Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 57 из 90

Odwróciła się znowu do Ellisa. Siedział z rękami założonymi na piersi i przyglądał się jej z uśmiechem. I nagle poczuła, że nie chce, by odchodził. Wiedziona jakimś impulsem powiedziała:

– A może byś zjadł ze mną kolację? Ale mam tylko chleb i zsiadłe mleko.

– Chętnie.

Podała mu Chantal.

– Pójdę powiedzieć Farze.

Wziął od niej małą, a ona wyszła na podwórko. Fara grzała wodę na kąpiel dla

Chantal. Jane sprawdziła łokciem temperaturę i stwierdziła, że jest akurat.

– Ukrój chleba dla dwojga ludzi – powiedziała w dari. Fara zrobiła wielkie oczy i Jane uświadomiła sobie, że zaproszenie na kolację mężczyzny przez samotną kobietę było dla niej czymś szokującym. Do diabła z tym, pomyślała. Podźwignęła garnek z wodą i wniosła go do chaty.

Ellis siedział na wielkiej poduszce pod naftową lampą i bujał Chantal na kolanie, recytując jej przyciszonym głosem wierszyk. Jego wielkie owłosione dłonie opasywały malutkie, różowe ciałko. Mała patrzyła na niego zadzierając główkę, gaworzyła radośnie i wymachiwała tłustymi nóżkami. Jane zatrzymała się w progu zafascynowana tą sceną. Przez głowę przemknęła jej myśl, że to Ellis powinien być ojcem Chantal.

Naprawdę? – zapytała samą siebie patrząc na tych dwoje. Naprawdę chciałabym tego? Ellis skończył rymowankę, spojrzał na Jane i uśmiechnął się trochę zakłopotany, a ona pomyślała – tak, naprawdę.

O północy wybrali się na spacer na wzgórze. Jane szła przodem, Ellis postępował za nią ze swoim wielkim śpiworem pod pachą. Wykąpali Chantal, zjedli skromną kolację składającą się z chleba i zsiadłego mleka, Jane nakarmiła jeszcze raz małą i ułożyła ją na noc na dachu, gdzie spała teraz twardo u boku Fary, która oddałaby za nią życie. Ellis pragnął wziąć Jane poza domem, w którym była żoną kogoś i

– Znam miejsce, do którego możemy pójść.

Teraz zeszła z górskiej ścieżki i poprowadziła Ellisa kamienistą pochyłością ku swej sekretnej samotni, ukrytej skalnej półce, gdzie opalała się nago i natłuszczała brzuch przed przyjściem Chantal na świat. Odnalazła ją łatwo w świetle księżyca. Spojrzała na leżącą w dole wioskę, gdzie na podwórkach żarzyły się jeszcze głownie z palenisk, a za oszklonymi oknami migotało kilka naftowych lamp. Ledwie odróżniała zarysy swej chaty. Za kilka godzin, o brzasku, zobaczy śpiące na dachu postacie Chantal i Fary. Będzie zadowolona – po raz pierwszy zostawiła Chantal na noc.

Odwróciła się. Ellis rozsunął już suwak śpiwora i rozkładał go na ziemi jak koc. Jane była skrępowana i czuła się nieswojo. Przypływ ciepła i pożądania, który naszedł ją w domu, gdy obserwowała go, jak recytuje dzieci

– Chodź tu i usiądź – odezwał się Ellis.

Przysiadła obok niego na rozpostartym śpiworze. Patrzyli oboje na pogrążoną w mroku wioskę. Nie dotykali się. Nastąpiła chwila napiętej ciszy.

– Nikt poza mną nigdy tu nie był – oznajmiła Jane, żeby coś powiedzieć.

– Po co tu przychodziłaś?

– Och, żeby sobie poleżeć w słońcu i myśleć o niczym – odparła i zaraz pomyślała: O rany, a co mi tam, do diabła, i wyrzuciła z siebie: – Nie, to niezupełnie prawda, onanizowałam się.

Roześmiał się, otoczył ją ramieniem i przytulił do siebie.

– Cieszę się, że nie nauczyłaś się jeszcze dobierać słów – powiedział.

Odwróciła ku niemu twarz. Pocałował ją delikatnie w usta. Lubi mnie za moje wady, pomyślała: za mój nietakt, popędliwość, niewyparzony język, za mój upór i zawziętość.

– Chyba nie chcesz mnie zmieniać? – spytała.

