Страница 54 из 58
– Daisy, zostań i pilnuj.
Suka usiadła pod drzewem i wbiła oczy w mrok.
Holly zatrzymała się na wysokości siedmiu metrów. Miała stąd dobry widok na jadalnię. W przestro
– Harry.
– Żadnych transmisji, z wyjątkiem planowych – upomniał ją z irytacją w głosie.
– Posłuchaj, pilna sprawa.
– Mów.
– W budynku klubu trwa przyjęcie. Jest tam ze trzysta osób. Zrozumiałeś?
Harry trzasnął pięścią w stół.
– Cholera jasna, mamy kłopoty!
– O czym ona mówiła? – zapytał Jackson.
– Klub! Wszyscy są w pieprzonym klubie. Nasi ludzie uderzą na puste domy!
– Nie możesz zmienić rozkazów?
– Chyba nie mam wyboru. – Harry spojrzał na listy zespołów. Przycisnął klawisz nadawania. – Uwaga wszystkie oddziały. Nagła zmiana planów. Zespoły pierwszy, drugi i trzeci kontynuować plan i wypełnić zadania. Wszystkie i
– Zespół czwarty, rozumiem – powiedziała Holly. Odwróciła się do agentów. – Nowe zadanie, chłopaki. Zdejmujemy ochronę klubu, potem wchodzimy na rozkaz Harry’ego. I pamiętajcie, w budynku będzie pełno personelu.
Harry znów wcisnął klawisz nadawania.
– Uważać na personel. Prawdopodobnie wszyscy są uzbrojeni.
Furgon dotarł do zaciemnionej wioski.
– Czwarty albo piąty budynek po prawej – poinformowała Holly kierowcę. – Zwolnij… stój!
Wyskoczyła z kabiny i pobiegła do otwartych drzwi posterunku ochrony.
– Daisy! Ze mną! – Skręciła z korytarza do dużego pokoju z rzędem radionadajników pod ścianą. Ze wszystkich dobiegał przeraźliwy skrzek. Umundurowany mężczyzna próbował skorzystać z telefonu.
– Nie ruszać się! Policja i FBI! – wrzasnęła.
Mężczyzna poderwał się, wyrzucając ręce w powietrze. Jeden z agentów wyrwał mu pistolet zza pasa i zaczął zakładać mu kajdanki.
– Jeszcze nie! – Holly złapała ochroniarza za kołnierz i przyciągnęła go do wielkiej ście
Popatrzył na nią jak na wariatkę.
– A bo co?
Ktoś walnął go w tył głowy.
– Jak odzywasz się do kobiety?
– Gdzie mieszka Barney Noble? – powtórzyła.
Wskazał dom nieopodal służbowej bramy.
– Tutaj.
– Przykujcie go do czegoś i za mną – rozkazała Holly. Złapała radio. – Pięć – zameldowała. – Zespół cztery do budynku klubu. – Pobiegła do furgonu.
59
Harry Crisp poderwał się od stołu.
– Jest pięć! – ryknął. – Zabezpieczyliśmy wszystkie główne obiekty, teraz zajmijmy się budynkiem klubu. – Złapał radiotelefon i popędził do samochodu.
Furgon opuścił wioskę. Teraz jechali wzdłuż pola golfowego.
– Zatrzymaj się – rozkazała Holly. – Stąd pójdziemy pieszo.
Wysiadła, zabierając Daisy na krótkiej smyczy, i cicho zamknęła drzwi.
– Słuchajcie – powiedziała do swoich ludzi. – Tego nie było w planach, ale musimy oskrzydlić klub. Nasze zadanie polega na wyłapaniu ludzi ochrony na zewnątrz budynku bez zaalarmowania tych wewnątrz. – Podzieliła grupę na dwa zespoły. – Bill, twój zespół pójdzie zgodnie z ruchem wskazówek zegara, tam może być dodatkowa ochrona. Wszystkich kneblujcie. Reszta pójdzie ze mną, w przeciwnym kierunku. Spotkamy się po drugiej stronie budynku. Kiedy dostaniemy rozkaz wkroczenia, wejdziemy przez tylne drzwi. Musimy się liczyć ze zbrojnym oporem. W środku zastaniemy więcej osób, niż będziemy mogli skuć. Najpierw zajmijcie się personelem, a potem mężczyznami. Kobiety zostawcie na koniec. Ruszamy!
