Страница 13 из 46
Rozdział 33
Kiedy rano wychodziłem od Ja
Wszedłem do sali szpitalnej, żonglując gorącym pudełkiem. Doktor Petito nie pozwolił Ja
– Dostawa! – zawołałem.
– Hurra! Hurra! – krzyknęła z łóżka. – Uratowałeś mnie przed tym okropnym, wstrętnym jedzeniem szpitalnym. Dzięki, tato. Jesteś super.
Wyglądała na zdrową dziewczynkę, która nie musi tu leżeć. Żałowałem, że tak nie jest. Miałem już trochę informacji o jej zabiegu. Przygotowania i sama operacja zajmą od ośmiu do dziesięciu godzin. Chirurg rozetnie guz i weźmie wycinek do biopsji. Przez ten czas stabilny stan Ja
– Chciałaś z oliwkami i anchois, zgadza się? – zapytałem, po czym otworzyłem pudełko z pizzą.
Spojrzała na mnie złym wzrokiem. Z pewnością nauczyła się tego od swojej prababci.
– Błąd, panie dostawco. Jeśli na tej pizzy są jakieś paskudne anchois, niech pan ją lepiej zabiera z powrotem.
– Tylko się z tobą drażni – uspokoiła babcia i też posłała mi niedobre spojrzenie, trochę jednak łagodniejsze.
Ja
– Wiem. Ja też się z nim drażnię. It’s our thing, doo, doo. Do what you wa
– Ja tam lubię anchois – wtrącił się z przekory Damon. – Są prawdziwie słone.
Ja
– Sam będziesz anchois w następnym życiu.
Śmialiśmy się jak zawsze i wcinaliśmy pizzę z podwójnym serem, popijając mlekiem. Opowiadaliśmy sobie, jak nam minął dzień. W centrum uwagi była oczywiście Ja
– Będę lekarką – ogłosiła. – To już postanowione. Pewnie pójdę na uniwerek Johnsa Hopkinsa, jak tata.
Około ósmej babcia i Damon zaczęli się zbierać. Siedzieli w szpitalu od trzeciej; przyszli, jak tylko Damon wrócił ze szkoły.
– Tata jeszcze zostaje – obwieściła Ja
Wyciągnęła ręce do babci, żeby ją uściskać. Obejmowały się dłuższą chwilę. Babcia szepnęła jej coś do ucha, a Ja
Potem przywołała do łóżka Damona.
– Przytul mnie mocno i pocałuj – rozkazała.
Babcia i Damon machali jej na pożegnanie, uśmiechali się i powtarzali „cześć, trzymaj się, do jutra”. Na policzkach Ja
– To mi się naprawdę podoba – oznajmiła. – Wiecie, to, że jestem w centrum uwagi. I nie martwcie się, zostanę lekarką. Właściwie od dziś możecie do mnie mówić „doktor Ja
– Dobranoc, doktor Ja
– Cześć – rzucił Damon, ruszył do wyjścia, po czym nagle odwrócił się. – Aha, „doktor Ja
Zostaliśmy sami. Milczeliśmy przez chwilę. Podszedłem i objąłem Ja
Ze zdziwieniem spostrzegłem w pewnej chwili, że znów zasnęła w moich ramionach. Właśnie wtedy po policzkach zaczęły mi spływać łzy.
Rozdział 34
Pozostałem w szpitalu całą noc. Byłem przygnębiony i pełen obaw. Niewiele spałem. Trochę myślałem o napadach na banki, po prostu żeby zająć umysł czymś i
Rozmyślałem też o Christine. Kochałem ją i nic nie mogłem na to poradzić. Ale najwyraźniej podjęła już decyzję, co z nami będzie. Nie miałem na to wpływu. Nie chciała żyć z detektywem z wydziału zabójstw, a ja zapewne nie potrafiłbym być nikim i
Obudziliśmy się z Ja
Ja
– Nie martw się, tato – powiedziała. – Zobaczę jeszcze wiele pięknych poranków. Choć, prawdę mówiąc, trochę się boję.
– To dobrze, że zawsze mówimy sobie prawdę – odrzekłem. – Tak powi
– Okay, więc bardzo się boję – przyznała cicho.
– Ja też, malutka.
Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy na wspaniałe, pomarańczowo-czerwone słońce. Całą siłą woli starałem się nie załamać. Zaczęło mnie ściskać w gardle, więc udałem, że ziewam, choć wiedziałem, że nie oszukam Ja
– Co będzie dziś rano? – zapytała w końcu szeptem.
– Reszta badań przedoperacyjnych. Może znów pobiorą ci krew?
– Wiesz, że ci ludzie tutaj to wampiry? Dlatego chciałam, żebyś został na noc.
– I słusznie – pochwaliłem ją. – Odparłem kilka ataków, ale wolałem cię nie budzić. Pewnie ogolą ci łepek.
– O, nie! – krzyknęła i złapała się za głowę.
– Tylko troszkę. Z tyłu. Będziesz wyglądała odjazdowo.
Była przerażona.
– Tak?! To może ty też wygolisz sobie tył głowy? Oboje będziemy wyglądali odjazdowo.
Wyszczerzyłem zęby.
– Jeśli chcesz, proszę bardzo.
Wszedł doktor Petito i usłyszał, jak się rozweselamy wzajemnie.
– Jesteś pierwsza na liście – powiedział z uśmiechem do Ja
Wypięła dumnie pierś.
– Widzisz, tato? Jestem numer jeden.
Zabrali mi Ja
Rozdział 35
Miałem w pamięci scenę, jak Ja
Sampson zabrał babcię i Damona do stołówki na śniadanie. Ja nie ruszałem się z miejsca. Nie miałem żadnych wiadomości o Ja
Kilka minut po piątej do poczekalni wszedł doktor Petito. Zobaczyłem go, zanim nas zauważył. Zrobiło mi się słabo. Poczułem, jak wali mi serce. Nie mogłem z jego twarzy wyczytać niczego poza tym, że jest zmęczony. W końcu nas dostrzegł, skinął ręką i podszedł.
Uśmiechnął się. Odetchnąłem z ulgą.
– W porządku. Udało się – powiedział. Uścisnął ręce kolejno: mnie, potem babci, potem Damonowi. – Możemy sobie pogratulować.
– Dziękuję – szepnąłem. – Za wszystko, co pan zrobił.
Piętnaście minut później pozwolono nam wejść do sali pooperacyjnej. Poczułem się nagle swobodnie i wspaniale.
Ja
Wziąłem ją za rękę. Babcia za drugą. Nasza mała dziewczynka uratowana. Udało się.
– Czuję się, jakbym za życia poszła do nieba – powiedziała do mnie babcia i uśmiechnęła się. – A ty?
Po około dwudziestu pięciu minutach Ja
– Boli cię głowa? – zapytał.
– Chyba tak – odrzekła Ja
Nagle spojrzała na mnie i babcię. Najpierw zmrużyła, potem wytrzeszczyła oczy. Najwyraźniej jeszcze całkiem nie oprzytomniała.
– Cześć tato, cześć babciu – powiedziała w końcu. – Wiedziałam, że też będziecie w niebie.