Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 2 из 98

Cóż mogę powiedzieć o sobie i mym mężu Deanie? To, że znaleźliśmy się wśród załogi RER, było przede wszystkim zasługą Deana. Zawsze i wszędzie chce być pierwszy, a dla pogłębienia swej wiedzy gotów jest poświęcić wszystko. Tym razem zresztą i ja sama chciałam, abyśmy pierwsi spośród wszystkich uczestników ekspedycji międzygwiezdnej dotarli do planet Tolimana. Powód być może wyda się komuś dziwaczny, ale cóż — pochodzenie nas dwojga też jest dziwaczne.

Dean i ja urodziliśmy się w Celestii, starej, sztucznej planecie, która, pchnięta przez garstkę szaleńców na międzygwiezdne bezdroża, miała szukać przyszłości na Juvencie w układzie gwiazd Tolimana. Planety tej nie widział żaden astronom celestiański. Istniała ona tylko w legendzie, w micie zawartym w świętej księdze Celestii jako raj obiecany sprawiedliwym przez Pana Kosmosu. Do tej planety tęskniły pokolenia Celestian. Legenda o Juvencie — świecie wiecznej młodości — przewijała się przez nasze dziecięce marzenia, zostawiając w pamięci ślad na całe życie.

Któż mógł przypuszczać wówczas, że marzenia te ucieleśnią się w międzygwiezdnym statku Astrobolidzie, który zjawił się niespodziewanie na szlaku samotnej wędrówki naszego zamkniętego świata.[2]

Od tamtych czasów minęło półtora wieku. Dziewięćdziesiąt procent tego czasu wypełnił nam jednak sztuczny sen, zwalniający dziesięciokrotnie proces starzenia się naszych organizmów w okresie lotu Astrobolidu do Alfa Centauri, i lata młodości spędzone w Celestii wydają się nam bardzo niedawną przeszłością. Dlatego właśnie, chociaż ktoś może uznać to za naiwne, zapragnęliśmy spełnić marzenia naszych przodków — wylądować na Juvencie jako pierwsi z ludzi.

Stało się jednak inaczej. Nie staniemy pod niebem Juventy. Przed nami nie legendarny raj, lecz termojądrowe piekło.

O tym, co ma nadejść, wiemy tylko ja i Dean.

To on jako astronom dokonał pomiarów i obliczeń i odkrył straszną prawdę. Przez trzy dni nie zdradził jej przed nikim, chcąc trzymać nas jak najdłużej w nieświadomości. I miał rację. Czy komuś zda się na coś świadomość bezsilności? Czy nie lepiej łudzić się do końca?

Niełatwo jednak pod maską spokoju ukryć strach. Dean nigdy nie należał do ludzi o silnych nerwach. Brak mu opanowania i równowagi duchowej Szu, hartu Zoe czy choćby wrodzonego optymizmu Jara. Zbyt wielki był to ciężar jak na jego siły. Te trzy dni sam na sam z tajemnicą nadchodzącej śmierci doprowadziły go niemal do obłędu.

Zanim powiedział mi o swym odkryciu, czułam, że stało się coś strasznego, że nie chodzi tu o przemęczenie czy chorobę. Widziałam, jak sili się na spokój i uśmiech w czasie każdej rozmowy, ile kosztuje go każda rzeczowa odpowiedź.

Po raz pierwszy zauważyłam zmianę w wyglądzie Deana już następnego dnia po dokonanym przez niego odkryciu. Jaro mówił Szu i Ast o możliwości budowy zastępczego silnika po otrzymaniu instrukcji z Astrobolidu. Wyraz oczu Deana był wówczas jakiś przejmujący i niezrozumiały.

