Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 23 из 90

Pomyślał na koniec o Petal. Próbowałem, powiedział sobie, naprawdę próbowałem i nie sądzę, żebym specjalnie źle to przeprowadził – wydaje mi się, że to był zamiar z góry skazany na niepowodzenie. Gill i Bernard dają jej wszystko, czego potrzebuje. W jej życiu nie ma miejsca dla mnie. Jest szczęśliwa beze mnie. Zamknął dzie

Wziął czystą kartkę papieru i wyjął pióro z kieszonki koszuli. Zastanowił się chwilę, po czym napisał:

Do Petal: Tak, możesz je przekłuć. Twój kochający tata.

ROZDZIAŁ 6

Rzeka Pięciu Lwów nigdy nie była ciepła, ale teraz, w balsamicznym wieczornym powietrzu pod koniec zakurzonego dnia, kiedy kobiety zeszły na przeznaczony wyłącznie dla nich odcinek jej brzegu, by się wykąpać, wydawała się trochę mniej lodowata. Jane zacisnęła zęby, żeby nie szczękały jej z zimna, weszła z i

Skończyła, wyszła na brzeg i stanęła dygocząc z zimna obok Zahary, która z energicznym chlupotaniem i pryskaniem myła sobie włosy w sadzawce, prowadząc przy tym ożywioną konwersację. Zahara jeszcze raz zanurzyła głowę w wodzie i sięgnęła po ręcznik. Pomacała w zagłębieniu w piaszczystej ziemi, ale nie znalazła go.

– Gdzie mój ręcznik? – wrzasnęła. – Włożyłam go do tej dziury. Kto go ukradł?

Jane podniosła ręcznik leżący za plecami Zahary.

– Tu jest – powiedziała. – Włożyłaś go nie do tej dziury.

– Powiedział mułła do żony! – krzyknęła Zahara i reszta kobiet wybuchnęła piskliwym śmiechem.

Wieśniaczki traktowały już Jane jak swoją. Ostatnie ślady rezerwy i nieufności zniknęły wraz z przyjściem na świat Chantal, co w ich oczach zdawało się potwierdzać, że Jane jest taką samą kobietą jak każda z nich. Rozmowa nad rzeką była zadziwiająco frywolna – może dlatego, że dzieci pozostały we wsi pod opieką starszych sióstr i babek, ale chyba raczej przez Zaharę. Dominował tu jej donośny głos, jej roziskrzone oczy i jej bogaty, gardłowy śmiech. Bez wątpienia tutaj odreagowywała stałe tłumienie swojej osobowości. Miała wulgarne poczucie humoru, którego Jane nie spotkała u żadnej i

Tego wieczora nad rzeką panowała atmosfera podniecenia. Spodziewano się dzisiaj powrotu konwoju, który wyruszył ostatnio do Pakistanu. Mężczyźni oprócz tego, co najważniejsze do prowadzenia wojny, czyli karabinów, amunicji i materiałów wybuchowych, przywiozą też garść luksusowych towarów – może jakiś szal, trochę pomarańczy, plastykowe ozdoby.





Mąż Zahary, Ahmed Gul, jeden z synów akuszerki Rabii, prowadził ten konwój i Zahara była wyraźnie podekscytowana perspektywą ponownego z nim spotkania. Gdy byli razem, nie różnili się od i

W ciepłym, suchym powietrzu skóra Jane obeschła niemal natychmiast. Była pełnia lata z długimi, suchymi i upalnymi dniami. Ładna pogoda potrwa jeszcze z miesiąc, dwa, a potem do końca roku będzie już przejmujące zimno. Zaharze wciąż nie dawał spokoju temat wczorajszej rozmowy.

– Co by tam nie mówili, najpewniejszym sposobem zajścia w ciążę jest Robić To codzie

– A jedynym sposobem na to, żeby nie zajść w ciążę, jest Nie Robić Tego wcale – poparła ją Halima, markotna, ciemnooka żona Mohammeda Khana. Halima miała czwórkę dzieci, ale wśród nich tylko jednego chłopca – Mousę – i była bardzo zawiedziona dowiedziawszy się, że Jane nie zna żadnego sposobu na zwiększenie szans urodzenia dziecka płci męskiej.

– No ale co powiedzieć mężowi, który wraca do domu po sześciu tygodniach spędzonych w konwoju? – spytała Zahara.

– Zrób tak jak żona mułły i podstaw mu nie tę dziurę – poradziła Jane.

Zahara ryknęła śmiechem. Jane uśmiechnęła się. O tej metodzie regulowania urodzin nie wspominano na przyśpieszonych kursach w Paryżu, ale było oczywiste, że nowoczesne techniki antykoncepcyjne nie dotrą do Doliny Pięciu Lwów jeszcze przez wiele lat, uciekać się więc trzeba do tradycyjnych środków, popartych może tylko garścią informacji uświadamiających.

Rozmowa zeszła na żniwa. Dolina przeistoczyła się w morze złocistej pszenicy i brodatego jęczmienia, ale duża część plonów marniała na polach, bo młodzi mężczyźni odeszli na wojnę, a starszym koszenie przy księżycu szło bardzo powoli. Pod koniec lata wszystkie rodziny zsumują worki mąki i kosze suszonych owoców, przejrzą stadka drobiu i kóz, policzą skromne oszczędności i zaczną się zastanawiać, czy starczy im jajek i mięsa, oraz przewidywać spodziewane zimowe ceny ryżu i jogurtu, po czym kilka z nich spakuje swój ubogi dobytek i wyruszy w długą wędrówkę przez góry, by założyć nowe domy w obozach dla uchodźców w Pakistanie, jak to już zrobił sklepikarz oraz miliony i

Jane obawiała się, że Rosjanie uczynią z tej migracji swoją politykę, że nie będąc w stanie pokonać partyzantów, skoncentrują się na wyniszczaniu społeczności, pośród których oni żyją, tak jak to robili Amerykanie w Wietnamie; na nękaniu całych połaci kraju nalotami dywanowymi, które obrócą Dolinę Pięciu Lwów w wyludnione pustkowie i zmuszą Mohammeda, Zaharę i Rabię do dołączenia do bezdomnych, pozbawionych własnego państwa, nie mających przed sobą żadnej przyszłości mieszkańców obozów. Rebelianci nie potrafiliby stawić czoła takiej szeroko zakrojonej, błyskawicznej ofensywie, bo nie dysponowali bronią przeciwlotniczą.

Ale afgańskie kobiety nie zdawały sobie sprawy z tego zagrożenia. Nigdy nie rozmawiały o wojnie, a jeśli już, to tylko o jej konsekwencjach. Zdawały się nie żywić żadnych uczuć względem cudzoziemców, przynoszących do ich doliny śmierć gwałtowną i powolną śmierć głodową. Uważały Rosjan za wybryk natury, za coś porównywalnego z pogodowymi anomaliami – naloty bombowe były dla nich jak trzaskający mróz, fatalny w skutkach, ale przez nikogo nie zawiniony.