Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 22 из 90

– A jakie jest ryzyko, że Rosjanie dostaną naszego człowieka?

– Znikome. Skoro nie potrafią pojmać Masuda, to jak mieliby schwytać tajnego agenta, wysłanego na spotkanie z Masudem?

– Dobrze – powiedział Winderman, rozgniatając w popielniczce niedopałek papierosa. – Chcę, żebyś to ty był tym agentem.

Ellis zaniemówił z wrażenia. Uświadomił sobie, że właściwie powinien był przewidzieć, do czego to wszystko zmierza, ale problem zbytnio go zaabsorbował.

– Ja już się tym nie zajmuję – wybąkał, ale w jego głosie brak było zdecydowania i nie potrafił opędzić się od myśli, że zobaczyłby się z Jane. Zobaczyłby się z Jane!

– Rozmawiałem telefonicznie z twoim szefem – oznajmił Winderman. – Jego zdaniem skierowanie do Afganistanu mogłoby rozbudzić w tobie na nowo zamiłowanie do pracy w terenie.

A więc było to z góry ukartowane. Biały Dom pragnie osiągnąć w Afganistanie jakiś dramatyczny cel, zwrócił się więc do CIA o wypożyczenie agenta. CIA pragnie skłonić Ellisa do powrotu do pracy w terenie, poradziła więc Białemu Domowi, żeby jemu zaproponował podjecie się tej misji, wiedząc albo podejrzewając, że nie oprze się raczej perspektywie ponownego spotkania z Jane.

Ellis nie znosił, kiedy nim manipulowano.

Ale chciał pojechać do Doliny Pięciu Lwów.

Milczenie przeciągało się. Przerwał je w końcu zniecierpliwiony Winderman:

– No jak, zgadzasz się?

– Zastanowię się – odparł Ellis.

Ojciec Ellisa czknął cicho, przeprosił i powiedział: – Dobre było.

Ellis odsunął od siebie talerz z wiśniowym plackiem i otarł krem z ust. W swoim wieku musiał już dbać o wagę.

– Naprawdę wyśmienite, mamo, ale już nie mogę – westchnął przepraszająco.

– Nikt już nie je jak dawniej – powiedziała. Wstała i zaczęła sprzątać ze stołu. – Wszystko przez to, że wszędzie jeździ się samochodami.

Ojciec odsunął się z krzesłem od stołu. – Mam trochę papierkowej roboty – powiedział.





– Nadal nie zatrudniasz księgowego? – spytał Ellis.

– Nikt się tak nie zatroszczy o twoje pieniądze, jak ty sam – oświadczył ojciec. – Przekonasz się o tym, jeśli kiedykolwiek się ich dorobisz. – Wyszedł z pokoju, by zaszyć się w swojej kryjówce.

Ellis pomógł matce w wynoszeniu talerzy. Rodzina wprowadziła się do tego czterosypialniowego domu w Teaneck w stanie New Jersey, kiedy Ellis miał trzynaście lat, ale pamiętał tę przeprowadzkę, jakby to było wczoraj. Szykowali się do niej dosłownie latami. Ojciec stawiał ten dom z początku sam, potem zatrudnił przy budowie pracowników swego rozkręcającego się przedsiębiorstwa budowlanego, ale tylko w okresach zastoju w interesach. Kiedy interes zaczynał iść dobrze, zawieszał prace na budowie. Wprowadzali się do domu w surowym właściwie stanie: nie działało ogrzewanie, w kuchni nie było szafek i pozostawały jeszcze do wykonania prace malarskie. Co prawda następnego dnia z kranów pociekła ciepła woda, ale stało się tak tylko dlatego, że mama zagroziła rozwodem. Dom został jednak wreszcie wykończony i Ellis oraz jego bracia i siostry mogli dorastać każde we własnym pokoju. Jak na potrzeby rodziców dom był teraz za duży. Ellis miał jednak nadzieję, że się go nie pozbędą. Dobrze się tu czuł.

– Mamo, pamiętasz tę walizkę, którą zostawiłem tutaj po powrocie z Azji?

– spytał, kiedy zapełnili maszynę do zmywania naczyń.

– Naturalnie. Jest w szafie w małej sypialni.

– Dzięki. Chciałbym przejrzeć zawartość.