Pobiegła truchtem w stronę budynku klubu, z Daisy u boku. Dotarła do drzwi sklepu ze sprzętem sportowym. Stał tam mężczyzna z kompletem kluczy. Holly pozwoliła mu otworzyć drzwi, potem wyjęła pałkę i z całej siły rąbnęła go w kark. Mężczyzna jęknął cicho i osunął się na ziemię. Jeden z jej ludzi skrępował mu ręce, zakneblował go i ruszył dalej. Zbliżali się do końca budynku, gdy Holly zobaczyła następnego mężczyznę. On dostrzegł ją w tej samej chwili. Podniosła pistolet i syknęła:
– Stać!
Mężczyzna sięgnął pod połę marynarki, więc pociągnęła za spust. Upadł, jego pistolet uderzył w ścianę budynku.
Holly podbiegła do niego. Miał szeroko otwarte, wytrzeszczone oczy i oddychał chrapliwie. Po chwili znieruchomiał.
– Pierwszy raz – szepnęła, a potem zwróciła się do agentów: – Nie trzeba go wiązać ani kneblować.
Pobiegła dalej w rytm dudniącej muzyki.
Przypadła do ściany i wyjrzała zza rogu. Dwadzieścia metrów od drzwi kuche
– Nie ruszać się! – rozkazała.
Agenci stanęli za nią, z bronią gotową do strzału. Mężczyźni popatrzyli na nich. Jeden poderwał ręce w powietrze, drugi skoczył do drzwi kuchni.
– Daisy! – Holly wskazała uciekającego. – Zatrzymaj go!
Daisy popędziła jak strzała. Dwa metry przed drzwiami dopadła mężczyznę. Wbiła mu zęby w łydkę, przewróciła na ziemię i stanęła nad nim, warcząc głucho. Mężczyzna nawet nie drgnął.
Holly skuła drugiego kucharza, potem podeszła do leżącego.
– Ten pies mnie ugryzł! – poskarżył się.
– Zamknij się, bo każę jej odgryźć ci głowę! – burknęła. Skuła go i zakneblowała. Kiedy skończyła, przybyła reszta zespołu, wlokąc trzech związanych i zakneblowanych ludzi.
– Czysto – zameldował jeden z agentów.
Holly włączyła radio.
– Zespół czwarty, zadanie wykonane. Jesteśmy przy drzwiach kuche
Harry odebrał przekaz.
– Wszystkie zespoły do budynku klubu. Obsadzić wejścia i czekać na dalsze rozkazy. – Odwrócił się do Jacksona. – Ile czasu zostało?
– Może pół minuty. Patrz na główną bramę.
Furgon minął bramę i ruszył w stronę budynku klubu.
– Cały oświetlony – powiedział Jackson.
– Zostaniesz w furgonie, słyszysz? – polecił Harry. – Nie masz broni, jesteś tu nieoficjalnie i ta kamizelka nie wystarczy, żeby cię ochronić. Nie wychodź, dopóki cię nie zawołam!
– W porządku.
Holly stanęła w drzwiach i zajrzała do kuchni. Kucharze i pomywacze uwijali się jak w ukropie. Podniosła radio do ucha.
– Zespół czwarty – usłyszała głos Hary’ego – weźcie kuchnię, ale nie idźcie dalej. Potwierdzić wykonanie zadania.
– Idziemy – rozkazała Holly.
Wpadli do kuchni z bronią gotową do strzału. Kucharze i ich pomocnicy zamarli. Nagle otworzyły się wewnętrzne drzwi i wszedł kelner, z tacą brudnych talerzy.
Holly wycelowała w niego.
– Nie ruszać się! Uwaga, jest uzbrojony!
Jeden z agentów wyszarpnął pistolet z podramie
– Wszyscy na podłogę – zawołała Holly. – Wskazała na drzwi prowadzące do jadalni. – Wy dwaj, tam. Zajmijcie się każdym, kto tu wejdzie.
Znów podniosła radiotelefon do ucha. Kolejne zespoły zgłaszały, że są na wyznaczonych pozycjach.
Rozbrzmiał głos Harry’ego Crispa.
– Wszystkie zespoły! Ruszać!
– Daisy! Pilnuj! – Holly popatrzyła na ludzi rozpłaszczonych na podłodze. – Pies zabije każdego, kto się poruszy!