Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 88 из 90

Ellis kucnął na podłodze obok Jane pomiędzy ławką a fotelem pilota.

Za nimi wsiadł do maszyny Anatolij z żołnierzem. Powiedział coś do żołnierza wskazując przy tym na Ellisa. Jane nie słyszała, co mówi, ale z reakcji żołnierza wynikało jasno, że kazano mu pilnować Ellisa: ściągnął karabin z ramienia i ujął go w dłonie.

Jako ostatni wdrapał się na pokład Jean-Pierre. Stanął w otwartych drzwiach wyglądając na zewnątrz z unoszącego się helikoptera. Jane ogarnęła panika. Dobrze Ellisowi mówić, żeby spoliczkowała Jean-Pierre’a, kiedy będą startowali, ale jak to zrobić? W tej chwili Jean-Pierre stoi w otwartych drzwiach odwrócony do niej plecami – gdyby próbowała go uderzyć, prawdopodobnie straciłaby równowagę i wypadła. Spojrzała na Ellisa w nadziei na jakąś wskazówkę. Na jego twarzy malowało się skupienie i napięcie, ale ich oczy nie spotkały się.

Helikopter wzniósł się na osiem, może dziesięć stóp nad ziemię, zawisł tak na chwilę, potem jakby się pochylił, nabrał szybkości i zaczął znowu piąć w górę.

Jean-Pierre odwrócił się od drzwi, postąpił krok w głąb kabiny i wtedy zauważył, że nie ma gdzie usiąść. Zawahał się. Jane wiedziała, że powi

I wtedy zaskoczyła.

Była zmęczona, przygnębiona, obolała, głodna i nieszczęśliwa, a on chciał, żeby wstała dźwigając ich dziecko po to, by on mógł usiąść. Ten pogardliwy ruch kciuka zdawał się stanowić podsumowanie całego jego okrucieństwa, złośliwości i podłości i rozwścieczył ją. Wstała z Chantal kołyszącą się jej u szyi i przysuwając twarz do jego twarzy krzyknęła:

– Ty sukinsynu! Ty sukinsynu! – Jej słowa utonęły w ryku silników i poświście wiatru, ale wyraz jej twarzy wyraźnie go przeraził, bo cofnął się przestraszony o krok. – Nienawidzę cię! – wydarła się Jane, doskoczyła do niego z wyciągniętymi przed siebie rękami i wypchnęła go z furią przez otwarte drzwi helikoptera.

Rosjanie popełnili jeden błąd. Był niewielki, ale stanowił jedyną szansę Ellisa, którą ten był zdecydowany do końca wykorzystać. Ten błąd polegał na skuciu mu rąk na piersiach, a nie za piecami.

Miał nadzieję, że wcale nie założą mu kajdanek – właśnie dlatego nadludzkim wysiłkiem powstrzymał się od uczynienia czegokolwiek, kiedy Jean-Pierre zaczął bić Jane po twarzy. Wtedy istniała jeszcze szansa, że zostawią mu swobodę ruchów: był przecież bezbro

Na szczęście nie Anatolij zakładał kajdanki – robił to żołnierz. Żołnierze wiedzą, że łatwiej poradzić sobie z więźniem, który ma ręce skute na piersiach – istnieje wtedy mniejsze prawdopodobieństwo, że się przewróci i może bez pomocy wsiadać na ciężarówki czy do helikoptera. Kiedy więc Ellis ulegle wyciągnął przed siebie ręce, żołnierz nawet się nie zawahał.

Bez niczyjej pomocy Ellis nie zdołałby pokonać trzech mężczyzn, zwłaszcza że co najmniej jeden z tej trójki był uzbrojony. Jego szansę w otwartej walce były zerowe. Jedyna nadzieję mógł pokładać w rozbiciu helikoptera.

Nastąpiła chwila czasu martwego, kiedy Jane stała w otwartych drzwiach z kołyszącym się jej u szyi dzieckiem i patrzyła z przerażeniem na twarzy, jak Jean-Pierre wypada w przestrzeń; i w tym momencie Ellis pomyślał: jesteśmy zaledwie dwanaście stóp nad ziemia, ten sukinsyn prawdopodobnie wyżyje, wielka szkoda; potem do Jane doskoczył Anatolij i przytrzymał ją chwytając od tyłu za ramiona. Teraz Anatolij z Jane stali między Ellisem a żołnierzem znajdującym się po drugiej stronie kabiny.

Ellis odwrócił się błyskawicznie, podskoczył w górę obok podniesionego fotela pilota, przerzucił skute kajdankami ręce przez głowę mężczyzny, ściągnął łańcuszek kajdanek na jego gardło i uwiesił się na nich całym ciężarem ciała.

Pilot nie poddał się panice.