– No to idź. Ja już tu sama skończę.

Ellis wspiął się po schodach do małej sypialni na poddaszu. Rzadko z niej korzystano i wokół pojedynczego tapczanika stały dwa połamane krzesła, stara kanapa i cztery czy pięć kartonowych pudeł, pełnych dziecięcych książek i zabawek. Ellis otworzył szafę i wyjął z niej małą czarną plastykową walizeczkę. Położył ją na tapczanie, ustawił odpowiednią kombinacje cyfr szyfrowego zatrzasku i uniósł wieko. Z wnętrza buchnął odór stęchlizny – walizki nie otwierano od dobrych dziesięciu lat. Było w niej wszystko: medale, oba pociski wyjęte z jego ciała, wojskowy poradnik FM 5-31 zatytułowany „Pułapki minowe”, fotografia Ellisa na tle helikoptera – jego pierwszego Hueya – uśmiechniętego, młodo wyglądającego i (kurczę blade!) szczupłego, karteczka od Frankie Amafiego z dedykacją

Sukinsynowi, który podprowadził mi nogę” – heroiczny żart, bo Ellis rozwiązał wtedy ostrożnie sznurowadło Frankie’emu, pociągnął za but i w ręku zostało mu pół nogi, obciętej w kolanie przez wygiętą dziko łopatkę wirnika, zegarek Jimmy’ego Jonesa, który stanął na piątej trzydzieści. „Zatrzymaj go, synu”, powiedział do Ellisa ojciec Jimmy’ego poprzez mgłę alkoholowego zamroczenia – „byłeś przecież jego przyjacielem, a to więcej, niż kiedykolwiek stanowiłem dla niego ja”, i dzie

Kartkował stronice. Wystarczyło, by przeczytał na chybił trafił kilka słów, a od razu przypominał sobie cały dzień, tydzień, bitwę. Zapiski zaczynały się beztrosko, wyzierała z nich żądza przygód i wielka pewność siebie; stopniowo jednak wkradało się do nich rozczarowanie, przychodziło otrzeźwienie, zniechęcenie, rozpacz, a w końcu myśli o samobójstwie. Pełne przygnębienia zdania wywoływały z pamięci żywe sceny: „Te cholerne żółtki nie chciały wysiąść z helikoptera

– skoro tak bardzo chcą, żeby ich bronić przed komunizmem, to czemu sami nie walczą?” i jeszcze: „Kapitan Johnson chyba zawsze był dupą wolową, ale żeby zginąć taką śmiercią, od granatu ciśniętego przez jednego ze swoich ludzi?”, i dalej: „Kobiety noszą karabiny pod sukienkami, a dzieciaki granaty za pazuchą, więc co, do kurwy nędzy, mamy robić, poddać im się?”. Ostatnie zdanie brzmiało: „To, co mi się w tej wojnie nie podoba, to to, że jesteśmy po niewłaściwej stronie. Źli z nas faceci. Dlatego właśnie chłopaki wykręcają się jak mogą od poboru; dlatego właśnie Wietnamczycy nie będą walczyć; dlatego właśnie generałowie okłamują polityków, politycy łżą dzie

Wiedział, że to irracjonalne. Zdał sobie z tego sprawę po powrocie z Paryża i przez jakiś czas rozmyślał nad tym, jak praca, którą wykonywał, zrujnowała mu życie. Postanowił zaprzestać wysiłków na rzecz odkupienia grzechów Ameryki. Ale obecna propozycja… obecna propozycja była jakaś i

A poza tym była tam Jane.

Sama możliwość ponownego jej ujrzenia rozpaliła w nim na nowo starą namiętność. Nie dalej jak kilka dni temu potrafił pomyśleć o niej i o grożącym jej niebezpieczeństwie, po czym odsunąć od siebie te myśli i przewrócić stronę czasopisma. Teraz wspomnienie Jane nie odstępowało go ani na chwilę. Zastanawiał się, czy włosy ma długie czy krótkie, przytyła czy zeszczuplała, czy jest zadowolona z życia, jakie sobie wybrała, czy Afgańczycy odnoszą się do niej z sympatią i – to najczęściej – czy nadal kocha Jean-Pierre’a? „Dam ci radę”, powiedziała na pożegnanie Gill, „sprawdź, co u niej”. Mądra Gill.