Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 2 из 47

— Ja — Stancyja Salarys. Nul-nul. Pasadka zakončana. Kaniec, — pačuŭ ja niežyvy hołas robata.

Abiedzviuma rukami (ia adčuvaŭ niezrazumieły cisk na hrudzi, u žyvacie byŭ niepryjemny ciažar) paciahnuŭ na siabie ručki, što znachodzilisia na ŭzroŭni plačej, i razłučyŭ kantakty. Zasviaciŭsia zialony nadpis „ZIAMLA”, i sciana kapsuły adčyniłasia; pnieŭmatyčnaje łoža šturchanuła mianie ŭ spinu tak, što ja musiŭ zrabić krok napierad, kab nie ŭpasci.

Z cichim sykam, padobnym na samotny ŭzdych, pavietra vyjšła sa skafandra. Ja byŭ volny.

Ja stajaŭ pad vysokaj, jak sklapie

— Snaŭt… — šapnuŭ ja.

Ion zdryhanuŭsia jak ad udaru. Pazirajučy na mianie z nievykaznaj ahidaj, jon prachrypieŭ:

— Ja nie viedaju ciabie, ja nie viedaju ciabie, što ty chočaš?..

Razlitaja vadkasć chutka vyparyłasia. Zapachła ałkaholem. Snaŭt piŭ. Jon byŭ pjany? Ale čaho jon tak baicca? Ja pa-raniejšamu stajaŭ pasiarod kabiny. Kaleni maje dryžali, a vušy byli niby zatknutyja vataj. Padłoha chistałasia pad nahami. Za vypukłaj šybaj akna mierna kałychaŭsia Akijan. Snaŭt nie spuskaŭ z mianie nalitych kryvioju vačej. Strach znikaŭ z jaho tvaru, ale nie znikała nievierahodnaja ahida da mianie.

— Što z taboj?.. — spytaŭsia ja cicha. — Ty chvory?

— Ty turbuješsia?.. — hłucha skazaŭ jon. — Aha. Ty budzieš turbavacca, praŭda? Ale čamu pra mianie? Ja nie viedaju ciabie.

— Dzie Hibaryjan? — spytaŭsia ja.

Na siekundu jon pierastaŭ dychać, jaho vočy znoŭku stali šklanymi, štości ŭ ich uspychnuła i patuchła.

— Hi… Hiba… — vycisnuŭ jon. — Nie! Nie!!!

Snaŭt zatrossia ad biazhučnaha, idyjockaha smiechu, jaki raptoŭna ž i spyniŭsia.

— Ty pryjšoŭ da Hibaryjana?.. — pramoviŭ jon amal spakojna. — Da Hibaryjana? Što ty chočaš z im zrabić?

Ion paziraŭ na mianie tak, niby ja adrazu pierastaŭ ujaŭlać dla jaho niebiaspieku; u jaho słovach, a chutčej u ich tonie hučała nievynosnaja ahida.

— Što ty kažaš… — vycisnuŭ ja, ahłušany. — Dzie jon?

Snaŭt asłupianieŭ.

— Ty nie viedaješ?..

Ion pjany, padumaŭ ja. Pjany da nieprytomnasci. Ja razzłavaŭsia. Viadoma, ja musiŭ by pajsci, ale majo ciarpie

— Apamiatajsia! — vyhuknuŭ ja. — Adkul ja mahu viedać, dzie jon, kali ja tolki što prylacieŭ! Što z taboj robicca, Snaŭt!!!





U jaho advisła skivica. Na chvilinu jon znoŭ pierastaŭ dychać, ale niejak inakš, čym pieršy raz, raptoŭny blask zjaviŭsia ŭ jaho ŭ vačach. Dryhotkimi rukami jon schapiŭsia za poručni kresła i ŭstaŭ z takoj ciažkasciu, što až zatraščali sustavy.

— Što? — pramoviŭ jon amal cviaroza. — Prylacieŭ? Adkul prylacieŭ?

— Z Ziamli, — adkazaŭ ja sa złosciu. — Ty mo čuŭ pra jaje? Ale mnie zdajecca, što nie čuŭ!

— Z Zia… o, nieba… Dyk ty — Kielvin?!

— Aha. Čaho ty tak paziraješ? Što tut dziŭnaha?

— Ničoha, — pramoviŭ jon, časta pluskajučy vačyma. — Ničoha.

Snaŭt pačuchaŭ łob.

— Prabač, Kielvin, heta tak, viedaješ, prosta tuman niejki. Ja nie čakaŭ…

— Jak nie čakaŭ? Vy ž atrymali paviedamle

— Tak. Tak… viadoma, tolki bačyš, tut panuje hetki raschejdus.

— Badaj što tak, — adkazaŭ ja sucha. — Ciažka hetaha nie zaŭvažyć.

Snaŭt abyšoŭ vakol mianie, byccam praviaraŭ, jak vyhladaje moj skafandr, sama zvyčajny na sviecie skafandr — sa šłanhami i pravadami na hrudziach. Niekalki razoŭ kašlanuŭ. Datknuŭsia da vostraha nosa.

— Mo chočaš pamycca?.. Heta ciabie ŭzbadzioryć. Błakitnyja dzviery na supraćlehłym baku.

— Dziakuju. Ja viedaju, dzie što na Stancyi.

— Ty mo hałodny?..

— Nie. Dzie Hibaryjan?

Snaŭt padyšoŭ da akna, prapusciŭšy mima vušej majo pyta

— Pasłuchaj… — niespadziavana azvaŭsia Snaŭt, — časova tolki ja… — Jon paviarnuŭsia. Niervova paciraŭ ruki. — Ty musiš zadavalniacca tolki maim tavarystvam. Pakul što. Nazyvaj mianie Myšaniom. Ty viedaješ mianie tolki pa fotazdymku, ale heta nie važna, mianie ŭsie tak zavuć. Pryznajusia, što ad hetaha niama rady. Prydumka baćkoŭ, jakija zachaplalisia kasmičnymi spravami, taksama nie lepšaja, zrešty, i Myšania hučyć nie nadta…[1]

1

Havorka pra imia Snaŭt — ad anhl. snout: sapło.(Tut i dalej zaŭvahi pierakładnika.)