Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 16 из 76

Podniosłem się. Musieliśmy szukać dalej.

- Pozostaje generał. - Spojrzałem na Mike’a. Poproś pozostałą szóstkę Bezbolesnych, żeby przylecieli i odtransportowali dyrektor i hakera do baz w puszczy.

Na stoliku parowało sześć nie tkniętych kaw. Zerknąłem na Pauline.

- Smacznego.

Zrobiła kwaśną minę. Gdy startowaliśmy, usłyszałem, jak zaczepia ją jakiś filmowiec:

- Udane kostiumy! Do jakiego to filmu?…

***

Byłem przekonany, że przed gravillą tak wysokiego oficjela przywita nas ciężki szwadron kawalerii lotniczej. Tymczasem śpiewały ptaki, a w powietrzu rozchodził się sielski zapach prowincji. Generał Roger Baal był dumnym właścicielem sporego obszaru:; jak okiem sięgnąć lasy, zagajniki, nawet sztuczne jezioro, żadnych i

Zrozumiałem, że major Perun Arm nie ostrzeże przełożonego, bo bał się stracić stołek. Natura ludzka czasem bywa pomocna: brak zrozumienia, na czym polega praca zespołowa, przyczynia się do porażki instytucji.

Generał przyjął nas przy basenie, w gaciach (nawet chyba normalnych, bez biousprawniaczy) i podkoszulce na ramiączka. Jego klatka piersiowa pokryta była siwym włosem, szyję zdobiło obwisłe podgardle, brzuch wyglądał na dwunasty miesiąc ciąży, a białe podudzia pokrywała siatka błękitnych żylaków. I znowu, jak w przypadku zębów Troya, nie wiedziałem, dlaczego je hoduje. Może niektórzy ludzie lubią hołubić jakąś ułomność?

Gdy lądowaliśmy na szafirowych kafelkach, zrywając podmuchem płatki licznych begonii, dalii i bratków zdobiących wewnętrzną część ogrodu (unosiły się na różnych wysokościach w powietrznych rabatach), nawet nie drgnął. Siedział w cieniu grawitacyjnej czapy zastępującej przestarzałe parasole, czytał el-booka i sączył jakiś żółty sok.

- Marita! - krzyknął w głąb przyziemnej części posesji, zdejmując okulary. - Mamy gości! - Spojrzał na nas malutkimi oczkami.

Zrobiłem optyczny najazd, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Jasnoszare iskierki ukryte w zwałach powiek.

- Nie usiądziecie? - roześmiał się. - Żartowałem. Nie potrzebujecie. - Westchnął ciężko. - Nie to, co ja ze swoimi żylakami. Nie ufam tej dzisiejszej medycynie.

A więc dlatego wciąż je ma.

- Generał Roger Baal? - spytałem.

Spojrzał w górę, na szczyty kasztanowców i olch szumiących w dalekiej części posesji.

- Jeśli składasz wizytę, powinieneś wiedzieć, komu.

Do ogrodu weszła gosposia. Zatrzymała się, widząc naszą grupkę.

- Marita! - krzyknął przez ramię. - Krzesełka dla miłych panów… - zauważył żeński model - i pani. Nieznacznie się ukłonił. Sokolovsky dygnęła. Co on wyprawia? Za chwilę owinie nas wokół palca! Gosposia z przestrachem wbiegła do budynku.

Pewnie spróbuje wezwać pomoc. Zablokuję połączenia - przeczytałem komunikat A

- Chcemy się dowiedzieć, dlaczego wydał pan rozkaz odebrania firmie Novatronics hakerów, którzy zostali wyłuskani z siedziby Binary Digits w Puszczy Peeskiej przez nasz oddział uderzeniowy - zacząłem.

- Uu - pokręcił smalcowatym karkiem. - Dużo mówisz. Za dużo. Już wiem, kim jesteś i po co przyjechałeś. Rozumiesz, co to oznacza w negocjacjach?

Gdybym mógł, ugryzłbym się w język. Nagle jego wzrok stwardniał.

- Chciałbym was uprzedzić - odezwał się cicho, że już nie żyjecie.

Przeszył mnie dreszcz.

- Nagrywamy to spotkanie - odparł Kytes. Starszy człowiek parsknął.

- Nagrywaj, pajacu, co chcesz. - Przyjrzał się krwistoczerwonym różom na klombie i podrapał, w kolano. - Żaden dzie

Zrobił pauzę.

- Pojęli?





Milczeliśmy.

- No to won.

Nie wytrzymałem. Gdy wylądował dziesięć metrów dalej ze zmiażdżoną połową twarzy, zastanawiałem się, czy jeszcze żyje.