— Po co to wszystko — wymamrotał nie wiadomo do kogo i pośpiesznie wypełznął po ścianie z kabiny mieszkalnej. Podążyłam za nim pytając, co znaczą te słowa. Zmieszał się i odrzekł, iż miał na myśli nową instrukcję dla mikrouniwera. Bardzo mnie zdziwiło to „wyjaśnienie”. Dean uczestniczył we wszystkich naradach i sam zadawał wiele pytań dotyczących naszych technicznych możliwości. Wiedział dobrze, iż eksplozja zniszczyła silnik niemal doszczętnie i że posiadane przez nas instrukcje naprawcze na nic się tu nie zdadzą. Rozproszenie materii, a więc brak tworzywa, wyklucza jakąkolwiek próbę rekonstrukcji. Pozostało tylko znaleźć nową, dostosowaną do obecnych warunków koncepcję techniczną i opracować i

Na powyższe argumenty nie otrzymałam jednak od Deana odpowiedzi. Później spostrzegłam, że tylko z pozoru poświęcał pracy w obserwatorium wiele czasu. W rzeczywistości całymi godzinami tkwił nieruchomo pod pantoskopem, wpatrzony w pomarańczową tarczę Tolimana B. Nie mogłam zrozumieć, co się z nim dzieje. Dlaczego nie pomaga Brabcowi tak jak my wszyscy? Przecież nawet Zoe starała się, w granicach zakreślonych przez jej aparat dermowizyjny, brać jak najczy

Ten stan depresji pogłębiał się u Deana z godziny na godzinę. Na pytania odpowiadał półsłówkami, zapominał o pastylkach odżywczych, a w godzinach snu słyszałam, jak, zawieszony na pasie u ściany, drapie nerwowo chropowatą powierzchnię. Gdy coraz natarczywiej domagałam się od niego wyjaśnień, zaczął mnie unikać.





Czwartej nocy po katastrofie, gdy nie zjawił się w ogóle w kabinie sypialnej, zażądałam od niego kategorycznie, aby powiedział mi otwarcie, co go gnębi. Nie potrzebowałam długo nalegać. Był już w takim stanie rozstroju nerwowego, że czekał tylko na okazję, aby wyznać mi prawdę.

Początkowo nie chciałam mu wierzyć przypuszczając, że wpadł w jakieś chorobliwe maniactwo spowodowane katastrofą RER. Przedstawił mi jednak rzeczowe dowody. Sama sprawdziłam pomiary i obliczenia.

Nie mylił się: siedemnastego dnia po katastrofie nastąpi koniec naszej wyprawy. Za jedenaście dni nasz kosmolot, wraz z resztkami tego, co jeszcze przed tygodniem było fotonowym silnikiem RER, wpadnie w gorejącą otchłań atmosfery Tolimana B.

Czy boję się śmierci? Płyta ochro

Podzielam zdanie Deana, że nie ma sensu wtajemniczać ich w to, co nas czeka za jedenaście dni. Są przekonani, że statek nasz przebiegnie obok Tolimana B w odległości co najmniej kilkunastu milionów kilometrów i że przy odpowiednim manewrowaniu kosmolotem w cieniu tarczy ochro

Czy mamy prawo pozbawić ich złudzeń? Po co? Zbadaliśmy skrupulatnie wszystkie możliwości. Gdyby istniała choć jedna szansa na miliard!

SPLOT PRZYPADKÓW

Kiedy przed siedmiu miesiącami wyruszyliśmy z układu planetarnego Proximy, wydało nam się, że żadne niebezpieczeństwa nie mogą zagrażać RER i jego załodze. Prawdopodobieństwo awarii silnika z przyczyn wewnętrznych było tak niewielkie, że przypadek taki można było uznać z góry za wykluczony.

Wysiłki naszych konstruktorów skoncentrowały się przede wszystkim na stworzeniu skutecznej ochrony przed meteorytami. Chociaż spotkanie z większą grudką materii w przestrzeni międzygwiezdnej jest niezmiernie rzadkim zjawiskiem, ale i to niebezpieczeństwo należało przewidzieć.

Dopóki statki kosmiczne rozwijały prędkości mniejsze od 60 000 km/s, niemal niezawodne zabezpieczenie przed meteorytami stanowiła strefa ochro

2

Dziejom Celestii poświęcona jest powieść K.Borunia i A.Trepki „Zagubiona przyszłość". Przygody załogi Astrobolidu wśród planet gwiazdy Proxima Centauri są treścią powieści "Proxima".