Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 21 из 76

Zdjąłem okulary i wypuściłem powietrze. Bezmózgi. Rany boskie, bezmózgi! Marzenie ludzkości się spełniło. Ba, marzenie Pauline się spełniło! Konon będzie mógł wrócić do realium! Zeskanują jego kod genetyczny i wyhodują klona, w który włożą mózg dawcy…

Zakręciło mi się w głowie. Wypatrzyłem pień wiatrołomu, podszedłem i usiadłem na kruchej korze. Od tej pory stary człowiek będzie mógł zakupić własną młodą kopię i zwyczajnie się przesiąść. Stetryczałym ośrodkowym układem nerwowym zajmą się leki reperacyjne, więc teoretycznie będzie mógł żyć tysiąc lat i więcej… Spojrzałem w górę. Klingi słońca przedzierały się przez korony drzew. Czy to Bóg dawał znak? Wszak czternastego czerwca dwa tysiące sto dziewięćdziesiątego dziewiątego roku ludzie otrzymali dar biologicznej nieśmiertelności.

***

Przez następnych pięć dni siedzieliśmy non stop w wiadomościach: czasem indywidualnie, korzystając z walkteli bądź omników (bardzo ładny efekt daje nałożenie obrazu w okularach i ognia w kominku, a gdy dodasz do tego szklaneczkę whiskey, wrażenia, wręcz olśniewają), głównie wieczorową porą; kiedy indziej gremialnie, przed holomonitorem, najczęściej podczas posiłków. Dyskusjom i planom nie było końca.

- Wrócisz do realium? - pytał Mike Gu

- Nie wiem. Jakoś nie bardzo to widzę.

- Na powrót zachłysnąć się świeżym powietrzem? - kusił.

- Ee.

- A seks? Rozumiesz? Prawdziwe ciało? Zapach potu, zapach włosów łono…

- Przestań. Chce mi się rzygać.

- Tylko nie zwymiotuj do sejfu! - chichotał Mike.

Pauline roześmiała się. Teraz śmiała się ze wszystkiego. W zasadzie od ogłoszenia nowiny uśmiech nie schodził z jej twarzy.

- Pani dyrektor zadowolona? - spytałem. Tylko skinęła głową, a w jej oczach odbijał się raj.

- Konon wróci do macierzy? - dopytywałem się.

Znów przytaknęła. Szybko policzyłem lata.

- Bilans wyjdzie na zero: pięć lat w realium, pięć w sieci. Razem dziesięć. Szkoda, że nie ogłosili tego w jego urodziny, prawda?

Wspomnienie przywołało na jej twarz chmurę bólu.

 - Trochę szkoda - przyznała.

Spojrzałem na A

- Jak tam, Aniu, w porządku?

Podszedłem i dotknąłem jej zimnego ramienia. Spojrzała na mnie błękitnymi oczami, na których dnie osiadł smutek.

- Może to śmieszne, ale… czy mógłbyś mnie przytulić?

***

- Dzień dobry, Sylvia Orda, popołudniowy serwis World News. Jeszcze nie przebrzmiały zachwyty nad przyszłością organicznie nieśmiertelnej ludzkości, a już pojawiły się głosy ostrzegające, a nawet protestujące. Buntują się firmy ubezpieczeniowe twierdząc, że dotychczasowe polisy ubezpieczeniowe na życie nie uwzględniały wiecznego biologicznego bytowania, zatem treść warunków ogólnych powi

Europejskie sądy zanotowały już z górą tysiąc siedemset spraw wniesionych przez niezadowolonych klientów.

Wiadomości kulturalne. Nowy przebój Figaro Pala pod tytułem „Don’t suck my life” w błyskawicznym tempie wspina się po światowych listach przebojów. Jeszcze wczoraj…

***

Mimo że Pauline prawie już wydobrzała, znów udałem się do znachorki, zgodnie zresztą z jej zaleceniami. Zastałem ją w gabinecie, ubraną w elegancki kostium.

- Wybiera się pani gdzieś?

- Zgadnij, gołąbku - uśmiechnęła się. Na jej policzki wypłynął rumieniec.





Domyśliłem się, że leciała do stolicy zamówić bezmózga. Przed kobietą z przeszłością otwierał się nowy piękny świat.

- Jedziemy po nowe ciało? - zażartowałem.

- Muszę odetchnąć powietrzem Warsaw City. ” Dawno tam nie byłam. Chcę też pomyśleć, co dalej.

Zamrugałem.

- Nie rozumiem.

Opuściła głowę i mruknęła coś pod nosem. Miałi wrażenie, że było to przekleństwo. Podniosła wzrok, w którym czaiła się jakaś demoniczna siła. Słowo daję, czarownica.

- Zawsze myślałam, że umrę - powiedziała niskim głosem. - Bo życie w sieci uważałam za gówniarski wymysł.

Zrobiło mi się nieswojo.

- Teraz widzę - podjęła - że to niekonieczne. Ale skoro tak, muszę wrócić do pracy. Po pierwsze, żeby nie zdechnąć z głodu, po drugie - zatoczyła ręką krąg - żeby to utrzymać, a po trzecie, żeby zarobić na następnego bezmózga.

- Zielarstwo nie daje dochodów?

Parsknęła, aż się opluła. Otarła usta wierzchem dłoni i pokręciła głową w geście politowania. Widocznie miała mnie za ostatniego głupca. Rzuciła na stół zapas ziół i leków.

- Ty i ona. Macie brać, aż się skończą. Z naderwaniami nie ma żartów. To o niej. Co do ciebie, nie lekceważ swojego stanu. Przed tobą poważna rekonwalescencja. Teraz płać i wynocha. Mam jeszcze przed odlotem kilka spraw do załatwienia.

- Poleci pani lamborghini? - zachłysnąłem się.

Błysnęła ostrymi zębami.

- I

***

- Witam państwa, Erica von Braun, Pora

Wiadomości sportowe. Liderzy Europejskiego Pucharu w Piłce Grawitacyjnej, niepokonani wrocławscy Yellow Turtles znów pogrążyli rywali, tym razem jednak…

***

 Wracałem, raźno wymachując rękami i głośno pogwizdując. Zapowiadał się wspaniały dzień. Szczęśliwi ludzie, szczęśliwa przyroda… afera z wirusami dawała się odległa o tysiąc… nie, o sto tysięcy mil. Mógłbym objąć z miłością każdą jarzębinę i brzozę, którą mijałem po drodze.

I objąłem. Biały pień drzewa był gruby, twardy, jakby sprężysty. Miałem wrażenie, że na granicy percepcji lekko wibruje. Przytuliłem policzek do kory. Była gładka i jedwabista. Nie mogłem tego samego powiedzieć o skórze Lee Rotha, który wychynął zza pobliskiego dębu.

- Cześć, łazęgo. - Demoniczne cielsko z trudem przeciskało się między splątanymi gałęziami leszczyn.

- Zmykaj - przestraszyłem się. - Nie mam ochoty na halucynacje.

- Mówiłem ci, że jestem twoim duchem opiekuńczym - zbliżył się i zaszczycił mnie oddechem o zapachu migdałów.

Przyjrzałem mu się uważnie.

- Miałem wrażenie, że barwę masz popielatą, a rogi krótsze.

Roześmiał się, wydając znajomy dźwięk organowych miechów.