczy. - Rozważaliśmy scenariusz spektakularnego pojmania i rozprawy sądowej, ale ostatecznie… zrezygnowaliśmy z niego, zwłaszcza że zmieniła się sytuacja.





- Ale technicznie? Jak nas wyśledziliście?

Roześmiał się. Musiała go bawić moja naiwna ciekawość.

- Niedaleko siedziby generała Baala stacjonuje eskadra Skorpionów. Zostaliście namierzeni i rozpoznani.

- Doomy tego nie wyczuły?

Zrobił pobłażliwą minę.

- Z całym szacunkiem dla technologii Novatronics, wojsko też ma coś w zanadrzu. - Potarł czoło - Ale wracając do tematu… Nie zastanowiły cię ostatnie wydarzenia?

Zorientowałem się, że zamiast zbliżać się do leśniczówki, wracamy do posesji zielachy.

- Idziemy nie w tym kierunku. Błysnął uzębieniem w kolorze żonkili.

- Dobrze idziemy Zaraz wszystko się wyświetli. Ale odpowiedz mi na pytanie.

- Chodzi o bezmózgi? Wspaniałe odkrycie, przełom.

Pokręcił głową z rezygnacją.

- Srełom. Jeszcze jedno słowo i zwątpię w twoje kompetencje.

Nie lubię takich stwierdzeń. Zwolniłem kroku i przyjrzałem mu się uważnie. Nie po to, żeby znaleźć jakieś ważne szczegóły, ale po prostu po to, żeby się skupić. Wciągnąłem zapach dębowych liści. Zamknąłem oczy To co, że patrzył? Już dawno nauczyłem się koncentrować w najdziwniejszych okolicznościach.

- Jestem gotów do rozmowy - oznajmiłem.

- Świetnie - podniósł patykowatą nogę, przekraczając konar leżący na ziemi. - Jak kojarzysz pojawienie się bezmózgów z akcją „Pandora”?

- Nic nie wiem o tej akcji…

Machnął ręką.

- Daruj sobie. Gramy w otwarte karty. Akurat.

- Pandora - podjął - miała wygonić ludzi z gier, żeby w realium nie tracić konsumentów. Ledwie akcja osiągnęła względny sukces i ludzie wystraszeni potworami w światach uciekli do naszej rzeczywistości, jedna z firm, zresztą uczestniczek akcji, konkretnie…

- Pharma Nanolabs - wtrąciłem.

- …ogłasza, że rusza z wielką produkcją bezmózgów! Produkt ten sam w sobie spowoduje wyjście graczy z gier, bo każdy będzie chciał na niego zarobić, a siedząc w sieci, mamony raczej nie pomnoży.

- Ergo, cała akcja Pandora była niepotrzebna, bo ludzie i tak wrócą do realium.

Skinął głową i podjął wątek:

- Pharma Nanolabs musiała przecież wiedzieć o zbliżającej się zmianie, po co więc wchodziła w tę zabawę? Robiliśmy wstępne symulacje. Wprowadzenie bezmózgów jest niemal równoznaczne z nieśmiertelnością ludzkości i w perspektywie długofalowej doprowadzi do przeludnienia Ziemi. Na klony; stać w tej chwili około stu milionów obywateli. W skali dwudziestu miliardów to niewiele, ale jeśli myśleć przyszłościowo, ich cena spadnie, jeśli nie dzięki polityce firm farmaceutycznych, to przez naciski społeczne, żeby rządy zaczęły je dofinansowywać. W końcu podatnicy mają prawo dyktować, co robić z ich pieniędzmi. W skali półwiecza grozi nam poważny problem. Już dzisiaj boli nas od tego głowa. Opracowujemy akcję promowania gier jako lokum lepszej przyszłości. Ludzkość trzeba jakoś upakować. Najlepiej do tego nadaje się sieć.

Zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.

- A teraz chwila prawdy. Syndykat odpowiedzialny za akcję „Pandora” stworzyło kilkanaście najbardziej wpływowych firm i głowy rządów Free States of America, Free Europe oraz Matki Rosji. Prowodyrem całego przedsięwzięcia byli prezesi dwóch firm farmaceutycznych: Medtronics i Pharma Nanolabs. To oni nas nakłonili: pokazali liczby, przekonali, że zagrożenie odpływu konsumentów do światów jest poważne. Czy to nie dziwne?

- Bardzo. I niekonsekwentne.

- W świetle obecnych wydarzeń doszliśmy do wniosku, że zostaliśmy wymanipulowani. Ktoś podszywał się pod nich i wywołał całą aferę w sobie tylko znanym celu. Nie wiemy, dlaczego to zrobił ani kto to był. Ty to odkryjesz.

- Dlaczego ja? - przestraszyłem się.

Takie zadanie było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Nietrudno było się domyślić, że chcą upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: wykryć spisek, złapać odpowiedzialnych za niego ludzi oraz usunąć niewygodnych ciekawskich, którzy za dużo wiedzą.

- Nasi agenci zajęci są i

Uśmiechnąłem się smutno, jakbym już składał fioletowe róże na własnym grobie. Przemogłem suchość w ustach i przerwałem narastającą ciszę:

- Oszczędzę nam czasu i nie powiem, że ci nie wierzę.

Uśmiechnął się krzywo, a w grymasie tym była śmierć. Rany boskie!, darł się rozbudzony głos intuicji, uciekaj, uciekaj!, a ja, jakby nigdy nic, słuchając grzecznej nadświadomości, spokojnie szedłem obok przyszłego oprawcy wśród krzaczków wilczych jagód. Klepnął mnie w ramię. Zdziwiłem się, że nie poczułem zimnego ostrza.

- Tkwisz w sprawie. Jesteś naprawdę dobry Nie jesteś agentem, a to cholerny atut…