Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 44 из 47

— Pra što ž nam havaryć, kali ty nie chočaš havaryć pra Ziamlu? — spytaŭsia ja, kali Chery patušyła sviatło.

— Ci ažaniŭsia b ty, kali b mianie nie było?

— Nie.

— Nikoli?

— Nikoli.

— Čamu?

— Nie viedaju. Dziesiać hadoŭ ja pražyŭ adzin i nie žaniŭsia. Nie budziem pra heta, kachanaja…

U hałavie šumieła, nibyta ja vypiŭ butelku vina.

— Nie, davaj pahavorym, davaj. A kali b ja ciabie paprasiła?

— Kab ja ažaniŭsia? Hłupstva, Chery. Mnie nichto nie patrebien, mnie patrebna tolki ty.

Chery schiliłasia nada mnoj. Ja adčuvaŭ jaje dycha

— Skažy pra heta inakš.

— Ja kachaju ciabie.

Jana ŭtknułasia hałavoj u majo plačo, ja adčuŭ, jak dryžać jaje viejki, Chery płakała.

— Chery, što z taboj?

— Ničoha. Ničoha. Ničoha, — paŭtarała jana štoraz cišej.

Ja sprabavaŭ raspluščyć vočy, ale jany sami zapluščvalisia. Nie viedaju, kali ja zasnuŭ.

Mianie razbudziła čyrvonaje sviatło. Hałava była jak ałavianaja, šyja nie hnułasia, byccam usie kosci zraslisia ŭ adnu. U rocie zasmiahła, ja nie moh varušyć jazykom. Mo ja atruciŭsia niečym, padumaŭ ja, z ciažkasciu padymajučy hałavu. Ja praciahnuŭ ruku ŭ napramku Chery i natknuŭsia na chałodnuju prascinu.

Ja ŭschapiŭsia.

Łožak byŭ pusty, u pakoi — nikoha. Sonca čyrvonymi dyskami adlustroŭvałasia ŭ škle. Ja ŭstaŭ. Vyhlad u mianie byŭ, vidać, smiešny, ja chistaŭsia, jak pjany. Chapajučysia za meblu, ja daškandybaŭ da šafy, u dušavoj — nikoha. U kalidory taksama. U łabaratoryi — nikoha.

— Chery!!! — zakryčaŭ ja pasiarod kalidora, niaŭkludna razmachvajučy rukami. Chery… — prachrypieŭ ja jašče raz, pra ŭsio ŭžo zdahadaŭšysia.

Nie pomniu, što adbyvałasia pasla. Zdajecca, ja biehaŭ pa ŭsioj Stancyi nie apranuty, zahladvaŭ navat u trum, pasla ŭ nižni skład i biŭ kułakami ŭ začynienyja dzviery. Mahčyma, ja byŭ tam niekalki razoŭ. Trapy až zvinieli, ja padaŭ, padymaŭsia, znoŭ niekudy imčaŭsia, dabraŭsia navat da prazrystaj aharodžy, za jakoj było vyjscie vonki — padvojnyja braniravanyja dzviery. Ja šturchaŭ ich z usioj siły i maliŭ, kab heta byŭ son. Niechta pobač sa mnoj tros mianie, niekudy ciahnuŭ. Pasla ja apynuŭsia ŭ małoj łabaratoryi. Na mnie była mokraja chałodnaja saročka, vałasy zliplisia. Nozdry i jazyk abpalvaŭ spirt. Ja napaŭlažaŭ, ciažka dychajučy, na niečym mietaličnym, a Snaŭt u svaich brudnych šaračkovych štanach vaziŭsia kala šafki z lekami, pieravaročvajučy tam niešta; instrumienty i škło strašna hrymieli.

Raptam ja ŭbačyŭ Snaŭta kala siabie; jon, nachiliŭšysia, uvažliva zaziraŭ mnie ŭ vočy.

— Dzie jana?

— Jaje niama.

— Ale… ale Chery…

— Niama bolš Chery, — pavoli i vyrazna pramoviŭ jon, nahnuŭšysia jašče nižej da majho tvaru, byccam jon udaryŭ mianie, a zaraz chacieŭ pahladzieć, što z hetaha atrymałasia.

— Jana vierniecca, — prašaptaŭ ja, zapluščvajučy vočy.

I ŭpieršyniu ja ničoha nie bajaŭsia, nie bajaŭsia pryvidnaha viarta

— Vypi.

Snaŭt padaŭ mnie šklanku z ciopłaj vadkasciu. Ja pahladzieŭ na vadkasć i raptam plochnuŭ jaje jamu ŭ tvar. Jon adstupiŭsia, vycirajučy vočy; ja padskočyŭ da jaho. Jon byŭ taki maleńki!

— Heta ty?!

— Pra što ty havoryš?

— Nie chłusi, sam viedaješ, pra što. Ty razmaŭlaŭ z joj minułaj nočču? I zahadaŭ joj dać mnie snatvornaje, kab… Što ty z joju zrabiŭ? Kažy!!!

Snaŭt pašukaŭ niešta ŭ nahrudnaj kišeni, dastaŭ zmiatuju kapertu. Ja vychapiŭ jaje. Kaperta była zaklejena, nie padpisana. Ja raskleiŭ jaje. Vyniaŭ składzieny ŭ čatyry stołki listok. Bujny, krychu dziciačy počyrk, niaroŭnyja radki. Ja paznaŭ jaho.