- Oż ty… - wyszeptał Kytes.

Zdawało mi się, że słyszę stłumiony okrzyk Marity, która zapewne oglądała całą tę scenę z wnętrza gravilli.

- Ty skurwielu - przyklęknąłem przy cielsku - ty skurwielu jeden, gadaj, bo wyrwę ci gardło.

Naprawdę miałem ochotę sięgnąć pod zwały tłuszczu i ująć w stalowy uścisk jego krtań. Z trudem powstrzymałem sadystyczny odruch. Spojrzał na mnie jak podstarzały byk podczas ostatniej walki na arenie.

- Nie żyjesz, dupku - wycharkotał.

I znowu nie mogłem się pohamować. Szarpnąłem go w górę, chwytając pod galaretowatymi pachami i wyrzuciłem w powietrze (tym razem już go nie biłem. Naprawdę mógłby nie przeżyć). Wygenerował całkiem ładne tsunami, gdy wpadł do basenu. Szkoda, że nie byłem we własnym ciele, chętnie poczuł bym pod stopami chłodną wodę, która wylała się przez krawędzie zbiornika.

- Aniu, pomóż mi! - krzyknąłem.

Podlecieliśmy i wyłowiliśmy płetwala. Ułożony na błękitnych płytkach wyglądał jak nieświeża foka.

- Gadaj - poprosiłem grzecznie.

Woda ściekała po krzaczastych brwiach, mieszając się z bordową posoką. „Patrz, panie, jaka jucha czarna”, przypomniały mi się słowa medyków z historycznych holofilmów. „Gorączka cię trawi. Trza krwi upuścić, bo zatruta!” Ten gość z pewnością wypełnioną jadem miał nie tylko pły

- Firmy produkujące rzeczy… - wycharczał - … te realne… przedmioty… - wziął głębszy astmatyczny oddech - …boją się przemian… tanie gamepille, tanie dibeki, ulepszone łoża. - Zachłysnął się powietrzem. - Nie tylko firmy, ale całe rządy. - Z trudem przełknął. - Maleje siła robocza. Nie ma kim rządzić. Przez te śmierdzące gierki tysiące ludzi straciło pracę. Zamiast zarabiać na emeryturę, wolą udawać, że żyją.

Usiadł. Wielki brzuch przykrył całe uda. - Dalej - rozkazałem.

Spojrzał lękliwie jak kundel bojący się ciosu. Znienawidziłem go za ten prymitywizm. Był jak wąż, który poczuwszy przewagę, natychmiast zacznie kąsać.

- Utrzymujący się trend - podjął - prowadzi do exodusu w gry.

To brzmiało jak cytat z jakiegoś wykładu. Znów zrobił pauzę. Ten cham gra na zwłokę! Pewnie już nadciąga odsiecz! Przełączyłem się na kanał wewnętrzny.

- Aniu, jesteś pewna, że zablokowałaś połączenia?

Wzruszyła ramionami.

- Gosposia nigdzie się nie dodzwoniła, ale może uruchomiliśmy jakieś alarmy.

Psiakrew!

- Prędzej! - szturchnąłem go.

Baal przełknął ślinę.

- Zawiązał się syndykat złożony z najbardziej wpływowych ludzi. Przekupili niektórych hakerów, a ci stworzyli wirusy. Całej akcji nadali kryptonim „Pandora”.

Odetchnął i rozkaszlał się. Umiał wzbudzić poczucie winy. Zatargaliśmy go na leżak. Z zewnątrz wyglądaliśmy pewnie jak rodzina, pochylająca się nad chorym dziadkiem.

- Cel był jeden - kontynuował. - Nakłonić ludzi do życia w realium, spowodować, żeby gry straciły atrakcyjność. Rozpuściliśmy agentów do Brahmy i Wisznu, żeby szerzyli dezinformację: że to niby digineci, niby kościół, a nawet gamedecy.

Przypomniał mi się bystry dziadek z niebezpieczną laską. No jasne. Też agent. Generał rozłożył ręce. - Ot, i cała tajemnica. - Odzyskał rezon, choć pół twarzy i sporą część odzienia przykrywała kleista czerwona maź. Musiał być cholernie odporny na ból. Co się dziwić, stary trep… - Żadne szantaże wam nie pomogą - ostrzegł. - Stoi za mną kilka konsorcjów, które, gdyby mogły, kupiłyby pół Ziemi. Rząd Wolnej Europy, FSA, a nawet Matka Rosja. Na waszym miejscu szykowałbym trumnę. Porwaliście się na Godzillę.

Na co? - spytała A