Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 28 из 42



– A co to ma do rzeczy?! A może to szantaż???

– Czarni z tej dzielnicy ubóstwiają mnie, Feathers. Chyba będę musiał się im jakoś za to odwdzięczyć?!

– Czarni ubóstwiają pana?

– Dają mi wody, kiedy mam pragnienie. Ja nawet walę ich kobiety. Czy też usiłuję to robić!

– Wspaniale… wspaniale… odchodzimy od naszego tematu, Chinaski. A teraz do pracy.

Wręczył mi jakiś świstek, zaświadczający, że byłem u niego. Chyba „pogoniłem” mu trochę strachu. Z czarnymi nigdy nie stałem na stopie woje

Feathers, niedługo po naszej rozmowie, odszedł. Nie wiem, gdzie on teraz pracuje. Na pewno nie jest już urzędnikiem Głównego Urzędu Pocztowego.

16

O dziesiątej po południu zadzwonił telefon.

– Pan Chinaski?

Natychmiast rozpoznałem ten kobiecy głos, i uruchomiłem te swoje gierki.

– Mmmmmm – odpowiedziałem.

To była Graves, ten przykład nie adorowanego przeze mnie gatunku kobiety.

– Czy pan spał?

– Tak. Tak, Ale proszę śmiało mówić dalej, pani Graves. Nic nie szkodzi.

Trudno! Skoro się już stało!

– Wszystko zostało właśnie wyjaśnione. Nie mamy do pana żadnych zastrzeżeń.

– Hmmm… hmmmmmm… hmmmmmm.

– Dokładnie za dwa tygodnie jest termin pańskiego egzaminu.

Tabela CP I.

– Co? Chwileczkę!… zaraz?… chwileczkę!!!

– I to wszystko na dzisiaj, panie Chinaski. Życzę przyjemnego dnia.



Odłożyła słuchawkę.

17

Nic i

18

Wkrótce po egzaminie zostałem zaangażowany na stały etat, co oznaczało tylko osiem godzin pracy w nocy, cztery godziny krócej niż bez etatu, oraz płatny urlop i wszystkie święta państwowe. Z dwustu osób starających się o stały etat na poczcie, dotrwało do końca tylko dwóch. Ja byłem jednym z nich.

W pracy poznałem Dawida Janko, młodego białego dwudziestolatka. Błąd polegał na tym, że zacząłem z nim gadać, a tak się jakoś stało, że zahaczyliśmy o muzykę klasyczną. To był jedyny rodzaj muzyki, o którym miałem jako takie pojęcie, przez przypadek, a może nie, bo tylko tego mogłem słuchać, jak rano, po powrocie z pracy, leżałem w wyrze i wlewałem w siebie piwo. A jeśli taka muzyka wypełnia małżowinę uszną o poranku, to nie wiem, co należałoby zrobić, żeby o niej zapomnieć. Ona zostawała na zawsze. Po rozwodzie z Joyce zapakowałem do walizki, i to chyba nie był przypadek, dwa tomy dzieła „Życie kompozytorów dawnych i współczesnych”. Ci mężczyźni cierpieli potwornie przez całe swoje życie, podobnie jak ja, więc cieszyłem się, że mogłem się o tym dowiedzieć, że nie byłem w tym piekle osamotniony, ale na szczęście, na moje szczęście, nie potrafiłem i nie potrafię napisać ani jednej nuty. No, i wtedy zachciało mi się pouczestniczyć w dyskusji. Janko i jakiś drugi wszczęli ordynarną kłótnię w niezwykle subtelnym temacie muzycznym, postanowiłem więc, całkiem spontanicznie, załagodzić spór, podając dokładną datę urodzin Beethovena, pierwszego wykonania jego III Symfonii i szkicując mały esej (chyba tak trochę po łebkach) o relacjach krytyków na to dzieło. Tego biedny Janko nie mógł strawić! Zaczął mnie uważać za wykształconego, kulturalnego człowieka. Siedząc obok mnie na taborecie oskarżał się i lamentował nad swoją kulturalną nędzą, która, siedząc gdzieś tam głęboko w jego duszy, miała siać tam prawic morowe spustoszenie. Mówił o tym potwornie głośno, bardzo chciał być słyszany, i to przez wszystkich. Sortowałem przesyłki i musiałem słuchać i słuchać, i słuchać! Prawie bez końca! Coraz częściej łapałem się na tym, że wysilałem łeb do granic jego skromnych możliwości, poszukując metody ukrócenia tego potoku tematów i wątków albo jak zmusić tego biednego szczeniaka, żeby odkrył urok i powaby ciszy i błogiego spokoju – tym bardziej, że wychodziłem z nocnej szychty z cholernym bólem głowy, a dochodziłem do domu w połowie chory. Jak nie więcej! On mnie zabijał tym swoim głosem.

19

Pracę zaczynałem o 18.10, a Janko o 23.36 – czyli dobrze nie było, ale mogłoby być dużo gorzej. A ponieważ o 22.06 miałem półgodzi

Zawsze witał mnie wrzaskiem:

– HEJ! HANK! CZŁOWIEKU, CO ZA RURA PODSTAWIAŁA MI SIĘ DZISIAJ!!!

On nie mówił. On krzyczał albo darł się. I to przez osiem godzin pracy na nocnej zmianie.

– BOŻE! – WGRYZAŁA SIĘ WE MNIE!!! MÓWIĘ CI, MŁODE TO, I TAK JUŻ DOŚWIADCZONE!!! ODJAZD TOTALNY!!!

A potem zapalał papierosa i wtykał mi go w usta. Spowiadał się ze wszystkich detali i szczegółów. Wszystkie wymyślone! A ja musiałem tego słuchać.

– WIESZ, MUSIAŁEM WYJŚĆ Z DOMU, WIESZ! TYLKO PO CHLEB… ROZUMIESZ!!!…

Dowiadywałem się, co powiedziała ona, i dlaczego tak, co on jej/odpowiedział, i dlaczego nie inaczej, co robili, a czego zaniechali, i dlaczego zaniechali…

Przegłosowano, że nieetatowi pracownicy pomocniczy mieli otrzymywać za każdą nadliczbową godzinę dodatek w wysokości pięćdziesięciu procent ich wynagrodzenia zasadniczego.

Nasi bossowie poradzili sobie z tym znakomicie, obciążając dodatkową pracą etatowych. Osiem albo dziesięć minut przed końcem pracy, około 2.48 nad ranem, rozlegał się komunikat z głośnika:

„Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli o godzinie 18.18. pracują dzisiaj jedną godzinę dłużej”.

Janko piał z radości, przysuwał się do mnie bliżej i sączył mi dalej te swoje „trucizny”.

Prawie godzinę później, po dziewiątej godzinie pracy, ciepły głos z głośnika komunikował:

„Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli pracę o godzinie 18.18, pracują dziś dłużej o dwie godziny”.