– Och, Jane, brakowało mi ciebie. – Zamknął oczy i ciągnął przyciszonym głosem: – Prawie przez cały czas nie zdawałem sobie sprawy, jak mi ciebie brak.





– Położył się pociągając ją za sobą tak, że spoczęła na nim. Całował delikatnie jej twarz. Uczucie zakłopotania nagle ustąpiło. Kiedy ostatni raz go całowałam, pomyślała, nie miał brody. Poczuła ruch jego dłoni – rozpinał jej koszulę. Nie nosiła biustonosza – nie miała wystarczająco dużego – i wydawało się jej ciągle, że ma piersi na wierzchu. Wsunęła mu rękę pod koszulę i dotknęła długich włosków otaczających brodawkę. Prawie już zapomniała, jak to jest być z mężczyzną. Od paru miesięcy jej życie pełne było melodyjnych głosów i gładkich twarzy kobiet i dzieci; teraz nagle zapragnęła poczuć pod palcami szorstką skórę, twarde uda i drapiące policzki. Zagłębiła palce w jego brodzie i wpychając mu język między wargi rozwarła je. Jego ręce odnalazły jej nabrzmiałe piersi, przeszedł ją dreszcz rozkoszy i już wiedziała, co się za chwilę zdarzy, ale nie była w stanie temu zapobiec, bo chociaż oderwała się od niego gwałtownie, poczuła, jak z obu sutków trysnęły na jego dłonie strużki ciepłego mleka. Zaczerwieniła się ze wstydu.

– O Boże, przepraszam – wybąkała. – Co za obrzydliwość. Nie mogłam tego powstrzymać…

Uciszył ją kładąc jej palec na ustach.

– Nic się nie stało – powiedział. Mówiąc pieścił jej piersi i po chwili całe były wilgotne i śliskie. – To normalne. Zdarza się. To podnieca.

To nie może podniecać, pomyślała, ale przysunął się, wtulił twarz w jej piersi i zaczął je całować pieszcząc jednocześnie. Powoli odprężyła się i zaczęła poddawać wrażeniu, jakie to na niej wywierało. W końcu znowu z sutków pociekło mleko, a ją przeszedł dreszcz rozkoszy, ale tym razem nie speszyła się.

– Aaaach – jęknął Ellis i szorstka powierzchnia jego języka dotknęła wrażliwych brodawek. Jak zacznie ssać, to nie wytrzymam, pomyślała.

Zupełnie jakby odczytał jej myśli. Otoczył wargami długi sutek, wciągnął go do ust i zaczął ssać, ujmując jednocześnie drugi pomiędzy kciuk a palec wskazujący i pociskając delikatnie i rytmicznie. Jane wydała mimowolny okrzyk i uczucie towarzyszące wytryskowi dwóch strużek mleka, jednej w jego dłoń, drugiej do ust, było tak rozkoszne, że jej ciałem zaczęły wstrząsać nie kontrolowane dreszcze.

– O Boże, o Boże, o Boże – jęczała, dopóki to uczucie nie ustało, a wtedy osunęła się na Ellisa.

Przez chwilę nie mogła myśleć o niczym i

– Duszę się – rozległ się po chwili stłumiony głos Ellisa. Zsunęła się z niego.

– Czy myśmy powariowali? – spytała.

– Tak. Zaśmiała się.

– Robiłeś to już kiedyś?

– Tak – odparł po chwili wahania.

– I jak… – Wciąż odczuwała lekkie zakłopotanie. – I jakie to jest w smaku?

– Ciepłe i słodkie. Jak mleko z puszki. Miałaś orgazm?

– Nie zauważyłeś?

– Nie byłem pewien. U dziewczyn trudno to czasami stwierdzić na sto procent.

Pocałowała go.

– Miałam. Mały, ale niewątpliwy. Taki orgazm pocieszenia.

– Mnie niewiele brakowało.

– Naprawdę? – Przesunęła dłonią po jego ciele. Miał na sobie cienką, bawełnianą pidżamowatą koszule i szarawary, jakie nosili Afgańczycy. Pod materiałem wyczuwała jego żebra i kości biodrowe – zniknęła gdzieś ta miękka, podskórna warstewka tłuszczu, w którą obrastają wszyscy ludzie Zachodu, z wyjątkiem najchudszych. Natrafiła na sterczący pionowo, wypychający spodnie penis.