Страница 3 из 98
Nasz eksperymentalny statek rozwijał jednak przez 5/6 drogi prędkość większą od 60000 km/s. W tych warunkach, zanim aparatura radiolokacyjna zdążyłaby uruchomić akcelerator, wykryty przez nią meteoryt zderzyłby się z naszym statkiem. Stąd w pierwszej połowie drogi, gdy rakieta nasza nabierała nieusta
Z chwilą osiągnięcia połowy drogi i rozpoczęcia hamowania rakieta ochro
Toteż, gdy przebyliśmy szczęśliwie ponad dziewięćdziesiąt pięć procent drogi i statek znalazł się nie tylko pod ochroną strumienia fotonów, ale również akceleratorów badonowych, nikt z nas nie przypuszczał, że może nam zagrażać jakieś niebezpieczeństwo.
Katastrofa nastąpiła zupełnie niespodziewanie przy prędkości 46000 km/s. „Meteoryt” o masie trzydziestu sześciu kilogramów, pędzący wprost na nas, wyparował w strumieniu fotonów niemal doszczętnie. Owo „niemal” zadecydowało. Wystarczyła kilku-miligramowa grudka, aby przy zderzeniu z RER wywołać eksplozję, która rozniosła dosłownie cały silnik fotonowy.
Wszystko to nastąpiło przy czy
Czyżby uderzył w nas pocisk wysłany przez władców układu dwu słońc Tolimana? Nie! Była to nasza własna rakieta Robot I, która blisko cztery lata temu uległa uszkodzeniu w czasie badań gwiazdy Proxima Centauri. Uszkodzenie polegało na tym, że zamiast hamowania robot zwiększył jeszcze bardziej prędkość, a po wyłączeniu fali prowadzącej skierował się ku Układowi Tolimana. Początkowo nie umieliśmy wytłumaczyć przyczyn tego zjawiska, później jednak doszliśmy do wniosku, że widocznie przyciągnęły go sygnały nadawane przez mieszkańców planet tej podwójnej gwiazdy. Aparatura samosterująca musiała ulec rozstrojeniu. Co prawda, nie bardzo zgadzały się nam obliczenia energetyczne — zmiana kierunku była zbyt szybka jak na działanie samego silnika rakiety — ale lepszego wytłumaczenia nie znaleźliśmy.
O zaginionym robocie zresztą prędko zapomnieliśmy w powodzi nowych, coraz to niezwyklejszych wydarzeń. Nikt nie spodziewał się, abyśmy mogli go jeszcze spotkać.
Przyczyny zderzenia były skomplikowane, splot przypadków niezmiernie rzadki. Przede wszystkim tor ruchu Robota I niemal dokładnie pokrywał się z prostą łącząca Proximę z Tolimanem B. Tę samą trasę przemierzał nasz statek z szybkością czterokrotnie większą, przy czym powi
Różnica prędkości wynosiła 34 000 km/s. Również przypadek, ale tym razem szczęśliwy, sprawił, że Robot I wszedł stosunkowo daleko od statku w snop fotonów i zdążył niemal doszczętnie wyparować, zanim nastąpiło zderzenie. Gdyby dotarła do nas grudka materii o masie tylko grama — zagładzie uległaby również płyta ochro
Eksplozja i tak zresztą była potworna. Całkowicie zniszczony został nie tylko silnik fotonowy, ale także wszystkie zewnętrzne zbiorniki ciekłego wodoru służącego jako paliwo jądrowe RER i materia odrzutowa kosmolotu. To one właśnie uchroniły nas od śmierci, pochłaniając w ogromnym stopniu energię wybuchu. Zbiorniki te umieszczone były przez Brabca celowo między silnikiem a kosmolotem, by w razie jakiejś awarii i konieczności niezbyt miękkiego lądowania całego statku spełniać mogły rolę amortyzatora łagodzącego wstrząs.
Znaleźliśmy się w sytuacji tragicznej. Nawet jeśli udałoby się zrekonstruować zbiorniki, nie mamy czym ich napełnić.