Nie odrywając stóp od pedałów i lewej ręki od dźwigni skoku ogólnego, sięgnął w górę prawą i wpił się paznokciami w przegub Ellisa.

Ellisa ogarnęło na moment przerażenie. To była ostatnia szansa i miał do dyspozycji zaledwie jedną, najwyżej dwie sekundy. Żołnierz obecny w kabinie będzie się powstrzymywał od użycia karabinu w obawie, że postrzeli pilota; Anatolij, zakładając, że jest również uzbrojony, również będzie się tego bał; ale po chwili jeden z nich uzmysłowi sobie, że nie mają nic do stracenia, bo jeśli nie zastrzelą Ellisa, maszyna i tak się rozbije – podejmą więc ryzyko.

Ktoś chwycił Ellisa od tyłu za ramiona. Widząc kątem oka mignięcie szarego rękawa zorientował się, że to Anatolij. Strzelec siedzący w dolnej części nosa helikoptera obejrzał się i zauważywszy, co się dzieje, zaczął się gramolić ze swego miejsca.

Ellis szarpnął ostro łańcuszkiem. Pilot, nie wytrzymując dłużej bólu, poderwał w górę obie ręce i uniósł się w fotelu.





Gdy tylko ręce i stopy pilota oderwały się od sterów, maszyna zaczęła podskakiwać i zataczać się na wietrze. Ellis był na to przygotowany i utrzymał się na nogach zapierając się o oparcie fotela pilota; ale znajdujący się za nim Anatolij stracił równowagę i puścił go.

Ellis zwlókł pilota z fotela i rzucił go na podłogę, po czym sięgnął do sterów i popchnął w dół dźwignię skoku ogólnego. Helikopter runął w dół jak kamień.

Ellis odwrócił się i przygotował na wstrząs.

Pilot leżał na podłodze kabiny u jego stóp, trzymając się kurczowo za gardło. Anatolij rozciągnął się jak długi pośrodku kabiny. Jane przykucnęła w kącie osłaniając ramionami Chantal. Żołnierz upadł również, ale odzyskał już równowagę i klęczał teraz na jednym kolanie unosząc kałasznikowa i kierując lufę na Ellisa. W chwili gdy pociągał za spust, koła helikoptera zderzyły się z ziemią.

Wstrząs rzucił Ellisa na kolana, ale był nań przygotowany i zdołał utrzymać równowagę. Żołnierz zatoczył się w bok, a seria z jego karabinu przebiła kadłub o jard od głowy Ellisa; upadł na twarz wypuszczając karabin z rąk i wyciągając je przed siebie, żeby zamortyzować upadek.

Ellis schylił się, porwał z podłogi karabin i ujął go niezgrabnie w skute kajdankami dłonie.

Była to chwila czystej radości.

Walczył. Uciekał, pojmano go i upokorzono, cierpiał zimno, głód i strach i stał bezsilny, kiedy policzkowano Jane; ale teraz ma nareszcie szansę, by stanąć do walki.

Położył palec na spuście. Dłonie miał skute zbyt blisko jedna drugiej, by trzymać kałasznikowa w normalnej pozycji, ale zdołał podeprzeć niekonwencjonalnie lufę chwytając lewą dłonią za zakrzywiony magazynek sterczący ku dołowi tuż przed osłoną spustu.

Silnik helikoptera zgasł i wirniki zaczęły zwalniać. Ellis rzucił spojrzenie na pokład nawigacyjny i zobaczył, że strzelec wyskakuje przez drzwi po stronie pilota. Musi szybko przejąć kontrolę nad sytuacją, zanim Rosjanie na zewnątrz pozbierają się z rozumem.

Przesunął się tak, że Anatolij, który leżał rozciągnięty na podłodze, znalazł się między nim a drzwiami kabiny pasażerskiej i przyłożył lufę karabinu do jego policzka.

Żołnierz gapił się na niego przerażony z kąta.

– Wysiadaj – warknął Ellis wskazując mu ruchem głowy drzwi. Żołnierz zrozumiał i wyskoczył z maszyny.

Pilot wciąż leżał i miał wyraźne kłopoty z oddychaniem. Ellis kopniakiem zwrócił na siebie jego uwagę i kazał mu też wysiadać. Mężczyzna podźwignął się z trudem na nogi i wciąż trzymając się za gardło wyskoczył przez drzwi za żołnierzem.

– Powiedz temu facetowi, żeby wysiadał z helikoptera i stanął tuż przy nim plecami do mnie – zwrócił się do Jane. – Szybciej, szybciej!

Jane wydarła się potokiem rosyjskiego na Anatolija. Ten podniósł się na nogi, posłał Ellisowi pełne nienawiści spojrzenie i powoli wygramolił się z maszyny.

Ellis przyłożył lufę karabinu do karku Anatolija i znowu zwrócił się do Jane.