„Kachany, ja sama paprasiła jaho. Jon dobry. Strašna, što mnie daviałosia padmanuć ciabie, nielha było inakš. Ty možaš zrabić dla mianie tolki adno słuchaj jaho i šanuj siabie. Ty cudoŭny”.

Unizie stajała adno zakreslenaje słova, ja zdoleŭ pračytać jaho: „Chery”. Jana napisała, pasla zamazała; była jašče adna litara — ci to X, ci to K — nie razabrać. Ja pračytaŭ adzin raz, druhi. Jašče raz. Ja pracvieraziŭsia ŭžo, nie moh ni kryčać, ni stahnać.

— Jak? — prašaptaŭ ja. — Jak?

— Pasla, Kielvin. Trymajsia.

— Ja trymajusia. Kažy! Jak?

— Anihilacyja.

— Jak? Heta ž aparat?.. — vyrvałasia ŭ mianie.

— Aparat Roša nie prydatny. Sartoryus zmajstravaŭ inšy, spiecyjalny destabilizatar. Mały. Radyus dzieja

— Što z joj?..

— Jana znikła. Uspyška i pavietranaja chvala. Słabaja chvala — i ŭsio.

— Kažaš, mały radyus dzieja

— Tak. Na bolšy nie było materyjału.





Scieny raptam pačali padać na mianie. Ja zapluščyŭ vočy.

— Božuchna… jana… vierniecca, praŭda, vierniecca…

— Nie.

— Čamu?

— Nie vierniecca, Kielvin. Ty pamiataješ pienu, što ŭzdymajecca? Pasla hetaha jany nie viartajucca.

— Nikoli?

— Nikoli.

— Ty zabiŭ jaje, — cicha pramoviŭ ja.

— Tak. A ty chiba nie zrabiŭ by hetaha? Na maim miescy?

Ja ŭskočyŭ i pačaŭ biehać ad sciany da kuta i nazad. Dzieviać krokaŭ. Pavarot. Dzieviać krokaŭ. Ja spyniŭsia pierad Snaŭtam.

— Pasłuchaj, davaj padadzim rapart. Zapatrabujem pramoj suviazi z Savietam. Heta možna zrabić. Jany pahodziacca. Pavi

— Ty chočaš jaho zniščyć? — spytaŭsia Snaŭt. — Navošta?

— Idzi! Pakiń mianie!

— Nie pajdu.

— Snaŭt!

Ja paziraŭ jamu ŭ vočy. Jon admoŭna pakruciŭ hałavoj.

— Čaho ty chočaš? Čaho ty ad mianie dabivaješsia?

Snaŭt padyšoŭ da stała.

— Dobra. Padadzim rapart.

Ja adviarnuŭsia i znoŭ zamitusiŭsia pa pakoi.

— Siadaj.

— Adčapisia.

— Iosć dva pyta

— I pra heta treba havaryć mienavita ciapier?

— Tak, ciapier.

— Nie chaču. Razumieješ? Heta mianie nie datyčyć!

— Apošni raz my pasłali paviedamle

— Ty zmoŭknieš? — Ja schapiŭ jaho za ruku.

— Bi mianie, kali chočaš, ale ja ŭsio adno nie zmoŭknu.

Ja vypusciŭ jaho ruku.

— Rabi što chočaš.

— Razumieješ, Sartoryus pasprabuje schavać peŭnyja fakty. Ja amal upeŭnieny ŭ hetym.

— A ty nie budzieš?

— Nie. Zaraz nie. Heta nie tolki naša sprava. Ty ž razumieješ, pra što havorka. Akijan vyjaviŭ zdolnasć da razumnych dzieja

— Dobra, — pačaŭ ja. — Čamu ty zamoŭk? Akijan pravioŭ na nas sieryju… sieryju dosledaŭ. Psichičnaja vivisiekcyja. Zasnavanaja na viedach, ukradzienych u nas. Jon nie ŭličyŭ toje, da čaho my imkniomsia.

— Kielvin, heta ŭžo nie fakty, navat nie vyvady. Heta hipotezy. U peŭnym sensie jon ličyŭsia z tym, čaho chacieła niejkaja abmiežavanaja, hłyboka schavanaja častka našaj sviadomasci. Heta moh być — padarunak…

— Padarunak! Boža moj!

Ja zasmiajaŭsia.

— Pierastań! — kryknuŭ Snaŭt, chapajučy mianie za ruku.

Ja scisnuŭ jamu palcy. Ja sciskaŭ ich usio macniej i macniej, až pakul nie chrusnuli sustavy. Snaŭt spakojna, prymružvajučy vočy, paziraŭ na mianie. Ja adpusciŭ ruku i adyšoŭsia ŭ kut. Stojačy tvaram da sciany, ja pramoviŭ:

— Pastarajusia biez isteryki.

— Drobiaź. Što my budziem patrabavać?

— Kažy ty. Ja nie maju siły. Jana skazała što-niebudź pierad tym, jak?..

— Nie. Ničoha. Ja liču, što zaraz zjaviŭsia šanc…

— Šanc? Jaki šanc? Jaki?.. A-a… — pramoviŭ ja cišej, pazirajučy jamu ŭ vočy, i raptam usio zrazumieŭ. — Kantakt? Znoŭ Kantakt? Nam usio mała? I ty, ty sam, i ŭvieś hety varjacki dom… Kantakt? Nie, nie, nie. Biez mianie.