Zgodnie z planem kosmolot, po odłączeniu się od fotonowego członu napędowego, miał za trzydzieści sześć dni wejść na orbitę satelitarną drugiej planety Tolimana B. Tymczasem splot przypadków sprawił, że w okolicę tej gwiazdy dotrzemy dziewiętnaście dni wcześniej. Tragicznym zbiegiem okoliczności kosmolot znajdzie się w owej chwili niemal w tym samym miejscu, co… Toliman B. Jak wynika z obliczeń, jego wpływ grawitacyjny wystarczy, aby skazać nas na zagładę.
Dziś rano, po raz chyba trzydziesty, Dean sprawdził swe pomiary i obliczenia. Nie ma żadnej nadziei.
W teleoknach statku czarna noc kosmiczna i gwiazdy. Proxima świeci już czterdzieści razy słabiej niż widoczny tu w jej sąsiedztwie Rigel. Za to dwa słońca Tolimana jaśnieją z każdym dniem coraz potężniejszym blaskiem.
Za pięć tygodni nasz kosmolot miał wylądować na powierzchni planety, która przykuwa wzrok od wielu miesięcy regularnymi błyskami. Czy błyski te przeznaczone są dla nas? Czy jak latarnia morska w dawnych wiekach mają wskazywać nam drogę? Nie wiemy. Jest jednak wielce prawdopodobne, że właśnie na tej błyskającej planecie, nie my już co prawda, ale i
Trudno nie myśleć o śmierci, tak nieoczekiwanej, bezsensownej… Jakie siły rządzą naszymi losami, tak okrutnie naigrawające się z ludzkich dążeń i tęsknot? Wiem, że zderzenie z Robotem I było spowodowane splotem przypadków, a jednak nie mogę oprzeć się irracjonalnemu poczuciu krzywdy, wyrządzonej nie tylko nam sześciorgu, lecz przede wszystkim wielu pokoleniom Celestian, wierzącym, że ich potomkowie ujrzą błękitne niebo Juventy. Dlaczego dano nam szansę ziszczenia legendy, a potem brutalnie odebrano? Czyżby była to jakaś złośliwa zemsta za to, że udało nam się pokonać jeszcze jedną barierę czasu i przestrzeni? Czyja zemsta? Czyżby jakichś demonów kosmosu, dbających o utrzymanie w nim równowagi homeostatycznej? Równowagi między zwycięstwami i klęskami? A może to kara wymierzona nam przez Urpian za wykradzenie im prometejskiego ognia fotonowego?
Jeszcze przed dwoma miesiącami wszystko pozwalało nam wierzyć, że wszechświat otworzył się przed ludźmi, ze czeka na nas ze swym oszałamiającym bogactwem cudów natury. Prace nasze wówczas koncentrowały się wokół pomiarów związanych z doświadczalnym potwierdzeniem przewidywań fizyki teoretycznej, a zwłaszcza nowej interpretacji wzorów, które jeszcze w początkach dwudziestego wieku nakreślił Albert Einstein. Dwa miesiące, a mnie się wydaje, że już minął cały wiek.
Główne nasilenie tych prac nastąpiło w okresie, gdy mijaliśmy Astrobolid w połowie piątego miesiąca podróży. Po raz pierwszy w historii ludzkości mogliśmy przekonać się naocznie, już nie tylko za pomocą przyrządów, o słuszności wniosków wypływających ze szczególnej teorii względności. Siedzieliśmy wówczas przez wiele dni przed ekranem pantoskopu. Gwiaździste niebo jakby skurczyło się i przewęziło w pasie równikowym kuli, której osią jest prosta łącząca Proximę z Tolimanem. Im bliżej płaszczyzny prostopadłej do kierunku ruchu naszego statku, tym przewężenie to jest wyraźniejsze. Nie tylko zresztą odstępy między gwiazdami uległy skróceniu. Gdy przy dużych powiększeniach patrzyliśmy na tarczę Słońca, nie była ona dla nas już kołem, lecz elipsą spłaszczoną zgodnie z kierunkiem toru naszego lotu. Gdy RER rozwijał w połowie drogi prędkość ponad 147 000 km/s względem Słońca — skrócenie relatywistyczne wynosiło ponad dziesięć procent.